Rozdział 20

1.8K 163 32
                                    

   Wybudziłam się gwałtownie z nieprzyjemnego snu, zaczerpując łakomie powietrze do płuc. Ktoś mnie w nim dusił. W moim własnym domu. Próbowałam rozpoznać jego twarz, ale im bardziej się wybudzałam, tym bardziej wydawała się rozmazana. Sylwetka oprawcy wyglądała na drobną, co jedynie pobudziło moje wątpliwości. A co, jeśli tajemniczą postacią nie jest ON, a ONA? Co prawda był to jedynie sen, ale być może intuicja podświadomie próbowała mi coś przekazać. Jeśli byłaby to kobieta, mogła tak naprawdę przez cały ten czas podszywać się pod mężczyznę, żeby zmylić otoczenie.

Zastygłam, wiedząc, że otrząsając się z jednego koszmaru, tak naprawdę obudziłam się w kolejnym. W dodatku znacznie gorszym, gdyż tutaj zagrożenie było prawdziwe i z każdą minutą stawało się coraz bliższe.

Ile spałam? Prawdopodobnie zaledwie kilka godzin, ponieważ za oknem było jeszcze ciemno. Nadal znajdowałam się w szpitalu, przy łóżku mojego brata, choć niestety wiedziałam, że wkrótce będę musiała go opuścić. W żadnym stopniu nie chciałam tego robić, jednak wiedziałam też, że jeśli szybko czegoś nie zrobię, on może umrzeć. Ostatni raz ścisnęłam Setha za rękę i szybko opuściłam salę, nim zdążyłabym się rozmyślić. Moi rodzice mówili, że zjawią się tu rano, więc mam nadzieję, że do tego czasu nic mu się nie stanie.

Wydostałam się na zewnątrz, wprost na prawie pusty parking, nie licząc mojego samochodu i dwóch innych. Wokół nie było słychać żadnego odgłosu, poza moimi krokami i dźwiękiem otwieranych drzwi. Opadłam ciężko na fotel kierowcy, postanawiając najpierw naładować telefon, który zupełnie się rozładował, jednak nie miałam pojęcia, co robić dalej.

Może powinnam ostrzec innych przed osobą, która przejęła dowództwo w grze i od jakiegoś czasu nic nie jest już przez to pewne. Nawet nasze życie. Minusem było to, że mogłabym wtedy stracić wiele czasu, ale przecież i tak nie miałam lepszego pomysłu ani żadnych poszlak. W większej grupie być może udałoby się podjąć plan działania. Była też opcja rodzice-policja, jednak nie mogłam na tyle ryzykować. Jestem pewna, że zakazałby/aby wzywania służb, a w końcu ma w garści życie mojego brata.

Moje rozmyślania przerywa nagły dźwięk przychodzących wiadomości. Najwyraźniej mój telefon zdążył już się uruchomić.

Nieznany: Zajrzyj do schowka.

Przełknęłam ślinę, nie rozumiejąc, z jakiego powodu tym razem dostałam takie właśnie polecenie. Bałam się zobaczyć, co tam jest, zwłaszcza że musiało to oznaczać, że ktoś tu wcześniej był i zupełnie bez mojej wiedzy zostawił coś w środku. Świadomość tego była przerażająca, bo co jeśli postanowił podłożyć mi bombę i w ten sposób mnie wykończyć?

Cóż, mogłam się tego dowiedzieć tylko w jeden sposób.

Ostrożnie uchyliłam klapkę, znajdującą się przed siedzeniem pasażera, z ulgą zauważając, że w środku nie ma żadnych migających cyferek, odmierzających czas. Właściwie było zbyt ciemno, abym mogła zobaczyć cokolwiek, dlatego sięgnęłam ręką do środka. Wyczułam pod palcami delikatny i dość miękki materiał, przez co już bez wahania wyciągnęłam przedmiot i położyłam na swoich kolanach. Było to ładnie opakowane pudełko w kształcie prostokąta. Zaskoczył mnie jednak jego ciężar i to, że wyglądało jak... prezent.

Chwyciłam za pokrywkę, odkładając ją na bok. Włączyłam latarkę w telefonie, żeby móc dostrzec, co znajduje się w środku, ale gdy tylko zdołałam rozpoznać kształt rzeczy leżącej w aksamitnym wgłębieniu, przełknęłam ciężko ślinę.

Wtedy dostałam kolejną wiadomość.

Nieznany: Przyda ci się.

Chwyciłam ostrożnie stalowy przedmiot i z ciężkim sercem dudniącym w piersi oraz pewnego rodzaju ciekawością, przyjrzałam się strukturze broni, ważąc ją w dłoni. Pistolet sam w sobie mnie nie przerażał, a jedynie to, do czego będzie mi potrzebny. Grozi mi niebezpieczeństwo? Jak dotąd wszystkie złe rzeczy spotykały mnie z powodu głosu, więc dlaczego tym razem postanowił mnie ostrzec i pomóc?

ENTROPIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz