Policjanci, prowadząc Gerarda do samochodu, zauważyli przy jednym budynku Franka, który także był poszukiwany. Któryś z mężczyzn, poszedł po niego i chwilę później usadzili w samochodzie dwóch chłopaków i jeden z policjantów zaczął prowadzić pojazd prosto w kierunku więzienia. Frank i Gerard drżeli ze strachu i nie mogli się odezwać, posyłali tylko sobie przerażone spojrzenia.
Po kilkunastu minutach jeden z mężczyzn zatrzymał samochód. Policjanci wyszli z niego, a później wyciągnęli Franka i Gerarda z tylnych siedzeń. Deszcz wciąż padał, krople spadały na zasmucone twarze obydwóch. Mężczyźni bardziej przyciągnęli do siebie chłopców, by mieć pewność, że nie zdołają im uciec. Zaprowadzili ich do zniszczonego, ciemnego budynku. Później sprowadzili ich na dół, do podziemi. Przyszli więźniowie byli już wykończeni i smutni, więc już nie próbowali uciekać. Ta cała sytuacja nawet ich nie zaskoczyła, jednak najgorsze było rzeczywiste pogodzenie się z tym, że to naprawdę się stało. Mężczyźni prowadzili ich przez korytarz, po jego obu stronach znajdowały się lochy więzienne, gdzie za kratami znajdowały się różne osoby, które rzekomo zawiniły. Chłopcy w przerażeniu przyglądali się tym ludziom, niektórzy leżeli tam, jakby umierali albo byli już nieżywi. W jednym z pomieszczeń zauważyli Donnę i Mikey'ego. Gerard, widząc płaczącą kobietę i brata siedzącego cicho w kącie, zaczął do nich krzyczeć. Rodzina odwróciła się w jego stronę, jednak nie zareagowała już inaczej, a mężczyzna, który go prowadził, uciszał go. W końcu dotarli do wolnego lochu i otworzyli drzwi składające się z metalowych krat i klamki. Policjanci z całej siły wepchnęli tam chłopców, po czym jeden z nich zamknął drzwi na klucz, po chwili odeszli.
Frank usiadł w kącie pomieszczenia i zakrył twarz dłońmi. Zielonooki nie zamierzał go pocieszać, wiedział, że wszystko popsuł i już nie da rady tego naprawić. Zastanawiało go tylko, jak dostali się tu Mikey i Donna. Bardziej martwili go oni, niż jego własna śmierć w tym miejscu. Nie miał pojęcia co miał zrobić i powiedzieć w tej całej sytuacji, więc postanowił usiąść i milczeć. Głupio było mu nawet przeprosić niższego, za to co zrobił. Chciał sam tego wszystkiego dokonać, ale teraz będzie musiał też patrzeć na cierpienie i śmierć swojej miłości. Przez swoje własne, za bardzo ambitne i nie do spełnienia pomysły. Bolało go to niezmiernie. Ale nie było odwrotu.
Po paru godzinach bezczynnego siedzenia i milczenia, w końcu odezwał się wyższy z nich.- Dlaczego ze mną poszedłeś?
- Nie wiem... Po prostu nie chciałem, żebyś był sam... Myślałem, że może to coś da, że po prostu z tobą pójdę... Ale wolę teraz z tobą umierać niż miałbym żyć bez ciebie... - powiedział słabo.
Mimo że nie robili od kilku godzin dosłownie niczego oprócz oddychania, siedzenia i patrzenia, czuli się wyczerpani. Już sama myśl na to, że mają umrzeć z powodu pragnienia, powodowała uczucie ciężkości i zmęczenia.
Frank przesunął się do Gerarda i ujął jego dłoń. Wyższy tylko spojrzał na niego z leciutkim uśmiechem na twarzy i oparł głowę o ramię bruneta.
Znów siedzieli w milczeniu. Zielonooki przeklinał siebie za to, że dokonał się tych wszystkich czynów i jeszcze wciągnął w to Franka. Zastanawiał się, jak mógł postąpić tak egoistycznie i nieodpowiedzialnie, a niższy chyba nawet nie miał mu teraz tego za złe. Gerard nie potrafił wyjaśnić zachowania swojego chłopaka. Według niego, był zbyt cudowny na zwykłego człowieka. Los przesłał mu go, a on dopiero teraz, kiedy było już za późno, uświadamiał sobie, jakim skarbem jest jego niesamowity, dobry, kochany, niepowtarzalny Frank. Chciał mu opowiedzieć, jak jest wspaniałą i wartościową osobą, i że bardzo go docenia, kocha, ale najbardziej przeprasza. Jednak z jego ust wypadło tylko jedno ciche przepraszam. Złotooki nie odezwał się już, tylko mocniej ścisnął dłoń wyższego.
Pierwsze oznaki pragnienia dały się we znaki chłopcom. Jednak nie mogli nic z tym zrobić i po prostu siedzieli dalej. Godziny mijały okropnie wolno. Słońce zaszło, przez co w podziemiach ściemniło się jeszcze bardziej. Próbowali zasnąć, jednak byli zbyt przerażeni i wykończeni wizją swoich śmierci, przez co nie potrafili. Mimo że oczy same im się zamykały, nie mogli zapaść w sen. Zaczęli czuć jeszcze większy głód i pragnienie.•••
Minęła pierwsza doba bez jedzenia i picia. Nie wierzyli, że muszą przeżyć jeszcze przynajmniej dwie, żeby uszło z nich życie. Wspomnienia kręciły się w głowie Gerarda jak karuzela. Miał wrażenie, że wszystko co sobie przypominał, odbywa się w tej chwili. Jakby momenty z jego życia gnały przed nim, a on je obserwował. Doszło aż do momentu teraźniejszego, kiedy siedzi tutaj, już w połowie martwy, żałujący swoich decyzji, tęskniący za Mikey'm i Donną. Znów poczuł się żałośnie. Zastanawiał się, o czym myślał Frank, który siedział naprzeciwko niego, opierając się o ścianę. Wyższy westchnął w bezsilności i pozwolił opaść swoim powiekom.
•••
Zaczął się kolejny dzień. Pragnienie dobijało chłopców jeszcze mocniej. Gerard zaczynał widzieć zdarzenia, które nigdy nie miały miejsca. Brak wody i zmęczenie powodowały u niego okropne przewidzenia, jakby jakieś sny miały naprawdę miejsce i działy się tuż przed nim. Nie był w stanie już nawet ruszyć chociażby dłonią, przesunąć się albo położyć. Od tylu godzin siedział nieruchomo i nie wyobrażał sobie teraz zmienić pozycji, czuł się jakby był przyklejony do podłogi. Frank, leżał skulony w kącie i nie odzywał się ani słowem, podobnie jak Gerard. W pewnym momencie niższy, wykorzystując swoje ostatnie siły, doczołgał się do czarnowłosego i przytulił go. Chciał umrzeć wtulony w chłopaka, który zmienił jego życie na lepsze, a później pragnął to zrobić dla wszystkich osób żyjących na świecie.
•••
Gerard nie wiedział, czy to kolejne zwidy spowodowane jego aktualnym stanem, czy działo się to naprawdę, czy może po prostu już umarł, ale kraty, które uniemożliwiały wyjście mu i Frankowi, zostały wyważone przez dwóch chłopaków w wieku podobnym do nich. Weszli do pomieszczenia i kazali im natychmiast wstać. Zauważyli jednak, że więźniowie nie dadzą sobie rady, więc podnieśli chłopców i wyprowadzili z całego budynku. Dopiero wtedy Gerard zrozumiał, że wszystko dzieje się naprawdę i nie są to nadal jego wizje. Dwójka porywaczy wsadziła więźniów do samochodu. Jeden usiadł za kierownicą, a drugi z tyłu, między rozkojarzonymi i prawie umierającymi nastolatkami. Wyjął z kieszeni kurtki dwie butelki wody, które wręczył spragnionym. Bez pytania zaczęli pić, a chłopak, który siedział między nimi, odezwał się.
- Zanim dojedziemy do celu, czy chcecie, bym w czymś wam pomógł? - Gerard spojrzał na niego pytającym wzrokiem, ale mimo to powiedział.
- Jeśli jest jakaś możliwość, chciałbym, żeby moja matka i mój brat zostali uwolnieni z więzienia.
CZYTASZ
Wouldn't It Be Great If We Were Dead? | Frerard (Zakończone)
FanficRok 2234. Ludzie nie chcą żyć. Nie pomagają innym, nic ich nie obchodzi, nie wywiązują się ze swoich obowiązków, powoli czekają na śmierć lub na odwagę, by samemu odebrać sobie życie. Nie ma miłości, przyjaźni, śmiechu, nikt nie ma hobby ani jakich...