- Co ty tu robisz? - pytam zaskoczona, odwracając się do niego twarzą.
- To samo mógłbym zapytać się ciebie. - stwierdza z lekkim uśmieszkiem.
- Ja... ja już wychodzę. - jąkam się i chcę go wyminąć, ale łapie mnie za łokieć zatrzymując. - Puść. - szepczę, kiedy uporczywie mnie trzyma. Spogląda na niego i wykonuje moje polecenie.
- Drzwi były otwarte? - pyta z innej beczki, na co unoszę brwi.
- Jakie drzwi?
- No te. Do tego pokoju.
- Tak. - mówię zgodnie z prawdą. Harry marszczy brwi i wyjmuje klucz z zamka. Zaalarmowana tym podchodzę do niego i chcę wyjść.
- Tak bardzo się mnie boisz? - uśmiecha się
- Tak.
- No i prawidłowo. - stwierdza i przepuszcza mnie szybciej w drzwiach. Szybkim krokiem ruszam przed siebie. - Jesteś głodna?
- Nie, nie jestem. - mówię, ale mój brzuch ma całkiem inne zdanie. Zaczyna burczeć, przez co przyjmuję kolor buraka.
- Na pewno? - mogę stwierdzić, że się uśmiecha.
- Znaczy, może troszkę.
- Ta. Raczej to burczenie wskazywało, że jesteś nieźle głodna. Myślałem, że burza idzie. - wywracam oczami.
- Wcale nie.
- Chodź. - ciągnie mnie w stronę kuchni. Po chwili siadam już na stołku barowym, a gosposia podaje nam jedzenie.
- Krewetki? - pytam zdziwiona Harrego.
- No. - uśmiecha się. - Uwielbiam je.
- Na kolację?
- No, dlaczego by nie? Zawsze tak jadam.
- Cholesterol cię zeżre. - śmieję się.
- Ty się lepiej martw swoim chore... cholre... cholerelolem... cho...
- Cholesterolem. - przerywam mu, a on przytakuje. Spoglądam zmieszana na jedzeni. - Jeszcze nigdy nie jadłam krewetek.
- Nigdy?
- Nigdy. Dobre są? - pytam lekko.
- Tak.
- A jak to jeść?
- Normalnie. Bierzesz, maczasz w sosie i jesz.
- Aha.
- Ale. - moja ręka zastyga w ruchu sięgając po krewetkę. - Nie gwarantuję ci, że nie dostaniesz rozwolnienia.
- No wiesz co. - jęczę zniesmaczona, że wspomniał o tym akurat przy jedzeniu.
- No co? - śmieje się. - Tak tylko mówię.
Wzdycham i sięgam po krewetkę. Maczam ją lekko w sosie i zastanawiam się czy dobrze robię.
- Zaraz ona zje ciebie. - wtrąca Harry.
- A jaki to sos? - pytam.
- Czosnkowy.
- Okej. - biorę krewetkę do ust i ostrożnie ją jem.
- Później umyj jak najszybciej zęby. Inaczej będzie ci tak jebać z kopary, że ho ho. - zamykam oczy i próbuję nie zwrócić mu uwagi za to że przeklną.
- Mogą być. - mówię i sięgam po następną.
- Ba. One są pycha. - wzdycha jedząc trzy na raz - Jesteś w ciąży? - pyta ni stąd ni zowąd, przez co krztuszę się.
- Co?
- Pytam czy jesteś w ciąży, bo widziałem prześcieradło, no i te wsze jęki... - kręci głową, a ja przybieram kolor buraka. - Było was słychać na cały zamek.
- Powiedz, że żartujesz. - błagam.
- Nie. Ale jestem w 100 % pewny, że matka, chociaż po drugiej stronie zamku, słyszała was. Pewnie sama robiła sobie dobrze, słuchając waszych odgłosów.
- Przestań. - zamykam oczy i przykładam dłonie do czerwonych policzków. - Na serio aż tak to było słychać? - pytam wstydliwie, a on się śmieje.
- Yhym, schowałem się w łazience i Zayn miał ode mnie owacje na stojąco.
