rozdział 3

2.2K 78 4
                                    

Vici<33: Musimy się spotkać.

Toby<33: Coś się stało?

Vici<33: Opowiem ci wszystko na miejscu.

Toby<33: Okej. To o 10.20 tam gdzie zawsze.

Po odstawieniu telefonu na komodę i podłączenia go do ładowarki postanowiłam wziąć szybki, ale orzeźwiający prysznic. Przed tym wyjęłam z szafy granatowe szorty z wysokim stanem wraz z białym T-shirtem z napisem ,, Never Give Up". Uwielbiam tę koszulkę, ponieważ dostałam ją od Toby'ego na szesnaste urodziny. Zabrał mnie wtedy na nielegalny zjazd aut sportowych za miasto. Wciąż pamiętam tą radość, jaka krążyła wokół mnie, gdy miałam możliwość obejrzenia kilku wyścigów. Szczerze, nawet nie zależy mi na prezentach czy innych tego typu rzeczy. Zwykła pamięć o mnie zastąpi wszystko, co cenne. Od rodziców oczekiwać tego nie mogę. Wiadomo z jakich przyczyn.

Po wyjściu z naparowanej kabiny prysznicowej umyłam zęby. Następnie nałożyłam lekki makijaż, związałam włosy w kitkę i wyszłam z pokoju, zabierając jeszcze telefon, który mam nadzieje, że zdążył się naładować. Jednak pełna bateria uradowała moje oczy. To chyba jakiś cud.

Dziś jest sobota, więc rodzice jeszcze śpią. W holu założyłam czarne tenisówki i wyszłam po cichu z domu. Przez około piętnaście minut szłam w miejsce spotkania z Toby. Smutne jest to, że tylko on potrafi mnie zrozumieć. Podziela moją pasję, ponieważ sam jeździ na motocyklu, odkąd pamięta. Podobno też się czasem ściga z innymi. Dobrze wiem, że Toby nie wyprowadził się z domu, aby się usamodzielnić. Tak samo, jak ja miał dość rodziców. Ciągle tylko zakazy albo krytyka. Tam nie, nie wezmę ci tego, nigdzie nie pójdziesz, masz się uczyć. Oni bardzo wiele wymagali od niego, potem krytykowali. Widzieli jego starania, do których sami się przyczyniali, lecz od razu podcinali mu skrzydła. Nawet kiedy udało mu się osiągnąć sukces. Chcieli, aby miał najlepsze oceny z całej klasy, ale on już nie dawał rady i się wyprowadził, jak miał dziewiętnaście lat. Nie jest to jedyny problem, dlaczego postanowił to zrobić. Tak czy siak, od tego czasu minęły cztery lata. Nadal pamiętam warunki, jakie postawili mu rodzice. Wymagali, następnie gardzili nim jak psa. Tylko jedna rzecz wyszła im na dobre. Dzięki temu umie dwa języki obce. Język niemiecki i hiszpański.

Nagle poczułam czyjś dotyk na prawym łokciu. Zostałam pociągnięta w zaułek i przyciśnięta do muru. Okazało się, że to był jakiś brunet o niebieskich oczach. Na jego twarzy dostrzegłam łobuzerski uśmiech, a w moim umyśle najgorszy scenariusz.

- Witaj maleńka. Znamy się?- przejechał dłonią po moim lewym policzku, w międzyczasie utrzymywał ze mną kontakt wzrokowy. Jego oczy były napuchnięte i czerwone, a z ust wydobywał się obrzydliwy zapach. Był to odór papierosów połączony najtańszym piwem dla meneli.

- I nie poznamy.- powiedziałam stanowczo, szarpiąc się na każde strony, ale on mnie przetrzymywał dość mocno. - Puść mnie. – wysyczałam przez zęby.

- Chyba śnisz, śliczna. - przekroczył bezpieczną granicę o dwa kroki. - Twój tyłeczek jest taki zgrabny. Aż grzech go puścić.- niespodziewanie poczułam jego dłonie na mojej pupie. Co za palant. Jakie kobiety rodzą takich ludzi?

- Zabieraj te łapy.- wierzgałam rękoma na wszystkie strony, ale w tym samym czasie poczułam na policzku pieczenie. – Kłopotów szukasz?

- Nie wyglądasz mi na córkę policjanta. - przyjrzał mi się uważnie. - Bynajmniej nie miałem z nim do czynienia.

- Pozory czasem mylą. - odwróciłam głowę, aby nie patrzeć na jego okropne spojrzenie i nie czuć smrodu alkoholu bijącego od niego.

- Z tobą to mi zawsze będzie przyjemnie. - odrzekł. - Nawet nie wiesz jak bardzo.- wyszeptał mi do ucha, co spowodowało wielką fale obrzydliwego dreszczu na ciele.

Bad Boy Victim [W Trakcie Korekty]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz