Dzień moich urodzin nadchodził szybciej niż się spodziewałem. Oczywiście poinformowałem Katherine o tej nagłej zmianie planów. Wiedziałem, że pewnie cieszyła się z tego powodu, żeby uniknąć ciężaru jakim był dla niej zdradzie mi sekretu Aurelle. Postanowiliśmy nie robić wielkiego przyjęcia na moje urodziny, czyli tak jak powiedziałem mojemu tacie - tylko rodzina. Oczywiście moje siostry nie byłyby sobą, gdyby nie podsunęły rodzicom pomysłu, żeby zaprosić reż rodzinę Chevalier. Przecież oni są ważną częścią naszego życia... Jakkolwiek. Wpadłem więc na pomysł... Od razu wykręciłem numer pewnej osoby w telefonie i przyłożyłem urządzenie do ucha.
- Masz niecałe 24 godziny, żeby przylecieć do Bradford. - powiedziałem, a po usłyszeniu przytaknięcia, rozłączyłem się.
Uśmiechnąłem się do siebie i rozsiadłem się wygodnie w salonie.
- Co się tak szczerzysz? - zapytała Safaa.
- Pewnie znowu kombinuje jak poderwać Aurelle... - Waliyha wywróciła oczami i kontynuowała robienie jakiejś fryzury Safaa'ie.
- Żebyście się obie nie zdziwiły. - tym razem ja wywróciłem oczami.
Waliyha posłała mi pytające spojrzenie, jednak ja pokręciłem głową na znak, że i tak nic jej nie powiem.
Następnego dnia, równo o godzinie 17 zjawili się nasi goście. Osobiście otwarłem im drzwi. Przywitałem się z rodzicami Aurelle, jej dziadkowie dzięki Allahowi nie przyszli, a z samą brunetką przywitałem się skinieniem głowy. Wszyscy usiedliśmy w salonie. W duchu wariowałem, bo Aurelle tego wieczora wyglądała zjawiskowo. Bordowa, idealnie dopasowana sukienka, fantastycznie komponowała się z jej jasną cerą i niebiesko-brązowymi oczami. Makijaż jak zawsze był subtelny, choć teraz kreski eyelinerem, bo tak to się nazywało ja wiem, były nieco grubsze i odrobinę dłuższe niż zwykle. Zazwyczaj były to zwykle, cienkie i krótkie kreski na powiekach. No ale koniec ze szczegółami, chodzi o to, że wyglądała jak bogini. Dodam jeszcze tylko, że nie umknęło mi, że jej oczy były lekko zaczerwienione i podpuchnięte, co znaczyło jedno - płakała. Ale mi też nie jest lepiej.
Zadzwonił dzwonek do drzwi i już miałem otworzyć, ale Aurelle i moja mama mnie wyprzedziły. Światła w salonie zgasły, a za chwilę do moich oczu dotarł blask kilku świeczek. Aurelle pewnym krokiem szła przed siebie z dość dużym, okrągłym tortem, który uwaga... Był wzorowany na wszystkich moich tatuażach. Zaraz, zaraz... Nikt oprócz jednej osoby nie zna KAŻDEGO mojego tatuażu...
- Aurelle? - uśmiechnąłem się lekko, a ona skinęła głową potwierdzając moje myśli. - Ile talentów jeszcze masz? - stanąłem centralnie przed nią, trzymając swoje ręce za sobą.
- Zanim zdmuchniesz świeczki, pomyśl życzenie. - powiedziała moja mama, która stała za Aurelle.
- Wątpię, żeby to życzenie się spełniło, ale co mi tam... - mówiąc to cały czas patrzałem Aurelle w oczy.
Dmuchnąłem porządnie świeczki, a rodzina zaczęła bić mi brawo. W sumie nigdy tego nie rozumiałem. Po co to? Gratulują mi, że umiem zdmuchnąć jakieś świeczki? Jakkolwiek...
Odebrałem z rąk Aurelle dość ciężki tort i zacząłem go rozkrawać. Znowu rozbrzmiał dzwonek do drzwi. Tym razem, ja otworzyłem drzwi.
- W końcu jesteś... - mruknąłem.
- Tęskniłeś? - uśmiechnęła się i oparła o framugę.
- Nie ciesz się zbytnio. Nie daję ci kolejnej szansy. - pokręciłem głową. - Wszyscy ze mną pogrywają, więc czemu i ja nie mam włączyć się do tej chorej gry?
- Zmiana planów, kochanie. Gra stała się rzeczywistością. Chciałeś, to jestem. A teraz, przesuń się trochę. Zimno na tym zadupiu jak w lodówce. - popchnęła mnie na drzwi robiąc sobie miejsce na przejście.
Panie i panowie, żmija nad żmijami, suka nad sukami, dziwka nad dziwkami... Gigi Hadid! Kiedy tylko blondynka wkroczyła do środka mojego domu, zacząłem żałować tego, co za chwilę miało się zacząć. Wszedłem za nią do salonu. Wszystkich zmroziło, a nóż, który Aurelle trzymała w rękach, spadł z hukiem na podłogę. Jeszcze trochę i zrobiłaby sobie dziurę w stopie.
- Zaprosiłem też Gigi. - odezwałem się w końcu.
- Właśnie widać... - mruknęła Waliyha, która mi posłała morderczy wzrok.
Czyli jednak przesadziłem... Gigi rozsiadła się na kanapie jak gdyby nigdy nic, a Aurelle poszła do kuchni z brudnym nożem. Domyślałem się, co w tym momencie sobie o mnie myślała, ale cóż. Klamka zapadła.
- Aurelle... - zacząłem, ale w sumie nawet nie wiedziałem co chcę powiedzieć.
Nóż znów upadł, ale tym razem robiąc ranę na jej delikatnej dłoni, przez jej nieudolną próbą złapania noża.
Spojrzała na mnie z wściekłością i drugą dłonią wcisnęła mi w ręce list, który leżał wśród prezentów od rodziny, po czym wyszła z kuchni i udała się na górne piętro zapewne do łazienki po apteczkę...
CZYTASZ
dusk till down #zaynmalikff ✔
Fanfiction'- Odezwij się do mnie. - rozkazałem, ale ona nadal siedziała przede mną z kamienną twarzą. - Odkryję twoją tajemnicę, Aurelle Chevalier*, nawet jeśli miałbym zginąć.' Odkąd Zayn poznał Aurelle, minęło wiele lat. Wiele w ich życiach się zmieniło. P...