»Chapter-30«

7.1K 342 7
                                    

Moje serce przyśpiesza na dźwięk jego głosu.

Mówi jak anioł - śpiewa moja podświadomość, którą natychmiast uciszam.

- Hallo?

O mój Boże.

W gardle formuje się wielka gula, której nie mogę przełknąć. Robi mi się sucho w ustach i nie potrafię wykrztusić z siebie słowa.

- Bella? Jesteś?

- Tak umm.... 

Co mam mu niby powiedzieć? Jak bardzo go nienawidzę? Tak, to będzie dobre. Za to wszystko co mi zrobił, za te kłamstwa. One jeszcze bardziej ranią niż jakieś czyny.

- Tęsknię - te słowa uciekają zanim się nad nimi zastanowię. Niekontrolowane łzy zaczynają spływać po moich policzkach. 

- Bella...

- Wiem - przerywam mu i wycieram policzki. - Rozumiem.

- Co rozumiesz?

- Wszystko. Nie chcesz mnie. Jest okej. Poradzę sobie. - kłamię. Nigdy sobie nie poradzę bez jego bliskości. Nigdy nie będę szczęśliwa. I nigdy się w nikim nie zakocham tak jak w nim.

- Bella, to nie tak.

- A jak? Jak wytłumaczysz to co powiedziałeś do mnie będąc w lochu? - znowu zaczynam płakać i mam gdzieś, że ktoś może mnie usłyszeć.

- Bells....

- No właśnie. - przerywam mu i nie wiem po co to zrobiłam. 

Słyszę westchnienie po drugiej stronie.

- On cię kocha. - mówi.

Fukam. Kocha?! Proszę cię. Chciał mnie zabić przy pierwszej lepszej okazji.

- Nie, nie kocha mnie.

- Kocha, ale tego nie widzisz.

- Ciekawe dlaczego? - rzucam i chcę coś rozwalić ze złości. Przyłapuję się na tym, że chciałabym spróbować z Zaynem.

Następuje długa chwila ciszy i zastanawiam się czy się czasami nie rozłączył.

- To by nie wyszło. - słyszę po chwili.

- Co by nie wyszło? - szepczę.

- My. - i tu nagle tysiące noży wbija się w moje serce. Dlaczego on mnie tak rani?

Nie mam pojęcia co mu powiedzieć. Chyba, że....

- A gdybym z tobą uciekła? - pytam i podciągam nosem. Nie kontroluję już moich łez. - Bylibyśmy razem?

Następuje grobowa cisza.

Mijają minuty, a on nic nie mówi.

- Nie. - stwierdza. Rozpłakuję się jeszcze bardziej. - Bella, nie płacz ja...

- Teraz dopiero przekonuję się jaki jesteś naprawdę Zayn. - stwierdzam z goryczą. 

- No jaki? - podpuszcza mnie.

Wydaję z siebie szloch i opieram o ścianę.

- Tak bardzo cię nienawidzę. - szepczę.

- Błąd kochanie, ty mnie kochasz. - mówi pewny siebie. 

- Czemu mi to robisz, co? - szepczę.

- Bo mogę.

Padam na ziemię i wycieram łzy z oczu. Jeśli Harry mnie zobaczy, zabije mnie.

Słowa Zayna są ostrzami. Nikomu nie życzę tego przeżywać. Nikomu.

Cisza.

Nikt z nas nic nie mówi.

Słyszę jego oddech w słuchawce, ale się nie odezwę. Nie tym razem.

- Idź do swojego męża - akcentuje ostatnie słowo.

Wszystko uderza mnie jak tir. Zaczynam płakać jeszcze bardziej. Trzęsę się i nie mogę utrzymać już w ręce słuchawki. Opada ona na ziemię z hukiem.

Błyskawicznie pojawia się Harry. Nie przejmuję się tym, że może mi się przez to dostać. Moje myśli zajmuje Zayn i to co powiedział.

Harry odkłada telefon i spogląda na mnie zdziwiony. Widząc mój brak wyjaśnień, bierze mnie na ręce-w pozycji panny młodej- i gdzieś niesie.

Mimowolnie wtulam się w niego. Potrzebuję pocieszenia.

- Nie kłamałeś - szepczę i nie jestem pewna czy usłyszał.

- Kiedy nie kłamałem? - pyta, nie rozumiejąc moich słów.

- Z Zaynem. Nie chce mnie.

Harry momentalnie staje, a ja chcę sobie przywalić w twarz za to, że za dużo powiedziałam.

- Rozmawiałaś z nim? - krzyczy.

- Nie. Znaczy... tak... .ale nie. - plątam się we własnych słowach.

- Rozmawiałaś czy nie?

- Tak - szepczę wyobrażając sobie co mi zrobi za nieposłuszeństwo.

Już po mnie.

- Ty do niego dzwoniłaś? - pyta już o wiele spokojniej. W duchu dziękuję Bogu za to.

- Nie, to on zadzwonił. - przyznaję.

- Na pewno?

- Na pewno.

                                                                                   *  *  * 

< Perspektywa Zayna >

Po tym jebanym telefonie, nalewam sobie jeszcze więcej whiskey. Z przykrością muszę stwierdzić, że w tym a nie innym momencie moja butelka whiskey się skończyła. A barek jest na przeciwko mnie, za daleko.

- Amir! - krzyczę i czekam na przybycie mojego najlepszego przyjaciela.

Nie mija nawet  10 sekund, a on już koło mnie jest.

Biorę butelkę do ręki i pukam w nią.

- Przynieś mi procenty. - mówię do niego. Ten chwilę mi się przygląda, ale wykonuje moje zadanie.

Jak na wilka, jest za inteligentny. Dlatego jest mój. Jego jednego, nikt nie może mi odebrać.

- Dzięki. - mówię, kiedy kładzie butelkę na łóżku, obok mnie. Siada i czeka aż go pogłaskam.

Uśmiecham się jak głupi do wilka, to chyba nie jest normalnie nie? Za dużo wypiłem. Za dużo.

Otwieram następną butelkę i nie fatyguję się nawet z wlaniem zawartości do szklanki. Piję z gwinta, ponoć tak lepiej smakuję.

Widząc jak Amir patrzy się na mnie błagalnie, wyciągam dłoń i głaskam go po grzbiecie.

Jego sierść jest jak miękka chmurka, jak jedwab. Nie wiem czy jest coś miększego i przyjemniejszego w dotyku.

Skóra Belli - podpowiada mój wewnętrzny demon, a we mnie rośnie jeszcze większa złość.

Bez namysłu wstaję, biorąc butelkę do ręki i rozwalam ją o ścian. Przestraszony Amir podkula ogon, a ja udaję się do drzwi.

Kiedy dostaję się do sali głównej, widzę że armia już tam siedzi i ma jakieś plany. To lubię. 

- Zwołać wszystkich. Idziemy na łowy. - mówię i udaję się na dziedziniec.

To nic, że możemy zginąć i już nigdy nie wrócić do królestwa.

Mój cel jest tylko jeden.

Śmierć.

Broken the law-My black angel➡ ZM✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz