9. "To po prostu okrutna egzystencja"

3.7K 178 6
                                    

Po wyjściu Belli udałem się do pokoju Aurelle. Leżała na prawym boku, na środku łóżka patrząc na ogród przez ogromne szklane drzwi. Usiadłem blisko niej i dotknąłem jej ramienia. Jej wzrok był pusty i obojętny, co bolało mnie najbardziej.

- Już wiem kto rozesłał plotki... - szepnąłem, a ona ani drgnęła. - To była Bella Hadid, młodsza siostra Gigi, mojej byłej. Nie powinienem ci tego mówić, żeby nie zrobiła ci krzywdy, ale... Szantażowała mnie, że jeśli nie wrócę do Gigi, oni zrobią ci krzywdę. Będą jeszcze więcej kłamać, obrzucać oszczerstwami, jeśli tego nie zrobię. A jeśli wrócę do Gigi, ty i tak będziesz cierpieć, bo dla ludzi będziesz tylko odskocznią. Moją odskocznią. Będę musiał kłamać, że nic dla mnie nie znaczysz... Aurelle do cholery, doradź mi. Co mam zrobić, żebyśmy wyszli z tego cało? Powiedz coś, cokolwiek... - mruknąłem.

Przewróciła się na plecy i spojrzała na mnie szklanymi oczami. Dotknęła dłonią mojego policzka, co równało się z tym, że przeleciał mnie przyjemny prąd. 

- Chyba nie masz zamiaru wracać do UK i zostawić mnie tu samego, prawda? Dobra, to może zabrzmiało trochę samolubnie, no ale taka prawda... Po za tym, nie możesz zaprzepaścić swojej szansy, którą dostałaś od Donatelli Versace. - powiedziałem.

Aurelle wystukała na telefonie wiadomość i dała mi ją do przeczytania.

- Tak, cierpienie jest nieuniknione... To po prostu okrutna egzystencja. - westchnąłem. - Ale kto powiedział, że nie możemy zminimalizować nasze cierpienie. Co jak co, ale Bella, ani nikt inny nie zmusi mnie do wywalenia cię za drzwi tego domu, prawda? - spytałem, a ona pokiwała głową. - Nikt nie musi też wiedzieć, jacy jesteśmy w domu. Przecież nie musimy nienawidzić się cały czas, prawda? - a ona znowu kiwnęła i dopisała. - Tak, wynagrodzę ci ten ból. I tak, załatwię tą sprawę, żeby jak najszybciej się skończyło to wszystko. - pocałowałem ją w czoło i akurat zadzwonił mój telefon. - Mój ojciec. Za chwilę wracam, kochanie. - pocałowałem ją jeszcze raz w czoło i wyszedłem z jej pokoju. - Słucham, tato?

- Czy żeście zwariowali?! - wrzasnął.

- Yaser! - usłyszałem w tle głos mojej mamy. - Nie krzycz tak na niego!

- Oczernił Aurelle! Przez to nasi przyjaciele, chcą go zabić, ja w sumie też! - krzyczał.

- Tato, to nie tak... - sapnąłem. - Bella szantażuje mnie, żebym wrócił do Gigi, wiedzą, że Aurelle jest moim słabym punktem.

- Słuchaj mnie, synu. Nie wiem co zrobisz w tej sprawie i jak to zrobisz, ale jeśli tylko Aurelle spadnie włos z głowy, jeśli ta dziewczyna zwariuje przez ból jaki jej zadacie... Osobiście ci nogi z dupy powyrywam! - zagroził.

- Już nad tym pracuję, nie martw się. Nic się jej nie stanie. - powiedziałem.

- Oby! - krzyknął ostatni raz i rozłączył się.

Wróciłem do pokoju Aurelle, a ona siedziała na łóżku oglądając te durne portale społecznościowe. Zatrzasnąłem jej laptopa i spojrzałem na nią ostro.

- Nawet nie próbuj się tym zadręczać. - rozkazałem. - Jutro rano jadę na wywiad, a ty w tym czasie pojedziesz z Sarah pod ten adres. - wyciągnąłem z kieszeni karteczkę z adresem psychologa od Daisy. - Dr. Martin jest świetnym psychologiem, lepszego na świecie nie ma. Pomoże ci przywrócić swój głos. - wytłumaczyłem. - Ah, i nie próbuj uciekać Sarah. Ta kobieta znajdzie cię w ciągu 3 minut nawet na drugim końcu świata i zaciągnie tam siłą więc no... Myślę, że nie warto. Wszelkie koszty leczenia są już pokryte. Nawet nie próbuj mi się sprzeciwiać, proszę. 

