W poranek po zniknięciu Pete'a do pokoju Gerarda wpadła rozwścieczona Lynz i zaczęła pytać nerwowo chłopaka, jak uciekinier wydostał się z budynku.
- Nie mam pojęcia! - mówił prawdę. Brendon i Ray nie wrócili do niego po tym, gdy próbowali odciągnąć Pete'a od jego niedorzecznego pomysłu.
- Nie mogę go teraz szukać... Jutro mija jedenaście lat od mojej przemowy, która zmieniła świat. Z tego powodu, robię imprezę ze znajomymi, aby uczcić mój sukces. Znalezienie i ukaranie Petera może poczekać - powiedziała i nie czekając na odpowiedź zielonookiego, wyszła.
Widział, jak była zdenerwowana, więc przeczuwał, że Pete'a spotkają pewnie srogie konsekwencje, a on nie miał pojęcia co zrobić. Miał nadzieję, że Brendon i Ray niedługo się u niego zjawią, bo o nich Lindsey nic nie wspomniała. Tak jak myślał, za jakiś czas do jego pokoju zagościli wspomniani wcześniej chłopacy.
- Mamy pomysł jak się stąd wydostaniesz! - powiedział ucieszony Brendon. - Co prawda, sami nie wiemy, jak my możemy uciec, ale dla ciebie mamy ciekawą propozycję.
- Co z Peterem? - zapytał podekscytowany czarnowłosy tym, że jego przyjaciele coś wymyślili, ale zdenerwowało go to, że opuścili tak ważny temat. - Niedługo Lynz zamierza go szukać, ale najpierw ma imprezę z okazji jedenastolecia swojej przemowy.
- Nie zdołaliśmy go powstrzymać, nie wnikaj w szczegóły, najpierw musimy zrealizować nasz plan, Pete na razie będzie bezpieczny. Lindsey jeszcze się po niego nie wybiera. No więc słuchaj, udamy, że umrzesz - Gerard patrzył na niego zmieszany. - Twój ojciec oszukał ciebie i twoją rodzinę i żyliście w przekonaniu, że się zabił, Lindsey tak samo, oszukała tyle ludzi. Ty też możesz udać, że się zastrzeliłeś. Pochowają cię, a ty wymkniesz się z podziemi i uciekniesz gdzie tylko chcesz - pomysł nie brzmiał bardzo głupio, jednak było kilka zagwozdek, o jakie chciał zapytać zielonooki, jednak Bden wyprzedził go swoim tłumaczeniem. - Poszedłem wczoraj do kucharzy, przygotowali ciecz, która przypomina kolorem i konsystencją ludzką krew. W zamian, też obiecałem im ucieczkę... Ciekawe, jak to wykombinuję... Ale, nie odchodząc od tematu, dali nam też specjalne usypiające pigułki. Możesz spać nawet tydzień, o ile ktoś nie poda ci antidotum, czyli tabletkę odsypiającą, którą też nam dali - pokazał na pudełeczko, które trzymał w dłoni. - Są tutaj. Żółta to usypiająca, różowa odsypiająca. Ray znalazł pistolet na stoliku na korytarzu, czy Lindsey naprawdę jest aż taka głupia? Nieważne, więc... nasz plan realizujemy jutro, po tej całej imprezie Lindsey. Kiedy już się wydostaniesz, spróbujesz odnaleźć Pete'a i może pomożecie uciec mi i Rayowi.
•••
Pete obudził się następnego dnia z myślą o tym, co zrobił tuż po północy. Potrzebował jakiejkolwiek bliskości i uznał, że tak cudownie będzie zbliżyć się do uroczego blondyna, który nieświadomie szarpał jego sercem i uczuciami. Jednak tego poranka uznał, że całowanie Mikey'ego było błędem. Sądził, że z tej relacji nic nie wyjdzie, a nie chce bawić się uczuciami chłopaka, bo sam nie jest pewny, czy to wszystko jest szczere. Czy nie miał chwili słabości, bo w końcu otoczył się innymi ludźmi, niż tymi, których spotykał w podróżach z Lindsey albo w jej ogromnym domu. Poczuł się okropnie z tym, że prawdopodobnie będzie musiał zniszczyć nadzieje młodszego, ale nie miał wyjścia. Obwiniał się za to i trzymał kciuki, za to, że wyższy nie wziął do serca tego głupiego pocałunku. Jego słowa powinien zapamiętać, bo były prawdziwe, ale to co zdarzyło się po wypowiedzeniu ich, nie miało mieć miejsca.
Gdy wszyscy byli już po śniadaniu, Mikey z dużym uśmiechem powiedział, żeby Pete poszedł za nim do jego pokoju. Czarnowłosy spełnił jego prośbę, jednak zanim blondyn powiedział cokolwiek, niższy zaczął mówić:
CZYTASZ
Wouldn't It Be Great If We Were Dead? | Frerard (Zakończone)
FanficRok 2234. Ludzie nie chcą żyć. Nie pomagają innym, nic ich nie obchodzi, nie wywiązują się ze swoich obowiązków, powoli czekają na śmierć lub na odwagę, by samemu odebrać sobie życie. Nie ma miłości, przyjaźni, śmiechu, nikt nie ma hobby ani jakich...