- Matko Święta. - szepczę zawstydzona. Aż odechciało mi się jeść.
- Seks to nic strasznego, ani zakazanego. Spokojnie, przecież nikomu nie powiem. - Harry klepie mnie lekko po plecach, a ja wywracam oczami. - To zostanę wujkiem?
Nie odpowiadam. Sama nie wiem, czy Zayn się zabezpieczył, ale coś mi mówi, że nie. Zróbmy sobie małego Malika - jego słowa odbijają się echem w mojej głowie. Przypominając sobie tamtą noc, dochodzę do wniosku, że Zayn nie użył prezerwatywy. Bo niby kiedy? Pamiętałaby. W ogóle nie zdaję sobie sprawy, że noszę w sobie dziecko. I jak ja teraz dam sobie sama radę? Jedną deską ratunku jest dla mnie powrót na Dobrą Stronę.
- Bella. - ręka Harrego latająca przed moim nosem wybudza mnie z zamyślenia.
- Tak?
- To jesteś kotna?
Jezu, on mnie zabije tymi słowami.- Nie wiem, nie rozmawiajmy o tym.
* * *
< Następny dzień >
Budzę się dziwnym trafem wypoczęta i tak jakby nowo narodzona. Biorę poranny prysznic i w ręczniku idę do sypialni Harrego. Jest 9:00 więc mam wielką nadzieję, że jeszcze śpi.
Kiedy wchodzę nikogo tam nie ma. Szczęśliwa z braku jego obecności wybieram kolejne sukienki i wracam do swojego pokoju. Przebieram się i schodzę na śniadanie. Brak Trishy i brak Harrego od razu rzuca mi się w oczy. Wzdycham tylko i odmawiam śniadania, gdy gosposia pyta mnie o nie. Siadam na wielkiej kanapie i rozmyślam o Zaynie. To wydaje się śmieszne. Niby mówi, że mnie kocha i chce się ze mną ożenić, a zapomina zerwać swoich zaręczyn z Reginą, przez to coś w niego wstępuje.
Wzdycham jeszcze raz, gdy coś podpowiada mi w środku, że mogą być jeszcze problemy z tym do kogo należę. Boję się, że Abbar coś wywęszy i zostaniemy rozdzieleni. Swoją drogą martwię się o Zayna.
Kiedy się rozglądam zauważam barek. Unoszę jedną brew i podchodzę do niego. Otwieram i ukazuje mi się duża zawartość alkoholu.
Niby dlaczego miałabym nie spróbować? Nie mam pewności, że jestem w ciąży, a teraz chcę po prostu zapomnieć o problemach.
* * *
< Perspektywa Harrego >
Kiedy wchodzę do kuchni, czuję zapach wódki. Marszczę brwi i rozglądam się po pomieszczeniu. Nic tutaj nie ma co by pachniało alkoholem.
Przechodząc przez salę główną widzę Belle leżącą na kanapie z winem w ręku. Z winem... kurwa, z moim winem.
Bez zastanowienia do niej podchodzę i wyrywam butelkę z ręki. Dostrzegam, że ta jest druga. Jedna jest już całkowicie wypita. Ta to ma spust, nie ma co...
- Bella, słyszysz mnie? - lekko trącam ją za rękę.
- Zayn... Zay... buuu. - bełkocze, przez co lekko się uśmiecham. Musi wytrzeźwieć.
- Bella... - szturcham ją lekko, bo muszę wziąć ją na ręce i zanieść do sypialni. Tam się prześpi, a nie tu.
- Kto ty? - pyta nie otwierając powiek. Wykorzystuję jej nieuwagę i biorę ją na ręce. - Zayn?
- Nie. Harry.
- Zayn, kochanie ty moje. - mruczy, nie słuchając mojej wcześniejszej wypowiedzi i wpija się w moje usta.
O kurwa.
CZYTASZ
Broken the law-My black angel➡ ZM✅
Fanfiction- Tak nie wolno! - mówi rozum. - A ja go kocham. - podpowiada serce. I kogo słuchać? Kto zwycięży w tej walce? 1 in Tajemnica/Thriller 10.09.2015