»Chapter-26«

7.9K 358 18
                                    

Popełniałam wiele błędów. Bardzo dużo. Nawet za wiele, ale zawsze tłumaczyłam sobie to tak : Nic nie dzieje się bez przyczyny. Każdy koniec niesie nowy początek.  

Po prostu tak jakby wybaczałam sobie te błędy, na których się uczyłam, a one szły w zapomnienie. Nie rozpamiętywałam ich dniami i nocami, ale teraz jest inaczej. Wytykam sobie, że w ogóle poszłam na tą łąkę. Gdybym została w domu, zjadła kolację z ojcem i pogawędziła z Mią, nic by się nie stało. Nie bałabym się o swoje życie i swoją przyszłość. Nawet nie chcę myśleć co teraz przeżywa mój ojciec. Gdyby to moje dziecko zostało porwane tak jak ja, umarłabym ze strachu o nie. 

Zastanawia mnie jedna rzecz. Skąd Lencelot zna Zayna. Rozumiem, że go zaatakował, ale nie mówił mu od razu jak się nazywa, chyba. Może zna go z jakiś opowieści? Nigdy nie słyszałam by o nim mówiono. Nigdy też nie słyszałam o tym, że mamy pomocników. Ciekawe jak tam jest. W tej nowej krainie.

Chciałabym pojechać tam z moim ojcem, ale teraz moim największym pragnieniem jest wrócić do domu. Przytulić go i powiedzieć mu że go kocham. Cieszyłabym się nawet z widoku Caroline i Eve. 

Postanawiam wziąć się w garść i umyć zapłakane policzki. Nie mogę uwierzyć, że będę żoną Harrego. Ja nawet tego nie chcę. Jestem na to za młoda. Zawsze chciałam wyjść za mężczyznę mojego życia, a teraz wychodzę za Harrego, który o mało co nie odebrał mi życia. Cóż za ironia.

Kiedy wychodzę z łazienki spoglądam na łóżko. Zaciskam szczękę by z moich ust nie wydobył się szloch.

Podchodzę do niego i biorę suknię w dłonie. Piękna jest. Z niechęcią ją przymierzałam i muszę przyznać, że leży idealnie. Jednak to nie zmienia faktu, że będę w niej biorąc ślub z Harrym. Nigdy bym nawet nie pomyślała, że to się tak skończy.

Po cichu wychodzę z pokoju i na paluszkach  udaję się do podziemnych lochów. Mam jedynie nadzieję, że nie spotkam żadnych strażników.

Po jakiś 10 minutach tułaczki, w końcu docieram do upragnionego celu. Widzę Zayna i Ordinosa w jednej celi. Wzdycham z ulgą. 

Podchodzę bliżej, a oni od razu wstają na równe nogi. Chwytam kłódkę do ręki i obracam na wszystkie strony. Jest zrobiona z dobrego stali. Nie da się jej normalnie przerwać.

- Jak to się otwiera? - pytam i ciągnę ją do siebie.

- Bella miło cię znowu widzieć. - głos przejmuje Ordonis i wiem, że mówi szczerze. Spoglądam na Zayna, ale ten nic się nie odzywa. Tylko się patrzy.

- Jeśli Harry cię tu zobaczy pobije cię. Uciekaj póki możesz. - ostrzega mnie staruszek, ale ja tylko kręcę przecząco głową. Nie będę całymi dniami siedziała w tym głupim pokoju jak tchórz, wiedząc że oni potrzebują pomocy.

- Nie możesz tego jakoś zaczarować, czy coś ? - pytam i rozglądam się za jakimś metalowym przedmiotem. 

- Niestety nie. - mężczyzna wzdycha i drapie się po szyi - Moje czary tutaj nie działają. Jego zamek jest na to odporny. 

- To co my teraz zrobimy? - pytam desperacko.

- Nie wiem Bello, naprawdę nie wiem. Mogę ci jedynie powiedzieć, że mój brat Abbar wie, że zostałem porwany. Na pewno przyjdzie nam z pomocą. - przełykam ślinę i wzdycham z ulgą. Nareszcie dobre wieści.

- Ale kiedy?

- Tego nie wiem, słońce. Kiedyś na pewno. - i moja radość pryska w oka mgnieniu.

- Nic ci nie zrobił? Nie skrzywdził cię? - pyta Ordonis. Marszczę brwi i dopiero po chwili dociera do mnie, że mówi o Harrym.

- Nie. Na razie nie. Ale chyba z wami jest gorzej. - wykręcam twarz w grymasie bólu przypominając sobie ich rany na plecach.

- Nie przejmuj się tym. Obrywaliśmy gorzej. 

Nagle  wielkie drewniane drzwi, którymi tu weszłam skrzypią i pojawia się Harry. 

Jego wzrok spoczywa na mnie. Przymruża powieki i podchodzi bliżej, mimowolnie się cofam. 

- Nie uciekaj, kochanie. - mówi i przyciąga mnie jedną ręką do swojego boku. Chce mu powiedzieć jak go nienawidzę, ale powstrzymuję się w odpowiednim momencie. Zaczynam się wyrywać, ale on tylko wzmacnia uścisk. - Po co tu przyszłaś? - pyta dużo ostrzej nie spuszczając ze mnie wzroku. Przełykam ślinę i spoglądam na Ordinosa szukając pomocy.

Nikt z nas nic nie odpowiada, wiedząc że Harry tu rozdaje karty. Jeden mały błąd i po tobie.

- Chyba się pochwalić jutrzejszą uroczystością. - mówi przebiegle i spogląda na Zayna. Widzę jak wymieniają między sobą ostre spojrzenia. Dopiero po chwili czarnowłosy spogląda na mnie pytająco. - Jutro jest nasz ślub Zayn. Oczywiście jesteście honorowymy gośćmi. Nie wyobrażam sobie przyjęcia bez mojego ukochanego brata i przyjaciela rodziny.

- Kiedy mówiłem ci o małżeństwie z nią, nie wiedziałem, że weźmiesz to na poważnie . - mamrocze przejęty Ordinos marszcząc brwi. Momentalnie wzrok Zayna kieruje się na niego.

- Co mu mówiłeś? - krzyczy.

- Zayn ja... ja nie wiedziałem. Myślałem, że się tutaj nie pojawisz. Byłeś zajęty swoimi oświadczynami, a ona mogła w każdej chwili zginąć, rozumiesz to?

Zayn nie odpowiada tylko przygląda mu się. Oto właśnie wzrok, który zabija.

- Skończyliście już swoje melodramaty? - pyta znudzony Harry. Obydwoje jak na komendę  kierują swój wzrok na niego. Widzę jak mocno Zayn zaciska pięści i szczękę.

- Widzę moja kochana, że nie masz tu nic ciekawego do roboty, więc radzę ci iść  stąd.

- Nie mogę. - mówię szybko. Nie chcę stąd iść. Nie zostawię ich.

Harry marszczy brwi.

- Dlaczego?

- Bo... - przełykam nerwowo ślinę nie mając pojęcia co innego wymyślić - Bo muszę im zdezynfekować rany na plecach. - mamroczę szybko. Marszczę brwi sama zastanawiając się co powiedziałam.

- Nie będziesz tego robić.

- Harry....

- Powiedziałem nie. A teraz proszę cię bardzo - wskazuje na wyjście -  Tam są drzwi.

- Mogę jeszcze chwilkę? Tylko jedną? - błagam i kilka łez ucieka mi z oczu. 

- Niby po co?

- Pożegnać się.

Harry marszczy brwi nie rozumiejąc mojego wypowiedzenia.

- Obiecałeś, że jeśli zostanę twoją żoną to ich wypuścisz. - przypominam mu. On lekko się uśmiecha i skina głową.

- No niech ci będzie - wzdycha - Wracam tu za parę minut. Radzę ci się streszczać z tym pożegnaniem. - to powiedziawszy wychodzi. Wzdycham z ulgą i podchodzę do krat.

- Tak bardzo was przepraszam - chlipię, a łzy same płyną mi z oczu - Obiecuję, że was stąd wyciągnę. -  Ordonis posyła mi lekki uściski i ściska moją dłoń w geście pocieszenia.

Spoglądam na Zayna. To jemu jestem winna przeprosiny.

- Zayn, tak bardzo przepraszam ja....

- Za co przepraszasz? - przerywa mi. Jest zły i to bardzo.

- Za wszystko. Za...

- Za to, że będziesz żoną mojego wroga, który nas tu uwięził? - pyta przebiegle, odzywa się jego ta diabelska natura.

- Nie, wiesz, że to nie tak ja...

- Nie. Po prostu się nie tłumacz. Już nic dla mnie nie znaczysz. 

Broken the law-My black angel➡ ZM✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz