Rozdział 35

936 102 51
                                    

     Na dotarcie do celu zostały nam jedynie dwa dni, a z tego co wskazywała mapa, droga była jeszcze długa, dlatego atmosfera była nieco napięta. Straciliśmy wiele czasu przez niespodziewany atak zwierzęcia i obrażenia Yves, a kto wie, co jeszcze nas czeka? Poza tym musieliśmy zostawić większą część bagażu, tym bardziej, że Yves nie mogła nic nieść, a plecaki nie pozwalały na szybkie poruszanie się. Także teraz mieliśmy przy sobie jedynie trzy śpiwory, po jednym na dwie osoby, połowę prowiantu, który mieliśmy ze sobą i wszystkie najpotrzebniejsze przedmioty typu noże, telefony, jedna latarka i zapałki.

Między mną, a Cooperem na szczęście nie było żadnego typu niezręczności. Zbliżyliśmy się do siebie, co zapewne zostało zauważone przez resztę ekipy, jednak nie usłyszeliśmy na ten temat żadnego komentarza. Jedynie Yves rzuciła coś mimochodem w znaczącym tonie, ale w pozytywnym sensie. Blake często posyłał nam długie spojrzenia, a reszty pewnie zwyczajnie to nie obchodziło. I o dziwo wszyscy dogadywaliśmy się ze sobą lepiej, niż kiedykolwiek. Myślę, że zbliżył nas wspólny cel, wróg oraz intuicja przetrwania, która nakazywała trzymanie się w grupie. Jeśli chodzi o moją relację z Blakiem, postanowiliśmy, że jak na razie pozostaniemy na etapie koleżeństwa. Koniec końców był przyjacielem Setha, a ja nie chciałam stawać między nimi, bo teraz pragnęłam dla mojego brata wszystkiego, co najlepsze. Przysięgał, że to nie on stał za wypadkiem w zeszłym roku, więc na ten moment postanowiłam odpuścić sobie wszelkie podejrzenia. Obstawiałam, że i tak dowiemy się wszystkiego, gdy dotrzemy na miejsce.

Nagle wszyscy stanęliśmy, oniemiali widokiem, który zastaliśmy. Być może nie było to nawet nic niezwykłego, jednak po godzinach patrzenia na te same drzewa, liście i mech, wszystko inne wydaje się bardziej fascynujące, niż w rzeczywistości. Przed nami bowiem rozpościerał się widok na niezwykle głęboki kanion, którego dwa końce łączył jedynie wątpliwej jakości drewniany most.

— Ale to typowe — powiedziała w pewnym momencie Aria, przewracając oczami.

— Co? — zapytał Blake.

— W prawie każdym przygodowym filmie lub książce pojawia się tego typu most. Przechodząc przez niego wszyscy trzęsą się i bujają na wszystkie strony, a jedna osoba zwykle zaczyna spadać w dół, ale, ojej! W ostatniej chwili chwyta się liny.

Wpatrywaliśmy się w nią przez chwilę bez słowa.

— I czego się gapicie? — burknęła.

— Ty czytasz książki? — zapytał Blake, z szokiem wymalowanym na twarzy. — Myślałem, że prędzej umrę, niż coś takiego okaże się prawdą.

— Lepiej uważaj, bo jeszcze to ty będziesz tym, który spadnie. — Mrugnęła okiem, nie zamierzając najwyraźniej ciągnąć tematu książek.

— Wtedy chwycę się liny i, ojej, przeżyję — powiedział przedrzeźniająco, z lekkim uśmieszkiem.

— Może mógłbyś, ale to nie jest książka — odparła tonem zakańczającym rozmowę, po czym odwróciła się na pięcie i ruszyła prosto w stronę głównego obiektu wcześniejszej wymiany zdań.

— Idziecie czy nie? — krzyknęła.

Otrząsnęliśmy się z chwilowego letargu i bez słowa podążyliśmy za blondynką. W końcu i tak nie mieliśmy wyboru, a ten most w zasadzie nie wyglądał tak źle, chyba niedawno został nawet odnowiony. Co więc mogło się stać?

Poszliśmy gęsiego, jeden za drugim, przez sam środek mostu, by jak najmniej wprawić go w ruch. Z całej siły starałam się nie patrzeć w dół, gdyż pod moimi nogami znajdowała się przestrzeń tak głęboka, że nie widać było jej dna. To nie tak, że miałam lęk wysokości, ale zawsze w takich sytuacjach najbardziej zdradliwy okazywał się umysł, który tworzył w głowie przerażające obrazy tego, co może się stać. Ogarnia nas panika przez coś, co sobie wyobrażamy, przestajemy myśleć racjonalnie, strach burzy naszą koncentrację i tym samym sami doprowadzamy do własnego upadku, a nawet śmierci. Czyli tak, jak już mówiłam — myślenie zabija.

ENTROPIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz