rozdział 7

1.9K 63 1
                                    

POV' Toby

Dzisiejszego dnia postanowiłem zabrać Victorie, Oscara i Tommy'ego na siłownie. Nawet nie przepuszczałem, że Vici ma tak złą kondycję. Przyjąłem to do wiadomości po zobaczeniu wykonywanie jej pompek na macie. Pozwoliłem jej wykonać to ćwiczenie w stylu damskim, ale nawet wtedy jej mięśnie odmawiały pracy. Nie będę ukrywać mojego załamania i kazałem dziewczynie zrobić inne ćwiczenie lub wykorzystać sprzęt, jakie są tu do dyspozycji.

Brunetka poinformowała, że idzie na bieżnie. Pokiwałem głową na znak zrozumienia, potem  wróciłem do dźwigania sztangi. Po paru minutach usłyszałem śmiech dziewczyny i chłopaków. Uśmiechnąłem się pod nosem, aż tu nagle do siłowni wszedł Jim. Mój odwieczny wróg. Widziałem, jak zmierza do męskiej szatni. Na moje nieszczęście nieświadoma czego Victoria również poszła w stronę szatni. Postanowiłem za nią pójść. Znam tego typka jak własną kieszeń. To jest zwykły psychol, a także debil jak się patrzy. Wiem do czego jest zdolny i nie chcę, aby coś zrobił mojej siostrze. Jeśli będzie trzeba, to spiorę go jak psa.

Będąc już przy nich, widziałem, jak on na nią patrzy. Obrzydliwy dureń. Jak bym tylko mógł, to rozszarpałbym go na najmniejsze kawałeczki.

Później on spojrzał na mnie swym debilnym uśmiechem. Złapałem dziewczynę za łokieć, przyciągnąłem do siebie i rozkazałem jej iść do szatni się przebrać. Chłopak wcześniej już odszedł, co mnie zmartwiło. Chciałem go odszukać i z nim się rozprawić, ale zawołał mnie Tommy. Spojrzałem jeszcze raz na korytarz, w którym po raz ostatni go widziałem, po czym poszedłem.

Pomagałem Tommy przenieść sprzęt, bo kazał nam właściciel. Oczywiście nic za darmo. Po paru minutach skończyliśmy, a ja poszedłem do szatni wjebać mu w ten krzywy ryj, lecz nie mogłem mieć tej satysfakcji, aczkolwiek go tam nie było. Wyszedłem jak oparzony z szatni, kierowałem się w stronę damskiej szatni. Wparowałem tam i zobaczyłem, jak ten imbecyl trzyma się za krocze. Spojrzał na mnie, a ja podszedłem do niego i złapałem go za kark, następnie wyprowadziłem go z szatni, przy okazji walnąłem go w ryj.

- Wiesz za co.- oznajmiłem do bruneta. Później już poszedłem do szatni się w końcu przebrać.

POV' VICTORIA

Leżałam na łóżku, zastanawiając się, kim był ten brunet. Również nurtowało mnie pytanie, dlaczego on i Toby patrzyli na siebie wrogo. Nie rozumiem tego. Może i lepiej. Nie? Tak czy siak, poszłam się zapytać brata. Powinienem teraz być w swoim pokoju, dlatego też tam poszłam. Zapukałam do jego drzwi, lecz nie uzyskałam żadnej odpowiedzi. Postanowiłam wejść do pomieszczenia na własną rękę. Okazało się, że jego tutaj nie ma. Wyszłam jak opętana z pokoju. Skierowałam się w stronę kuchni. Zeszłam szybko po schodach, a moim oczom ukazała się burza na zewnątrz. Dziwne, jeszcze parę minut temu na termometrze było 37 stopni.

Wbiegłam, jak piorun do kuchni. Zaczęłam się rozglądać po pomieszczeniu, ale nie było go. Nagle usłyszałam silnik motoru. Wybiegłam z domu, by sprawdzić co się dzieje. Stojąc przy drzwiach w samej koszulce i spodenkach podczas wichury, dostrzegłam bruneta, który jechał na maszynie. Pomachałam do niego radośnie, po czym wyszłam za próg drzwi. Szybkim krokiem powędrowałam do garażu, gdzie on już tam czekał na mnie.

- Gdzieś ty był?- zapytałam, przy czym poprawiałam mu mokrą grzywkę.

- Spotkałem się z ojcem, aby podrzucił mi twój motor. - skrzywił się na wypowiedzenie słowa ojciec. Nie dziwię się mu wcale. - Moja obecność mu przeszkadzała, ale wolał jednak to szybko załatwić, żeby mnie więcej nie widzieć.

