rozdział 21

1K 30 1
                                    

Dzisiaj razem z Willow chciałyśmy iść zaszaleć na zakupach, ale Avan porwał mi ją na cały dzień, więc jestem sama. A dzisiaj jest wyprzedaż modnych ciuchów!

Do domu wróciłam około piętnaście minut temu. Rzuciłam plecak na kanapę, ale i tak spadł na podłogę. Poszłam do kuchni zaparzyć herbatę. Wyjęłam z szafki zielone pudełeczko a z niej torebkę zielonej herbaty. Włożyłam do kubka i czekałam, aż zagotuje się woda. 

                                                                         ***

- Cześć Judy. Masz dzisiaj czas?- Zapytałam dziewczyny chodząc po chodniku z telefonem przyłożonym do ucha.

- Cześć Vici. Wybacz mi, ale jestem z Oliverem w wesołym miasteczku.

- Spoko. Miłej zabawy.- Rozłączyłam się, po czym wsadziłam telefon do tylnej kieszeni czarnych jeansów. 

Szłam powolnym krokiem przed siebie myśląc gdzie mogę iść. Do Maca mi się nie chce, bo przytyje, do centrum handlowego nie chce iść samej a do parku na fiszkę? To jest pomysł, więc szybko pobiegłam do pokoju po czarną deskę z białymi kółkami. Weszłam po schodach do mojego pokoju. Rozgrzebywałam moje stare rzeczy w kącie a deski nie ma. Stanęłam na środku pokoju myśląc gdzie ona jest.

- Vici myśl.- Szepnęłam sama do siebie. Po chwili przypomniało mi się gdzie ona leży. Zeszłam ponownie po schodach do piwnicy. Oświeciłam światło przyciskając gniazdko przy drzwiach do piwnicy. Wchodząc zauważyłam dużo pudeł równo poukładanych. Jedna z nich była przewrócona na ziemi a z niej wypadły różne zdjęcia. Wzięłam kilka z nich do ręki. Na jednym z nich było zdjęcie Toby'ego. Na innych były zdjęcia z nim i grupką. Stali przy motorach trzymając w rękach kaski. Obok Willow stał Avan, John i Tyler?! Odłożyłam zdjęcia i z pudła wyjęłam również list. Wyjęłam jego zawartość a następnie rozłożyłam. Zaczęłam czytać na głos.

- Jeśli dzisiaj tego nie dostanę co moje obiecuje, że z tobą skończę.- Odwróciłam list.- Nie rozumiem. Kto to napisał?- Okazało się, że nadawca się nie podpisał.

                                                                     ***

- Witaj myszko.- Usłyszałam przez słuchawki znajomy głos. Jadąc dalej na fiszce wyjęłam jedną słuchawkę z ucha. Obejrzałam się a tu obok mnie szedł Tyler. Nie ukrywam. Wystraszyłam się. Pisnęłam lekko przez co poleciałam do tyłu. Spadłam na ziemię a deska sobie pojechała.

- Cześć.- Odpowiedziałam łapiąc się za tył głowy.- Ała.- Jęknęłam. Wstałam powoli otrzepując się z kurzu na czarnych jeansów, który był bardzo widoczny.

- Przepraszam, że cię wystraszyłem.

- Nic się nie stało.

- Stało.- Zaprzeczył poprawiając moje włosy. Spojrzałam na niego a potem na deskę.

- Naprawdę nic się nie stało.- Poszłam po fiszkę, wzięłam ją pod ramię. Tyler podszedł do mnie. Chciał mnie złapać za rękę, ale odmówiłam zabierając ją od niego. Brunet spojrzał się na mnie podejrzliwie.

- Coś nie tak?- Zapytał opiekuńczo. Zerknęłam na bruneta, który był ode mnie o głowę wyższy. Dlaczego ja zawsze byłam i muszę być taka niska? Zły ten mój los.

                                                                ***

- Żartujesz?- Śmiałam się cały czas. Polizałam waniliowego loda a przy okazji przypadkiem się pobrudziłam na nosie. Chłopak to zauważył i wziął palcem wyczyścił mój nos z śmietany.

- Nie. Jak już ci mówiłem to on dostał taki później opieprz od rodziców, że do dziś chodzi jak w zegarku.- Tyler opowiadał mi o swoim młodszym bracie, jak rodzice przyłapali go w swoim pokoju na paleniu, uprawianiu seksu z dwoma dziewczynami a potem zaczął pyskować do swoich rodziców. A on wtedy miał 15 lat. O matko.

Siedzieliśmy razem na ławce w parku i jedliśmy lody zakupione nie daleko z tond w małym sklepie. Moja fiszka leżała pod moimi stopami. Przyglądałam się, jak zakochani ludzie chodzą ze sobą czy z psami. Spostrzegłam wzrokiem psa labradora biegnącego po patyk do krzaków a przy tym się pośliznął na niewielkim błocie a kiedy wrócił jego właścicielka zaczęła się śmiać.

- Gdzie ty w ogóle chodzisz do szkoły?- Nawet o tym nie wiem gdzie chodzi. Znamy się raptem tydzień a prawie nic o nim nie wiem.

- Już skończyłem. Teraz pracuje w restauracji mojego ojca. Przyjąłem ją dwa lata temu po śmierci ojca.

- Przykro mi.

- Nie potrzebnie. Był draniem. Bił moją matkę oraz pieprzył każdą, która mu się tylko spodobała. Cieszę się, że już go z nami nie ma. Ale dość już o mnie. Chce widzieć wszystko o tobie.

- Ale ty już wiesz wszystko o mnie.- Przerzuciłam włosy do tyłu, bo prawie wylądowały by w moim świderku.

- Nie wszystko. Nie wiem na przykład, czy kiedyś miałaś chłopaka.- I zaś te koszmarne wspomnienia. Spuściłam głowę w dół.

- Miałam, ale nie chce o tym rozmawiać.

- Zrobił ci coś.- Pokiwałam głową potwierdzająco.- Co ci zrobił?

Podniosłam głowę ponownie do góry. Odwróciłam się w stronę bruneta. Westchnęłam ciężko a po chwili zaczęłam opowiadać mu całą historię.

- Trzy lata temu miałam chłopaka o imieniu Zack. Bardzo się kochaliśmy dopóki zaczął brać narkotyki. Bił mnie i poniżał. Od razu postanowiłam z nim zerwać, ale on się wściekł i mnie zgwałcił u siebie w domu kiedy jego rodziców nie było w domu. Po jakimś czasie nie mogłam się pozbierać i wpadłam w depresje. Chciałam popełnić samobójstwo skacząc z mostu, ale uratował mnie jeden mężczyzna. Później powiedziałam to o tym rodzicom i zgłosiliśmy to na policje. Rok temu wyszedł z poprawczaka.- Widziałam, że Tyler był zszokowany tym wszystkim. Wyszczerzył oczy a później przybliżył się do mnie.

- Zabił bym skurwysyna na miejscu.- Oznajmił obejmując mnie. Po policzku spłynęła łza na moje spodnie.- Nie płacz. Hej, nie płacz tylko myszko.- Wyszeptał do ucha a potem mocno mnie przytulił.


Cześć wszystkim. Chcę wam powiedzieć, że dziś jest niedziela, więc jutro szkoła i zaś nauka. Dzisiaj znalazłam czas na napisanie, ale w tygodniu będzie trochę trudniej, dlatego proszę o wyrozumiałość. Każdy wolny czas poświęcam na pisaniu oraz wymyślaniu dalszej historii naszej Victorii. Do zobaczenia. ;)  








Bad Boy Victim [W Trakcie Korekty]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz