Lindsey, która nie uwierzyła w słowa bruneta, wpadła do pokoju Gerarda i przekonała się, że to co mówił było prawdą. Czarnowłosy popełnił samobójstwo. Kobieta, na widok leżącego zielonookiego i krwi, złapała się za głowę i niespodziewanie padła na kolana przed martwym ciałem.
Miała zamęt w głowie, tysiąc myśli snuło się w jej umyśle. To zdarzenie wywołało w niej uczucie pewnego zawodu, niemiłe wspomnienia i słowa Bel. Dopadło ją wrażenie, że wszystko, o czym dotychczas wiedziała to jedno wielkie kłamstwo, że została oszukana i zmanipulowana. Może tak naprawdę, było zupełnie inaczej, a ona dała się nabrać i ponieść mrocznym wizjom zawładnięcia nad światem. Z jej oczu, jak nigdy w przeciągu kilkunastu lat, wyleciały łzy. Przeogromnie dziwiła się, że dopiero śmierć Gerarda pozwoliła jej tak nagle uświadomić sobie pewne informacje.
Z powodu nagłego szoku i zaskoczenia, nie pomyślała nawet, żeby sprawdzić czy czarnowłosy oddycha, czy też jego serce bije.
Zupełnie bezsilna, siedziała tam jeszcze parę chwil nieruchomo, próbując zatrzymać płynące krople smutku. W końcu zebrała się w sobie, przybrała obojętny wyraz twarzy i opuściła pomieszczenie. Wyjęła z kieszeni telefon, żeby sprawdzić, gdzie byli Ray i Brendon, miała zamiar poprosić ich o pomoc. Przekonała się, że znajdują się w swoich pokojach, więc szybko udała się do drugiego końca domu. Po paru przeokropnie dłużących się dla niej minutach, dotarła do pomieszczenia, w którym znajdował się Ray, weszła tam bez pukania.
- Idź po Brendona, weźmiecie Gerarda i zaniesiecie go do ogrodu. Nie mam czasu na jakieś trumny, po prostu go zakopiemy. Otworzę wam drzwi główne, zaczekam na was za domem - rzuciła i tak jak szybko znalazła się w pomieszczeniu, tak samo prędko się z niego ulotniła.
W schowku na parterze znalazła szpadel, otworzyła na oścież drzwi i wyszła do ogrodu. Kiedy znajdowała się już za swoją posiadłością, ujrzała ogromną, pustą przestrzeń. Gdzieniegdzie, w sporych kępach, rosła długa, żółtawa trawa. Kobieta zaczęła kopać dziurę w miejscu, gdzie akurat nie było trawnika, a jedynie ciemnobrązowa, sucha gleba. Gdy zakończyła swoją pracę, obok niej znaleźli się Ray i Brendon, którzy nieśli Gerarda. Ledwo powstrzymywali się od śmiechu, mając świadomość tego, co zamierzają zrobić za jakiś czas.
Czarnowłosa kazała im położyć martwego w zagłębieniu w ziemi, co szybko wykonali. Gdy trup został już położony, Lindsey zaczęła zasypywać go ziemią, a Ray i Brendon pomagali jej w tym. Po jakimś czasie ukończyli ten proces, przyklepali jeszcze ziemię i postanowili spędzić parę chwil w ciszy, stojąc nad zakopanym ciałem zielonookiego. Kobieta cały czas starała się wyglądać jak najbardziej obojętnie, jakby w ogóle nie przejmowała się tym wszystkim. Tak naprawdę, skrywała w sobie ogromną rozpacz, ale nie przez śmierć swojego męża, a przez własne postępowanie i doprowadzenie świata do wiadomego stanu. Niespodziewanie zaczęła wszystkiego żałować, pragnęła cofnąć czas o te dwanaście lat i nie dopuścić do tego, co już się stało.
•••
- Wszystko idzie bardzo łatwo, czyż nie? - zapytała Bel, oglądając opisaną sytuację, przez specjalną kamerę.
- Tak, teraz wystarczy parę razy skontrolować dane osoby i skończymy - odpowiedział jej mąż.
- Hmm, mam pomysł - stwierdziła kobieta, spoglądając na mężczyznę z chytrym uśmiechem.
•••
Rozbrzmiał dźwięk dzwonku telefonu. Lynz westchnęła ze złością, wyjmując urządzenie z tylnej kieszeni swoich spodni. Odebrała szybko połączenie, aby mieć niepotrzebną rozmowę za sobą.
CZYTASZ
Wouldn't It Be Great If We Were Dead? | Frerard (Zakończone)
FanficRok 2234. Ludzie nie chcą żyć. Nie pomagają innym, nic ich nie obchodzi, nie wywiązują się ze swoich obowiązków, powoli czekają na śmierć lub na odwagę, by samemu odebrać sobie życie. Nie ma miłości, przyjaźni, śmiechu, nikt nie ma hobby ani jakich...