- O boże, Toby!- rzuciłam mu się na szyje.- Martwiłam się o ciebie.

- Nie potrzebnie.- odsunęłam się na krok i spojrzałam na niego.

- Burza idzie, ciebie nie ma w domu, a ty mówisz, że nie potrzebnie się martwię.- westchnęłam ciężko.- Chodź. Zrobię ci herbaty i się przebierzesz.

Co z tego, że zauważyłam burzę, kiedy on już wracał do domu. Nie wnikajmy w szczegóły.

Podczas, gdy ja robiłam herbatę, Toby poszedł się przebrać. Po kilku minutach przyszedł ubrany w białą bluzę z kapturem i czarne rurki. Usiadł przy stole robiąc coś przy telefonie. Wyjęłam torebkę herbaty, po czym wywaliłam do kosza, następnie podałam bratu ciepły kubek. Usiadłam obok niego przy stole, westchnęłam ciężko i zaczęłam rozmowę.

- Kto to był?- chłopak zmarszczył czoło nie wiedząc o co mi chodzi.- Z siłowni ten chłopak. Znasz go?

- Nie.- zaprzeczył Toby, choć wiedziałam, że to kłamstwo. Nie patrzył mi w oczy. Zawsze kiedy kłamie spuszcza wzrok ode mnie. Nie lubię, gdy ktoś nie mówi prawdy, bo tracę zaufanie do tej osoby.

- Toby, nie kłam. - jęknęłam, przewracając oczami.

- Nie kłamie. - oburzył się, odkładając telefon. Nie znam go.- dalej zaprzeczał, co mnie smuciło. Zastanawiałam się przez chwilę czy powiedzieć mu o tym co zdarzyło się w szatni. Może lepiej nie.

- To czemu powiedział do ciebie ,, masz szczęście"- wypowiedziałam jego słowa w takim samym tonie.

- Nie wiem. - wzruszył obojętnie ramionami.

- Tobyyy. - przeciągnęłam jego imię.

- Viciii. - zrobił to samo.

- A co jeśli go spotkam?- chyba mam pomysł, aby mi odpowiedział.

- Wątpię.

- A co jeśli tak?

Toby nic nie odpowiedział. Tylko spojrzał na mnie ostrzegawczo, twierdząc wzrokiem, że jest zmęczony, a moje pytania na ten dzień są zbędne. Moja odpowiedź na to była jednoznaczna. Uderzyłam mocno dłońmi o stół, przy czym wstałam. Brat zerknął na mnie, po czym ponownie wziął telefon do dłoni.

- Nic tu po mnie.- oznajmiłam zmęczona do bruneta, wychodząc z kuchni, a następnie powędrowałam do swojego pokoju. Nie obyło się bez wchodzenia do innego pomieszczenia. Wciąż nie potrafię zapamiętać, gdzie znajduje się mój.

- Co jest? - zapytałam samą siebie, gdy zobaczyłam dwa nieodebrane połączenia.

Weszłam do pokoju, a w następnej kolejności usiadłam na łóżku. Po mojej głowie chodziły rożne myśli. Zastanawiałam się kto mógł do mnie dzwonić. Może ten chłopak z siłowni? Ale to by było niemoralne z jego strony. Tak bynajmniej uważam. Tak czy siak, nie znam tego numeru. Może przypadkowa osoba pomyliła kontakty, a ja niepotrzebnie panikuje. Tak musiało być.

Nie zastanawiając się dalej nad tym, wstałam z wygodnego posłania i powędrowałam do szafy. Miałam zamiar zrobić mały porządek, jednakże mój telefon wydał dźwięk sygnału. Wróciłam na poprzednie miejsce i wzięłam telefon do dłoni. Skierowałam wzrok na ekran, po czym przeciągnęłam palcem zieloną słuchawkę.

- Słucham? - rozpoczęłam rozmowę.

- Cześć suko.- oznajmił nieznajomy głos. - Mam nadzieję, że ten numer jest twój.

- My się znamy?

- Nie pamiętasz mnie? - zaśmiał się w tle. - Krótką masz pamięć.

- Nie. - odpowiedziałam stanowczo. - Nie zapisuje w bazie danych umysłu debili.

- Więc możemy zagrać w taką grę mojego pomysłu. Zadaje ci pytanie, a jak nie odpowiesz poprawnie daję ci wyzwanie do wykonania, ok?

- Ta gra jest debilna, tak jak ty. - syknęłam, siadając na podłodze.

- Nie zadzieraj ze mną kochanie.

- Nie nazywaj mnie tak.

Bad Boy Victim [W Trakcie Korekty]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz