- Jak tam u Mikey'ego? - zapytał Frank, kiedy spotkali się w następny czwartek. Chodzili właśnie po ulicy, na której pierwszy raz rozmawiali.
- Już jest lepiej - odpowiedział krótko Gerard. - Muszę z tobą poważnie porozmawiać - na te słowa Frank jakby się spiął, co rozbawiło wyższego, ponieważ nie chciał przekazywać mu żadnych złych wiadomości, a jedynie zapewne sprawić, że na jego ustach zagości uśmiech. - Nie denerwuj się, to nic stresującego, żadnych złych wieści - dodał, widząc strach w oczach niższego.
- Okej, dobrze. Usiądźmy na tym murku i wszystko mi powiesz - zaproponował. Gee kiwnął głową i obaj sprawnie wskoczyli na murowaną ściankę. Była to ta sama, na której siedział Frank tego dnia, kiedy się sobie przedstawili. - A więc, o co chodzi?
- Chcę ustalić z tobą pewne hmmm... Zasady, że tak to ujmę. Skoro znamy się już jakiś czas, a nawet byłeś w moim domu to jesteśmy przyjaciółmi, tak?
Frank zamyślił się. Nigdy nie miał przyjaciela i nie wiedział nawet na czym dokładnie polega przyjaźń, nikt nigdy nie wytłumaczył mu czym to jest. Pamiętał, że gdy był bardzo mały i oglądał kreskówki w telewizji, to w nich często pojawiało się słowo przyjaciel. Próbował szybko przypomnieć sobie, co postacie z bajek robiły z tymi przyjaciółmi i na czym polegało ich posiadanie, ale poszło to na marne, kompletnie nic nie pamiętał, tylko trochę coś kojarzył.
- Wytłumaczysz mi właściwie, co to oznacza? - zapytał nieśmiało. - Co znaczy być czyimś przyjacielem? - tym razem Gerard zamyślił się, szukając odpowiednich słów do wyjaśnienia danego pojęcia.
- Przyjaciel to wyjątkowa osoba, której zawsze można zaufać - zaczął. - Razem z nią można śmiać się z najbardziej absurdalnych rzeczy, będzie cię zawsze wspierać, pocieszać oraz pomagać. Może razem z tobą robić to, co lubicie, rozmawiać godzinami, opowiadać sobie historie. To tak w skrócie, po prostu ciężko to wszystko opisać w paru zdaniach - powiedział i popatrzył na Franka.
- Dziękuję za wyjaśnienie, ale teraz powiedz mi, co to znaczy absurdalnych? - Gerard zaśmiał się, chociaż domyślał się, że chłopak może nie znać trudniejszych słów, pomimo, że chodził już tyle lat do szkoły, niczego się w niej nie nauczył i nigdy nie miał podręcznika w ręce.
- Coś absurdalnego to coś bez sensu, coś głupiego, rozumiesz?
- Yhym. I tak, jesteśmy przyjaciółmi. Wow, nigdy nie spodziewałem się, że będę miał kogoś takiego. Naprawdę chcesz się ze mną przyjaźnić? - Frank nie dowierzał i zachwycił się faktem, że Gerard pragnął być dla niego kimś tak ważnym.
- Oczywiście, nie prosiłbym cię o tę rozmowę, gdybym nie chciał - odpowiedział, uśmiechając się. Wyciągnął przed siebie dłoń. - Obiecujesz więc być moim przyjacielem, pomagać mi, ale też liczyć na moją pomoc, ufać mi, powierzać swoje sekrety i tak dalej?
- Obiecuję. Nie zawiodę cię - odparł, podając mu dłoń.
- Jest jeszcze jedna bardzo ważna rzecz - powiedział wyższy puszczając rękę Franka. - Muszę być pewny, że chcesz żyć, że będziesz razem ze mną starał się poprawić troszkę ten zniszczony świat, że razem dotrwamy do końca, choćby nie wiadomo co by się działo. Wiem, że jest okropnie ciężko, ale poradzimy sobie. Pomogę ci.
- Dobrze. Zgadzam się - potwierdził.
Uśmiechnął się pod nosem, miał ochotę zejść z tego murku i skakać w około z radości, ale wiedział, że raczej tak nie wypada.
Siedzieli w ciszy jeszcze jakiś czas i podziwiali zachód słońca. Gerard zauważył jednak, że Frank jest niespokojny i cały czas się kręci i rozgląda się na boki, jakby w panice.
- Powinienem już iść - powiedział w końcu niższy. - Muszę jutro, jak zawsze, udać się do tego piekła.
- Naprawdę musisz tam chodzić? To nic nie wnosi w twoje życie, nawet pogarsza ci już twoją pewnie zniszczoną psychikę - stwierdził czarnowłosy.
- Rodzice mi każą, czasami ukrywam się w mieście, jeśli naprawdę nie chcę tam iść. Dlatego wtedy zobaczyłeś mnie z Beebo, gdybym poszedł do szkoły, nie miałoby to miejsca.
- Przecież mógłbyś przychodzić do mnie, zamiast męczyć się w szkole lub mieście- zaproponował Gerard. - Chociaż, jestem bardzo ciekawy co dzieje się w tym dziwnym miejscu, więc może zaprowadzisz mnie tam jutro?
- Tak, bez problemu, ale jesteś pewny, że chcesz tam iść? W szkole odbywają się okropne sceny, zabójstwa, samobójstwa, krzyki, wiele osób się tnie... Jest duża możliwość, że będziemy świadkiem jednej z nich albo nawet tego, że ktoś będzie chciał nas zabić, czy też skrzywdzić i będziemy musieli się wtedy bronić... - Frank próbował odciągnąć go od tego pomysłu.
- Damy radę, możesz mi zaufać, a poza tym, będzie to twój ostatni dzień w szkole, później zaczniesz przychodzić do mnie, nie pozwalam ci tam więcej chodzić - stwierdził.
- Tylko... Dlaczego tak bardzo chcesz tam iść? - Frank był zmieszany postawą Gerarda. Całe życie ukrywał się w domu, a nagle zechciał udać się do szkoły, w której dzieją się przeokropne rzeczy i trzeba być bardzo czujnym by w ogóle przeżyć.
- Chcę przekonać się, przez co musiałeś przechodzić tyle lat. Może to głupie, ale czuję się nie fair, że nie byłem tam ani razu, a ty chodziłeś do szkoły cały czas i dzielnie wszystko znosiłeś - przyznał się. - Znajdę jutro rano broń, napiszę list dla mamy i Mikey'ego, w którym poinformuję ich, że niby poszedłem z tobą na spacer. Bardzo proszę, przyjdź rano pod mój blok.
- W takim razie będę o około ósmej trzydzieści - Frank nie chciał mu się już sprzeciwiać, chociaż bardzo zależało mu na przyjacielu i nie chciał, aby przeżywał to samo co on.
- To ja będę już wracał. Dziękuję ci za rozmowę, przyjacielu - posłał Frankowi najpiękniejszy uśmiech, jaki umiał zrobić. - Do jutra.
- Cześć, widzimy się rano - odpowiedział i zobaczył jak Gerard zeskakuje z murku i idzie do swojego domu.
Chłopak coraz bardziej intrygował Franka i miał potrzebę poznania go jeszcze lepiej. Cieszył się, że jest taki otwarty, wszystko mu wytłumaczył i naprawdę chce pomóc, był mu za to ogromnie wdzięczny.
CZYTASZ
Wouldn't It Be Great If We Were Dead? | Frerard (Zakończone)
FanfictionRok 2234. Ludzie nie chcą żyć. Nie pomagają innym, nic ich nie obchodzi, nie wywiązują się ze swoich obowiązków, powoli czekają na śmierć lub na odwagę, by samemu odebrać sobie życie. Nie ma miłości, przyjaźni, śmiechu, nikt nie ma hobby ani jakich...