Gdy tylko wynurzyłam się z jeziora, ruszyłam na poszukiwania moich towarzyszy, drżąc przy okazji z zimna. Lodowata woda spływała po moim ciele, a z powodu dość mocnego wiatru, przechodziły mnie dreszcze. Makijaż z pewnością rozmazał się na mojej twarzy, a gdy szłam, moje buty człapały głośno, z powodu znajdującej się w nich cieczy. Nie ma to, jak atrakcyjny wygląd na imprezie, prawda? Z drugiej strony szybko przestałam przejmować się upitymi w trupa ludźmi, którzy nawet nie zwracali na mnie uwagi. Wiele osób również było przemoczonych do suchej nitki i większość z nich tłoczyła się przy ognisku, tańcząc do ogłuszającej muzyki. Ja zdecydowanie wolałam wrócić do domu, dlatego teraz przemykałam przez tłum niczym cień.
Po chwili straciłam rachubę czasu i nawet nie wiem, jakim cudem znalazłam Chasa, który zaprowadził mnie do samochodu i poszedł poszukać Yves. Jedyne co czułam to potworne zmęczenie i mokre ubrania, ale przynajmniej nie było mi już tak zimno, bo Chase włączył ogrzewanie. Powieki mi ciążyły i coraz bardziej traciłam kontakt z rzeczywistością. Próbowałam nie zasypiać, ale to było silniejsze ode mnie. Zanim zdążyłam całkiem odpłynąć, zauważyłam szatyna niosącego przemoczoną Yves, która najprawdopodobniej zbytnio się upiła. Ostatnim, co pomyślałam, było to, że strasznie uroczo razem wyglądają i zdecydowanie muszą być razem. Później ogarnęła mnie ciemność.
✖✖✖
Obudziłam się z jakżeby inaczej, ostrym bólem głowy i wyschniętymi ustami, z których czuć było nieświeży zapach. Uchyliłam ociężałe powieki, czując, że leżę jednocześnie na czymś miękkim i niewygodnym. Rozejrzałam się i z niedowierzaniem zaczęłam uświadamiać sobie sytuację rozgrywającą się na moim łóżku. Blondynka i szatyn, leżeli bardzo blisko siebie, praktycznie się obejmując, a ja znajdowałam się między nimi, z głową na udach Yves i z nogami na plecach Chasa. Zmarszczyłam brwi, wiedząc, że mam dość spore luki w pamięci. Spojrzałam na zegarek leżący na biurku i westchnęłam, przymykając oczy. Niestety miałam dzisiaj ważną poprawkę, tak więc nie ma opcji, żebym ją odpuściła. Powinnam zdążyć, jeśli się pospieszę. Dźwignęłam się na łokciach, próbując wydostać się z plątaniny ciał. Normalny człowiek, z pewnością zdążyłby się wybudzić, ale nie moi przyjaciele. Oni nie są normalni. W końcu wylądowałam na podłodze, przeklinając pod nosem i zazdroszcząc tym, którzy w przeciwieństwie do mnie, mogą sobie jeszcze smacznie spać. Z gracją pijanego nosorożca podniosłam się z ziemi i podeszłam do szafy, mrużąc oczy, z powodu zawrotów głowy. Ściągnęłam z półki przypadkowe ubranie, w tym wypadku czarne legginsy i tego samego koloru bluzę z kapturem. Zdecydowanie nie przejmowałam się dziś swoim wyglądem. Doprowadziłam moje ciało do minimalnego porządku, po czym rezygnując z makijażu, włożyłam na swój nos duże okulary przeciwsłoneczne niewiadomego pochodzenia. Co z tego, że nie świeciło słońce. Założyłam na nogi pierwsze lepsze adidasy i zgarnęłam torbę, zbiegając po schodach na dół. Zatrzymałam się w połowie drogi, widząc stojącą przede mną postać. Wyglądała na zmęczoną, ale mimo to wciąż miała na sobie nienaganny makijaż i fryzurę. Gdyby nie jej poplamione dresy i puszyste kapcie, pomyślałabym, że szykuje się do wyjścia. W jednej ręce trzymała kubek z kawą i nie wyglądała na zaskoczoną, gdy mnie ujrzała.
— N-nie poszłaś do pracy? — wyjąkałam zaskoczona.
— Nie, zaczynam za parę godzin. — Zmierzyła mnie wzrokiem, podpierając rękę na biodrze. — Widzę, że pod moją nieobecność dzieje się wiele rzeczy.
Wzięłam głęboki oddech, próbując na szybko wymyślić jakąś wymówkę.
— Nic nie mów. Zajrzałam wcześniej do twojego pokoju i nawet nie chcę wiedzieć, co tam robiliście.
— Ale...ja, to... — dukałam, mając pustkę w głowie.
