Frank wracał do domu zagubiony w krętych drogach swoich myśli. Przypomniał mu się widok zakrwawionego nauczyciela, którego wcześniej śmiertelnie skaleczył nożem. Brzydził się siebie, za to co zrobił, nie mógł patrzeć na swoje ręce, które przyczyniły się się do tego czynu.
- Lepiej byłoby, gdyby mnie zabił... - odparł sam do siebie zdenerwowany. Był bardzo przerażony swoim zachowaniem.
Gdy jeszcze znajdował się w szkole, nie zwracał na to zbytniej uwagi, zachowywał ostrożność, byle by nikt go nie zobaczył. Nie miał odpowiednich warunków do rozważań o swoim postępowaniu. Teraz, gdy czuł się w miarę bezpiecznie i jeszcze bardziej samotnie, myśli kłębiły się w jego głowie, powodując, że było mu niedobrze i sam chciał pozbawić się życia. Strach przed samym sobą ściskał mu brzuch, a łzy wypływały mu bezwładnie z przekrwionych oczu. Oddychał ciężko, kręciło mu się w głowie. Był bardzo spragniony i liczył na to, że może zaraz rozpada się deszcz. Ledwo dotarł do domu i poszedł do łazienki. Podstawił pod kran mały kubek i z nadzieją odkręcił kurek. Jakimś cudem, do naczynia wypłynął mały strumyk wody. Chłopak poczekał jeszcze chwilę, ale na marne, gdyż do naczynia nie spadła już ani kropelka cieczy. Frank podniósł kubek i wypił jego całą zawartość. Poczuł się trochę lepiej. Przez chwilę zastanawiał się, jakim cudem jego rodzice, a nawet inni, nieznani mu ludzie jeszcze żyją, skoro nie ma nawet normalnego dostępu do wody. Jednak odsunął od siebie te myśli i poszedł do swojego pokoju. Był bardzo wyczerpany, więc położył się na łóżku. Pomimo okropnego zmęczenia, nie mógł nawet zmrużyć oczu, w jego umyśle powstawały obrazy, które zostały mu w pamięci po prawie minionym dniu. Po pewnym czasie, mocno zacisnął powieki i próbował zapaść w sen. Niestety nic to nie dawało i dopiero po paru godzinach bezczynnego leżenia, zasnął.
•••
Następnego ranka, Frank znów wybierał się do szkoły. Na wszelki wypadek wziął z kuchni nóż i schwał go w szeroką kieszeń bluzy. Pomyślał, że skoro dokonał się już pierwszego zabójstwa, teraz będzie mu coraz łatwiej stawać w swojej obronie i przedmiot ten może mu się przydać. Następnie wyszedł z domu i jak poprzedniego dnia skierował się do budynku, którego pierwotną funkcją było gromadzenie uczniów, których wykształceni ludzie nauczali o danych przedmiotach.
Gdy był już w szkole znowu poszedł do miejsca, gdzie wcześniejszego dnia przesiedział większość czasu. Spędził tam zupełnie bezczynnie kilka dłużących się godzin. Potem przemknął na główny korytarz, mając nadzieję, że nikt go nie widzi. Po drodze rzucił okiem na zegar i zobaczył, że już dwunasta, więc ruszył do stołówki. Zobaczył tę samą grupkę co wczoraj, prawie wszyscy siedzieli i wpatrywali się w ekrany swoich telefonów. Frank zaczął się im przyglądać, ale nie zauważył nigdzie znajomej twarzy Brendona. Przez jego ciało przeszedł dreszcz i dziwne zimno. Prawda uderzyła w niego z całą siłą, przeklinał siebie w myślach, przypominając sobie wczorajszy dzień i swoją szansę zagadania do chłopaka i pocieszenia. Wspomnienia z nim przewijały się w jego głowie jak slajdy, zalał go zimny pot i zaczął drżeć. Już powoli przekraczał próg pomieszczenia, w którym się znajdował, kiedy usłyszał głos jednej z osób siedzącej przy stole.
- Zauważyliście, że dziś nie ma tego, no jak
mu tam... Brandona?- No rzeczywiście, nie ma go tu - odpowiedział ktoś, nie podnosząc nawet wzroku znad telefonu.
- Wczoraj przecież mówił, że zamierza się zabić, więc to logiczne, że dziś go nie ma. Aż tak bardzo go nie słuchaliście? - odezwał się ktoś inny.
- Ja słuchałam. Tylko nie rozumiem, czemu aż tak bardzo się przejmował i to przeżywał? Przecież tylko skacze się z budynku i po wszystkim - odparła jakaś dziewczyna.
CZYTASZ
Wouldn't It Be Great If We Were Dead? | Frerard (Zakończone)
FanfictionRok 2234. Ludzie nie chcą żyć. Nie pomagają innym, nic ich nie obchodzi, nie wywiązują się ze swoich obowiązków, powoli czekają na śmierć lub na odwagę, by samemu odebrać sobie życie. Nie ma miłości, przyjaźni, śmiechu, nikt nie ma hobby ani jakich...