Aurelle rzuciła we mnie poduszką i napisała na telefonie, że nie będzie chodzić do psychologa.

- W takim razie odezwij się! - krzyknąłem rozdrażniony, a ona nic. - No właśnie. Potrzebujesz profesjonalnej pomocy. Już tyle się starałem, żebyś się odezwała i to nie poskutkowało, więc będziesz rozmawiać z tym pieprzonym lekarzem.

A ona nadal uparcie powiedziała, że nie nigdzie się nie ruszy.

- Siłą cię tam zaciągnę. - zagroziłem. - W dupie mam twoje zachcianki, Aurelle. Rzygam już twoimi humorkami i ciągłym odpychaniem mnie. 

Wyszedłem z pokoju trzaskając głośno drzwiami. Dobra, przesadziłem, wiem. No ale ja już na prawdę nie wiem co mam zrobić z tą dziewczyną. Po prostu doprowadza mnie do szału. Wyszedłem za dom, gdzie znajdował się basen. Usiadłem na leżaku i odpaliłem papierosa. Po spaleniu połowy fajki, stwierdziłem, że muszę się nawalić i to konkretnie. Zerwałem się więc do barku i chwyciłem nie odłożoną na miejsce butelkę whisky, z której wcześniej Bella korzystała. Wróciłem na swoje poprzednie miejsce nad basenem i nie pierdzieląc się z niczym, ani nikim zacząłem pić z gwintu. Nie minęła godzina, kiedy Aurelle przyszła i zabrała z moich rąk butelkę, która swoją drogą, była do połowy pusta. A może do połowy pełna, co? Brunetka usiadła na moich kolanach i upiła długi łyk alkoholu, także nie prosząc się o szklankę.

- Co za ironia losu... - burknąłem, a ona spojrzała na mnie zdziwiona. - Mam na myśli to, że nawet kiedy chcemy być na siebie źli to nie umiemy. Równie dobrze, mogłabyś rozbić tą butelkę na mojej głowie. Ja bym tak sobie zrobił, kiedy dowiedziałbym się o tym całym gównie. Jeszcze kolejne gówno związane z tym doktorem... - oparłem się plecami o oparcie leżaka i spojrzałem na gwieździste niebo. - Naprawdę chcę, żebyś się do mnie odezwała, a wiem, że tylko to może ci pomóc... O niczym innym nie marzę. Mogę oddać wszystko, w zamian za usłyszenie twojego głosu... Wiesz, często ciekawi mnie jak brzmi... Niekiedy myślałem, że jest lekko ochrypnięty, dosyć niski... Ale sądząc po twojej delikatnej, francuskiej urodzie, twój głos brzmi jak śpiew słowika... Co sądzisz? - spojrzałem na nią, a ona wzruszyła ramionami. - Myślę, że ty sama jesteś ciekawa jaki masz głos. - zmrużyłem oczy, a ona pokiwała lekko głową.

Wyjęła telefon i napisała, że pójdzie do tego lekarza, ale jeśli jej się nie spodoba, to przestanie chodzić. Zgodziłem się na to, z kilku bardzo ważnych przyczyn. Po pierwsze, Aurelle jest zbyt uparta, żebym mógł coś jej wmówić. Po drugie, ja jestem zbyt pijany, żebym mógł znów wdawać się z nią w dyskusję. I w dodatku jednostronną. 

- Co chciałabyś ode mnie na urodziny? - zagadnąłem, a ona wzruszyła obojętnie ramionami. - Może samochód? - spytałem. - A nie, czekaj... Nie masz prawa jazdy, czy masz? Mrugnij raz na tak, dwa na nie. - mrugnęła raz. - Chcesz samochód? - mrugnęła dwa razy. - Okay. Samochód odpada. A co powiesz na romantyczną kolację w McDonald's? - a ona uśmiechnęła się delikatnie i nachyliła się nad moimi ustami.

I naszła mnie znów ta kurewska ochota, żeby ją pocałować. Szczególnie, że ona mściła się na mnie i bawiła się moim pragnieniem.

dusk till down #zaynmalikff  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz