Przez całą drogę Frank już się nie odezwał, ta cała sytuacja przerosła go i jego wszelakie oczekiwania. Pusto wpatrywał się w widoki za oknem. Zauważył, że coraz więcej ludzi opuściło swoje domy i chodzą normalnie po ulicach. Niektórzy rozmawiali, jakby coś ustalali. Po jakimś czasie, dojechali na miejsce. Okazało się, że Mikey i Donna powrócili do ich starego mieszkania, więc Frank pożegnał cicho Brendona, wysiadł i ruszył w stronę znanego budynku. Kiedy otworzył drzwi, zdziwiła go bardzo duża ilość ludzi, która znajdowała się na korytarzu i schodach. Lekko przestraszony, zaczął przepychać się przez kolejne osoby.
- Dlaczego omijasz kolejkę? - zapytała go jakaś kobieta.
- Jaką kolejkę? Chcę dostać się do... Mojej rodziny.
- To kolejka po jedzenie, pani, która tutaj mieszka ma urządzenie do podwajania jedzenia i może nam je rozdać i nie będzie już głodu - wyjaśniła.
- Yhmm, w porządku, już rozumiem... Nie idę po te jedzenie, więc nie zaburzę kolejki - odpowiedział szybko i poszedł dalej po schodach.
Przy wejściu do mieszkania zauważył Donnę, która rozdawała jedzenie innym, a za nią, Mikey wkładał po kolei różne produkty do urządzenia. Kiedy zauważyli Franka, natychmiastowo oderwali się od pracy i podbiegli do niego.
- Frank, ty żyjesz! - powiedziała Donna, a po chwili na jej policzkach pojawiły się łzy wzruszenia. Przytuliła mocno Franka, który zaśmiał się cicho i także ją objął. - Co z Gerardem? - zapytała po chwili.
- Też żyje. Ale na razie nie będzie go z nami...
- Jak to, co się stało? - oderwała się od złotookiego i spojrzała na niego ze strachem w oczach.
- Później ci opowiem - powiedział bardzo cicho. - Najważniejsze jest to, że żyje. - Odszedł od Donny i zakrył twarz dłońmi.
Zmartwiona, obejrzała się za nim, ale chłopak zniknął w swoim dawnym pokoju, a Mikey pobiegł za nim.
- Czy mogłaby pani wznowić rozdawanie jedzenia? - zapytał jakiś mężczyzna na przodzie kolejki.
Kobieta chciała już powiedzieć, że wytrzymali tyle bez jedzenia i picia, a teraz nie mogą dać jej spokoju na pięć minut, jednak słowa te przewinęły się tylko w jej myślach, a ona kiwnęła głową i wróciła do pracy.
•••
Mikey objął Franka, uradowany, że przeżył i znalazł się z powrotem w domu, cały i zdrowy. Martwił się jednak o swojego brata, ale nie pytał o niego czarnowłosego, który tylko na jego wspomnienie od Donny rozpłakał się. Chciał go pocieszyć, ale naprawdę nie wiedział jak, gdyż nie znał całej sytuacji. Siedzieli więc w ciszy, a blondyn co jakiś czas podawał niższemu chusteczki.
- Powinieneś wrócić do mamy, sama nie poradzi sobie z tym szalonym tłumem - powiedział w końcu Frank. - O mnie się nie martw, muszę po prostu... Zapomnieć. - Mikey popatrzył w złote oczy przyjaciela, po czym bez słowa wyszedł z pokoju, pozostawiając go samego.
Chłopak nadal nie rozumiał za bardzo, co wydarzyło się przez te parę dni, ale w jego umyśle tkwiła tylko myśl o tym, że nie wie, kiedy zobaczy teraz Gerarda. Był świadomy tego, że życie bez niego nie będzie takie same. Pomimo, że zielonooki spowodował zmianę w zachowaniu ludzi, musiał zapłacić za to cenę i okazała się to najboleśniejsza z możliwych. Frank martwił się, co będzie z jego cudownym chłopakiem, co będzie musiał przeżywać i przez co przechodzić. Bał się tego równie mocno jak uczucia tęsknoty, które już w niego uderzało, pomimo że widział się z nim dwie godziny wcześniej. Już sama świadomość tego, że nie będzie go obok powodowała kolejne łzy na policzkach Franka i ciężkość w sercu. Nie wiedział, jak później ma wyjaśnić to wszystko Mikey'emu i Donnie. Czuł, że przez najbliższe dni albo nawet tygodnie, a może i miesiące, będzie topił się we własnych łzach.
CZYTASZ
Wouldn't It Be Great If We Were Dead? | Frerard (Zakończone)
FanfictionRok 2234. Ludzie nie chcą żyć. Nie pomagają innym, nic ich nie obchodzi, nie wywiązują się ze swoich obowiązków, powoli czekają na śmierć lub na odwagę, by samemu odebrać sobie życie. Nie ma miłości, przyjaźni, śmiechu, nikt nie ma hobby ani jakich...