Kątem oka zdołałam zauważyć, że Blake również znalazł się w potrzasku, ale byłam zbyt zajęta walką o życie, żeby zastanowić się nad całą sytuacją. Praktycznie wisiałam nad ziemią wyrywając się i kopiąc gdzie popadnie, przy okazji uderzając się o mur. Nie to jednak było najgorsze, a to, że z każdym wyharczanym krzykiem, coraz bardziej brakowało mi powietrza, a przed oczami stawały mroczki.
Byłam pewna, że mnie udusi. Że nie cofnie się przed niczym, bo pewnie jedna dziewczyna w tą czy w tamtą nie robi mu różnicy. Opadałam z sił, a w głowie wirowały mi jedynie sceny z życia i to, czego nie zdążyłam jeszcze zrobić oraz doświadczyć. W myślach tworzyłam listę przeprosin, do osób, które były dla mnie ważne, z przeświadczeniem, że zginę tu jak najgorszy śmieć.
Miałam wrażenie, że upadam, jednocześnie nic przy tym nie czując. Czy to już koniec?
— Hayden! — Ktoś do mnie podbiegł, kładąc moją głowę w wygodniejszej pozycji.
Czyli jednak nie umarłam. Chyba. Próbowałam coś powiedzieć, jakoś się poruszyć, ale nie mogłam. Byłam sparaliżowana.
— Pojebało was?! — głośny krzyk. — Mogła zginąć!
— Trzeba się było nie wpierdalać na cudzy teren — odpowiedział niski, chropowaty głos, spluwając. — Czego chcecie?
— Miała dla was towar — wysyczał chłopak, a jego głos dodał mi odrobiny otuchy.
Rozległ się głośny rechot paru osób, przez który przeszły mnie dreszcze.
— Ona? — tym razem doszedł do mnie normalny, głęboki głos, ale czuć w nim było wyraźną kpinę. — Od kiedy to panienki zajmują się taką robotą? Panowie, czuję się zagrożony. Niedługo w branży prześcignie mnie banda nastolatek.
Usłyszałam głośny śmiech, na który, mam wrażenie, Blake spiął się jeszcze bardziej.
— Entropia, debile — warknął, ściskając mnie.
— Cholerne dzieci i ich przeklęte gry. — Kolejne splunięcie. — Za moich czasów takie coś robiło się na codzień.
— Ktoś powinien nam płacić jebane odszkodowanie — oburzony głos. — Dwa lata temu zajumali mi najlepszą fajkę, a niedawno wybili szybę w wozie.
— Zamknij mordę, idioto — prychnął inny. — Tylko pizda da się okraść dzieciakom.
— Wszyscy się przymknijcie! — warknął ktoś zirytowany. Dotychczas odzywał się najmniej, ale gdy tylko to robił, budził we mnie strach. — A ty dokąd, młody? Lepiej pokazuj ten towar, to zastanowimy się czy was puścić.
— Dostaniesz, pod warunkiem, że dacie nam spokój — powiedział pewnie, jednak nie uzyskał odpowiedzi. Wciąż mogłam jedynie słuchać, więc nie mogłam w pełni ocenić sytuacji. — Nie widzisz, co jej zrobiłeś?! Muszę zanieść ją do szpitala — warknął.
— Niech będzie. I tak nie jesteście nam do niczego potrzebni — kpiący ton.
Blake sięgnął do kieszeni mojej kurtki, a potem do drugiej, wyjmując z niej paczkę i prawdopodobnie rzucając ją oprawcom.
— No i radziłbym się szybko stąd wynosić, bo nie gwarantuję, że ktoś was znów nie zaczepi, a wtedy nie byłoby już tak kolorowo.
Jego towarzysze zareagowali pomrukami rozbawienia, które na szczęście oddalały się z każdą sekundą. A może to ja odpływałam?
✖️✖️✖️
Ocknęłam się, gdy byliśmy już z dala od niebezpiecznej dzielnicy, ale nie ruszyłam się, powoli dochodząc do siebie. Poza tym, niesiona przez Blake'a z głową opartą o jego klatkę piersiową nie mogłam narzekać na niewygodę. Niestety on już zaczynał opadać z sił, więc postanowiłam się ruszyć, jednakże ubiegł mnie głos.
CZYTASZ
ENTROPIA
Teen FictionNienawidziłam tej gry. Gardziłam nią, ponieważ zmieniała ludzi i zaprowadzała ich na dno. Dawała chorą nadzieję, po którą inni desperacko sięgali, a gdy zostawiała ich z niczym, tonęli we własnej rozpaczy z powodu tego, co zrobili. Niektórzy jednak...