Chwyciłem od niej kombinezon ze świecącym bałwanem, który także wydawał z siebie dźwięki. Niechętnie go założyłem, ale jednak. Ja po prostu nie umiem jej odmówić. Nieważne... Aurelle bez krępacji rozebrała się przy mnie. No to już była przesada! Bezczelna ze mną flirtowała! Na bok rymy, ja tu katusze przechodziłem, kiedy stała przede mną w samej bieliźnie. Pieprzone napięcie seksualne wisiało między nami i przysięgam, jeszcze trochę, a bym się na nią rzucił. No ale założyła drugi kombinezon, który był zdecydowanie ładniejszy, bo w choinki. Dobra, dziwnie to zabrzmiało, ale wszystko w tamtym momencie wydawało się ładniejsze i fajniejsze od tego chichrająco-świecącego bałwana. Czy to w ogóle jakaś aluzja, przepraszam bardzo?
- No nie żartuj sobie ze mnie, co? - sapnąłem. - Zamienimy się?
A ona z wyszczerzem na ustach wielkości dwóch bananów, może trzech, pokręciła przecząco głową. Westchnąłem i zgromiłem ją wzrokiem.
- Nie pokarzę się w tym po kolacji [a/n: chodzi o kolację wigilijną, tylko w religii muzułmańskiej uznawana jest za zwykłą kolację, chodzi głównie o rozdawanie prezentów w rodzinnym gronie w ten dzień]. - sapnąłem.
Aurelle wywróciła na mnie oczami i wyszła z przebieralni. Po niedługiej chwili wróciła z mniej głupim kombinezonem, tym razem czerwony z jedną dużą choinką na tułowiu. Wyglądaliśmy prawie jak bliźniaki. Prawie, bo różniliśmy się od siebie wyglądem. Ja miałem mleczno-czekoladową karnację, ona mleczno-miodową. Moje włosy były smoliście czarne, jej gorzko-czekoladowe. Moje oczy były typową czekoladą, a jej - czystym karmelem. Jedyną cechą wspólną było to, że obydwoje byliśmy chudzi. Bo nawet znacznie wzrostem się różniliśmy. Kochany mój kurdupelek. Generalnie, nasze śmieszkowanie z tych durnych kombinezonów przerwał nam mój telefon. Dzwonił Harry. Tak, ten Harry. To, że nie jestem w 1D i odszedłem z niego jako pierwszy, nie oznacza, że chłopacy przestali być moimi przyjaciółmi. Tak jakby... Kwestia kontaktowania się z nimi zmieniała się. Nieważne. Chodzi o to, że odebrałem ten zasrany telefon.
- No? - przyłożyłem telefon do ucha i przytrzymałem go sobie ramieniem. - Co się dzieje Hazz?
- Słuchaj, jest sprawa... - zaczął mówić niepewnym tonem, ale ja to zignorowałem, bo ten durny zamek w durnym kombinezonie się zaciął, gdy chciałem odpiąć.
- Kuźwa, Aurelle! Zdejmij to ze mnie! Akurat teraz się zacięło! - sapnąłem do brunetki, a ona zaczęła ciągnąć za suwak. - Nie szarp tak tego, bo urwiesz!
- Um, Zayn? Czy... Czy ja ci przeszkodziłem? - zaśmiał się.
- Czekaj, Harry. Oh, to już. Dobra, Harry. Mów.
- Mniejsza z tym co ja mam do powiedzenia, to ty lepiej mów co u ciebie się dzieje! - zawył.
- Nic, o czym właśnie pomyślałeś. - prychnąłem i mrugnąłem do Aurelle. - Jestem na shoppingu z moją psiapsi.
- Gładko! - pisnął. - W przebieralni!
- No przywalę ci, jak cię spotkam, obiecuję. - sapnąłem. - Konkrety, Hazza. Przejdźmy do nich.
- Jasne. - zaśmiał się. - Bo w sumie jest taka sprawa, że rozmawiałem ostatnio z Louisem i wpadliśmy na pomysł, żeby zebrać starą ekipę i wyjechać gdzieś razem. - wydusił na jednym wdechu.
- Iii? - zmarszczyłem brwi. -
- Co o tym sądzisz? - spytał. - Ja, ty, Lou, Niall, Liam, przy blasku księżyca na zbiorowej gejowskiej orgii. Ah no i Louis mi tu mruczy, żeby zabrać ze sobą nasze drugie połówki, żeby miały na co popatrzeć.
- Wchodzę w to. - zaśmiałem się. - Kiedy i gdzie?
- To raczej idea, na tą chwilę. Obdzwonimy jeszcze Horana i Paynea i dam ci znać. - powiedział i rozłączył się.
CZYTASZ
dusk till down #zaynmalikff ✔
Fanfiction'- Odezwij się do mnie. - rozkazałem, ale ona nadal siedziała przede mną z kamienną twarzą. - Odkryję twoją tajemnicę, Aurelle Chevalier*, nawet jeśli miałbym zginąć.' Odkąd Zayn poznał Aurelle, minęło wiele lat. Wiele w ich życiach się zmieniło. P...