— Idź ty już lepiej do szkoły, pogadamy o tym później. Obudzę twoich przyjaciół, jak będę wychodzić z domu — powiedziała, kręcąc głową, po czym odeszła posuwistym krokiem w stronę salonu, mamrocząc pod nosem coś, o zostawianiu dzieci samych w domu.
Podążyłam za nią wzrokiem, dziwiąc się, że nie była na mnie zła. Wzruszyłam ramionami i wyszłam z domu. Jak na razie mi się upiekło.
Niestety, jak się później okazało, kosztowało mnie to spóźnienie na pierwszą lekcję. Nałożyłam na głowę kaptur, mając nadzieję, że nikt mnie nie rozpozna, po czym zaczęłam torować sobie drogę, przez tłum uczniów zmierzających do swoich klas. Podeszłam do swojej szafki i tak, jak zawsze, wprowadziłam do niej kod. Oczywiście musiała się zaciąć. Ponowiłam czynność jeszcze parę razy, czując coraz większą irytację. W końcu, tracąc resztki cierpliwości - bo do takich rzeczy nie miałam jej wcale - uderzyłam z impetem w powierzchnię metalu. O dziwo, ta uchyliła się z lekkim skrzypnięciem. Zgarnęłam potrzebne podręczniki, nawet nie fatygując się, żeby schować je do plecaka, po czym pobiegłam pustym już korytarzem, w stronę sali chemicznej. Po drodze spadł mi jeden z zeszytów, więc schyliłam się, żeby go podnieść, a gdy wyprostowałam się z zamiarem dalszej wędrówki, ktoś zastąpił mi przejście.
— Zejdź mi z drogi — warknęłam, próbując wyminąć ów osobę i nawet nie próbując udawać miłą. To zdecydowanie nie był mój dzień, ale czego innego spodziewać się po skacowanej dziewczynie?
Niestety, chłopak - bo określiłam jedynie jego płeć, przez klatkę piersiową, która była na wprost moich oczu - nie przepuścił mnie, a wręcz przeciwnie, nie ruszył się z miejsca.
— Wystarczyłoby zwykłe "dziękuję" — mruknął, wkładając dłonie do kieszeni dresów.
Wtedy raptownie się zatrzymałam i uniosłam swój wzrok wyżej. Natychmiast spoważniałam i cofnęłam się o krok.
— Nie muszę ci za nic dziękować, Blake. — Z moich ust wydobyły się słowa zimne niczym lód. Nie musiałam nawet udawać swojej niechęci. Gdy tylko go ujrzałam, moje ciało opanowały wszystkie negatywne emocje.
— Sądząc po twoim wyglądzie, dobrze się wczoraj zabawiłaś — powiedział niewzruszony, omiatając spojrzeniem moją sylwetkę, oraz okulary, które wciąż miałam przed oczami. — Powinnaś jednak pamiętać, że uratowałem ci życie. — Uśmiechnął się gorzko, jakby wiedząc, o czym myślę.
Zmarszczyłam brwi. O czym on... Wtedy przypomniałam sobie większość rzeczy z wczorajszego wieczoru. Wyzwanie. Jezioro.
— To byłeś ty — bardziej stwierdziłam, niż zapytałam zdziwiona. — Dlaczego odszedłeś?
Patrzył na moje okulary, jakby chciał przewiercić je na wylot i zobaczyć, co się pod nimi kryje. W jego oczach widziałam milion różnych emocji, które nie do końca potrafiłam rozszyfrować.
— Sądziłem, że nie chciałabyś mnie wtedy widzieć — powiedział po chwili, a w jego głosie słyszalna była prośba. Prośba, żebym mu wybaczyła? Żebym o wszystkim zapomniała?
— I miałeś rację. Teraz też nie chcę — odparłam oschle, po czym poprawiłam pasek torby. — Jestem ci wdzięczna, że mnie uratowałeś, ale nie oczekuj ode mnie niczego więcej. — Wyminęłam go, nawet nie czekając na jego reakcję i pobiegłam w górę schodów.
Dopiero gdy zniknął z pola widzenia, zatrzymałam się i oparłam o ścianę, próbując uspokoić swoje mocno bijące serce. Nie czułam do niego samej nienawiści. Czułam również tęsknotę i rozrywający ból.
A najbardziej, złamane serce.
______________
Hejka!
Tak, jak zawsze mam nadzieję, że nie zawiedliście się na tym rozdziale 😁Przy okazji dziękuję każdemu, kto czyta i komentuje moje rozdziały. Nawet nie wiecie, jak bardzo mnie to cieszy 😊
Do następnego! xx
CZYTASZ
ENTROPIA
Teen FictionNienawidziłam tej gry. Gardziłam nią, ponieważ zmieniała ludzi i zaprowadzała ich na dno. Dawała chorą nadzieję, po którą inni desperacko sięgali, a gdy zostawiała ich z niczym, tonęli we własnej rozpaczy z powodu tego, co zrobili. Niektórzy jednak...