Rozdział 17

1.9K 178 43
                                    

Od czasu wzięcia udziału w grze, moje życie przestało być normalne. Cierpiałam już wtedy, gdy mój brat zapadł przez nią w śpiączkę, a mimo to poszłam w jego ślady, myśląc, że to jest najlepsze rozwiązanie i wszystko dzięki niemu naprawię. Prawda przedstawiała się jednak o wiele brutalniej, bo choćbym nie wiadomo co robiła, nie wybudzę Setha, a sama gra... Tak naprawdę szanse, że w niej wygram, są równe temu, że coś może pójść bardzo nie tak. Zwłaszcza teraz, kiedy wyraźnie coś wymykało się spod kontroli i nikt nie potrafił temu zapobiec.

Czy to wszystko jest warte? Warte strachu, niepewności, czy może jutro nie zginę, czy uda mi się wygrać? Tak naprawdę pieniądze nie miały dla mnie znaczenia i jak dotąd byłam zbyt zaślepiona, żeby to dostrzec. W rzeczywistości desperacko pragnęłam robić wszystko, żeby tylko było tak, jak wcześniej. Żeby moja rodzina znów była pełna, dom nie stał pusty i żeby szczęście, które utraciłam, wróciło. Wmawiałam sobie, że mogę nas jeszcze uratować i tym samym zagłuszałam swoje wyrzuty sumienia.
Parłam naprzód i szłam pod prąd, nie dostrzegając, co tak naprawdę powinnam zrobić, a czego nie. O ironio pomyślałam o tym dopiero wtedy, gdy zmęczona dwoma zmianami ledwo kontaktowałam z rzeczywistością. Choć właśnie też dzięki temu pozostałam niewzruszona, nie miałam siły na większą reakcję i patrzyłam na wiele rzeczy z większego dystansu. Może nawet powinnam odczuć ulgę, ale ja czułam jedynie jeszcze większy ciężar niż dotąd. Prawda, którą odkryłam, była gorsza od tej, którą sobie wmawiałam, dlatego ciężko było mi się z nią pogodzić.

Kiedy jednak okazało się, że Blake coś przede mną ukrywał, a ja nie znałam całej prawdy tak, jak mi się wydawało, ta spłynęła na mnie niczym wiadro zimnej wody i zdawało się, że tej wody będzie znacznie więcej.

Z tego powodu, nie zważając na to, że jest trzecia nad ranem, z zaciekłą miną kierowałam się w stronę domu Blake'a. Nie raczył zadzwonić, mimo swojego zapewnienia, ale w tej chwili nic nie było w stanie mnie powstrzymać przed dowiedzeniem się każdego najmniejszego szczegółu.

Z całej siły nacisnęłam dzwonek i trzymałam go tak długo, aż nie usłyszałam kroków na schodach i zaspanego mamrotania. Otworzył drzwi i moim oczom ukazała się jego naga klatka piersiowa, niechlujnie założone dresy oraz włosy sterczące na wszystkie strony świata. Z całej siły starałam się nie wytrącić z równowagi i niewiele ku temu brakowało, lecz w ostatniej chwili przypomniałam sobie, po co tu przyszłam i postanowiłam wziąć się w garść.

Blake natomiast nie wydawał się zdziwiony, ale za to odrobinę zmieszany i chwilę zajęło mu ogarnięcie rzeczywistości.

- Och, cześć, Hay...

- Nie zadzwoniłeś, więc zrobiłam to za ciebie - przerwałam mu, natychmiast przechodząc do rzeczy. - Zdaje się, że mamy do pogadania.

Przez chwilę się wahał, ale w końcu przesunął odrobinę, przez co przecisnęłam się koło niego i jak najszybciej oddaliłam, żeby zachować jasność myślenia.

- Więc, o co chodzi? - zapytał już zupełnie rozbudzony. Oparł się o kredens naprzeciwko mnie i schował ręce do kieszeni. - Nie, żebym miał coś przeciwko twoim odwiedzinom, ale jest... - spojrzał na zegar - trzecia nad ranem.

Jego słowa zdenerwowały mnie jeszcze bardziej. Zgrywa głupka, czy zamierza udawać, że nic się nie stało?
- Doskonale wiesz, o co mi chodzi - powiedziałam, ze złością, ale i bólem w oczach. - Ty i Cooper. Wydawało ci się, że tego nie zauważyłam?

Jego wyraz twarzy znacząco się zmienił.

- Chyba znasz powód naszych stosunków - zaczął powoli, uważnie ważąc słowa. - A jeśli chodzi o to, co powiedział... Przyznaję, że nie powiedziałem wszystkiego. - Skrzywiłam się, więc szybko kontynuował. - Chciałem, naprawdę! Ale tyle się działo, że nie mogłem znaleźć dogodnej chwili i...

ENTROPIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz