Następnego dnia, z samego rana Gee przeszukiwał schowek w celu odnalezienia broni. Pozostawił ją po sobie jego ojciec, który został zabity, kiedy chłopak miał osiem lat. Szukając przedmiotu, wspominał tatę, oddałby wiele, by znów był z nim, Donną i Mikey'm.
Po jakimś czasie, znalazł broń i podniósł ją ostrożnie z półki i zabrał ze sobą. Zamknął schowek, po czym udał się do swojego pokoju. Wyciągnął z szuflady kartkę i długopis, napisał informację dla Mikey'ego i Donny, bo jeszcze spali. Notka, którą wykonał była jednak kłamliwa, nie chciał wyznawać, co tak naprawdę planuje robić. Zapisał na kartce, że wybiera się na długi spacer z Frankiem, ale będą bezpieczni i zamierzają chodzić po samych nieznanych uliczkach, gdzie raczej nikogo nie spotkają. Położył karteczkę na stole w kuchni, następnie założył buty i wymknął się z mieszkania. Na zewnątrz czekał już na niego zniecierpliwiony Frank.
- Spóźniłeś się - powiedział.
- Wiem, miałem pewne problemy ze znalezieniem sprzętu - uniósł dłoń, w której zaciskał pistolet.
- Okej, ja niestety mam tylko nóż - odparł. - Chodźmy, chyba, że się rozmyśliłeś? - bardzo liczył na twierdzącą odpowiedź, ale wyższy jedynie pokręcił głową, nawet się nie odzywając.
•••
Frank prowadził Gerarda do szkoły, starał się przechodzić z nim przez najmniej zaludnione ulice, aby nie zobaczyli martwych ciał na chodnikach lub innych nieciekawych widoków. Po niecałej godzinie dotarli do celu. Przed wejściem do budynku, niższy odparł, że pójdą do miejsca, w którym przebywał najczęściej i jeszcze nikt tam go nie znalazł.
Weszli po schodach do szkoły. Znaleźli się na korytarzu i po chwili przechodzili obok osób, które niczym nic nieznaczące duchy przemijały korytarz. Udali się szybko do wyznaczonego przez Franka miejsca i usiedli na podłodze.
- Mam dziwne wrażenie, że zdarzy się coś złego - powiedział nagle niższy. - Naprawdę, dziwię się, że chciałeś tu przyjść. To ogromne ryzyko.
- Sam nie wiem, co spowodowało, że zdecydowałem się tu pójść, ale myślę, że po prostu chciałem zobaczyć więcej tego świata - odparł Gee.
- Czasami lepiej jest zostać w ukryciu. Twoja mama próbowała cię ochronić, nie wypuściła cię do tych zepsutych ludzi, a ty sam uciekłeś, jakbyś celowo chciał siebie zranić. Jeśli dziś wydarzy się coś złego, możesz już nigdy nie być sobą, po tym wszystkim, co zobaczysz - opowiedział Frank. - Ja pierdolę... Mogłem cię tu nie zabierać. Dopiero teraz dociera do mnie, jakie to niebezpieczne i bezmyślne - mówił zmartwiony. - Chodź, idziemy stąd. - wstał, po czym podał rękę Gerardowi, żeby też się podniósł.
- Co ty robisz? Przecież nic się nie dzieje...
- Naprawdę nie zrozumiałeś niczego z mojego gadania? Mam teraz wyrzuty sumienia, czuję się źle z tym, że tu jesteś, a nie powinieneś. Idziemy stąd - Gerard wstał z podłogi i udał się za Frankiem w drogę powrotną. Gdy skręcili do głównego korytarza, ujrzeli widok, który już nigdy nie wymazał się z ich pamięci.
- Gerard, nie patrz, zamknij oczy! - powiedział głośno Frank, chowając się za róg i próbując zakryć oczy przyjaciela. - Tak mi głupio, że cię tu zaprowadziłem - zielonooki nic nie odpowiedział, tylko głośno oddychał, miał bardzo wystraszony wzrok.
- Niedobrze mi... - powiedział po chwili i usiadł.
- Połóż się, zaraz ci przejdzie... - Gee spełnił propozycję Franka. Na szczęście nie stracił przytomności.
- Czyli ludzie nie tylko zabijają innych i siebie, ale też są psychopatami i odpierdalają takie coś? - zapytał nagle Gee po chwili ciszy.
- Niestety, często się tacy zdarzają... Bawi ich ból innych, cierpienie, śmierć, kiedy przeciętnym ludziom jest to obojętne...
CZYTASZ
Wouldn't It Be Great If We Were Dead? | Frerard (Zakończone)
Fiksi PenggemarRok 2234. Ludzie nie chcą żyć. Nie pomagają innym, nic ich nie obchodzi, nie wywiązują się ze swoich obowiązków, powoli czekają na śmierć lub na odwagę, by samemu odebrać sobie życie. Nie ma miłości, przyjaźni, śmiechu, nikt nie ma hobby ani jakich...