14.

127 37 9
                                    

Gdy znowu skręcili, zauważyli na końcu ulicy jakieś osoby i wystraszeni od razu zawrócili się w przeciwnym kierunku.

- Jak teraz tam dojdziemy? - zapytał Frank.

- Spokojnie, znam inną drogę...                                    

Chwilę później, usłyszeli za sobą kroki.

- Frank, błagam, biegnij szybko, jak najszybciej możesz i nie oglądaj się za siebie - mówił cicho, żeby ludzie za nimi tego nie usłyszeli.

-Stójcie! - krzyknął donośnym głosem jakiś mężczyzna z tyłu.

Jednak chłopcy nie odwracali się, tylko rozpoczęli swoją ucieczkę. Ludzie z tyłu zaczęli do nich strzelać, ale pomimo wielokrotnych prób, nie udało im się trafić w któregoś z uciekinierów.

Byli coraz bardziej wyczerpani ciągłym biegiem, a na domiar złego, nagle zaczął lać deszcz, a na chodniku szybko powstały kałuże. Frank poślizgnął się na jednej z nich, ale Gerard szybko pomógł mu wstać, nie pozwalając, by ich dogonili. Biegli znów, kiedy wyższy chwycił za dłoń czarnowłosego i gwałtownie skręcił w uliczkę między blokami, ciągnąc go za sobą. Wolną dłonią otworzył boczne wejście do jednego z budynku i wbiegł do niego razem z Frankiem.

- Za chwilę będziemy mogli stąd wyjść, ci ludzie są za głupi, żeby wpaść na to, że się tu schowaliśmy i zaraz poddają się w poszukiwaniu nas - odparł. - Nie widzieli jak tu wchodziliśmy - niższy pokiwał szybko głową, próbował uspokoić swój oddech po długim i wyczerpującym biegu.

Po kilku minutach, kiedy trochę odpoczęli, a wyższy uznał, że policja już pewnie odpuściła sobie poszukiwanie ich, opuścili blok i wyszli z powrotem na ulewę.

- Studio jest tam za rogiem - Gerard wskazał palcem na budynek kilkaset metrów od nich.

Franka ogarnął nagły smutek. Uświadamiał sobie powoli w co się wpakowali i jak ostrzegał przed tym wszystkim Gerarda. A teraz, stał razem z nim w środku miasta, między blokami w okropnej czerwcowej ulewie. Czuł, że to wszystko nie skończy się dobrze. Po chwili wpatrywania się w hipnotyzujące oczy swojego chłopaka, pocałował go. Jedno niewinne muśnięcie warg zmieniło się w serie namiętnych, pełnych emocji pocałunków. W tamtej chwili, nie przejmowali się tym, czy ktoś ich zauważy albo tym, że pada i właściwie są przemoknięci do suchej nitki. W pewnej chwili, Gerard lekko odepchnął od siebie Franka.

- Muszę iść - popatrzył na niego przepraszająco.

- Błagam, nie idź tam... - niższy znowu posmutniał.

- Chcę uratować innych... Wracaj do domu.

- Nie, poczekam na ciebie, bo wierzę, że ci się uda - uśmiechnął się przez łzy, które spływały powoli po jego policzkach.

Czarnowłosy nic nie odpowiedział, odwzajemnił uśmiech i pobiegł w stronę budynku. Frank został sam, przestraszony, w środku miasta. Usiadł pod ścianą i spuścił głowę. Postanowił czekać na rozwój zdarzeń.

 •••

Zielonooki udał się na najwyższe piętro wieżowca. Nikogo nie widział po drodze, więc zadowolony wszedł do pomieszczenia z kamerami. Ustawiając opcje, z którymi telewizorami ma się połączyć, uświadomił sobie, że jest cały mokry przez deszcz, ale wiedział, że nie naprawi już tego, więc po prostu dokończył tę czynność i usiadł przed wszystkimi nagrywającymi urządzeniami.

W tym momencie, na wszystkich ekranach świata pojawił się przemoknięty chłopak z czarnymi jak smoła włosami i cudownymi zielonymi oczami. Zaczął po chwili mówić, co leży mu na sercu i co chciał przekazać. Nie mógł ukryć swojego strachu i zdenerwowania, drżały mu dłonie i rozglądał się na boki w niepokoju.

 •••

Donna obudziła się, słysząc głos syna dochodzący z salonu. Zdziwiła się, bo była wczesna godzina, więc wstała i wyszła z sypialni. Jednak, ku jej zdziwieniu, nigdzie nie widziała sylwetki Gerarda. Zerknęła na włączony telewizor i oniemiała. Szok powodował, że nie mogła ruszyć się z miejsca, ale po chwili zaczęła nawoływać Mikey'ego. Chłopak wpadł do pokoju, miał już zamiar pytać, co się stało, kiedy ujrzał ekran telewizora. W milczeniu, razem z matką słuchał słów swojego brata. To co mówił, dawało nadzieję, nieokreśloną radość i szczęście, że aż na twarzach blondyna i Donny pojawiał się co jakiś czas uśmiech. Mimo to, nadal ogarniał ich smutek, kiedy przez ich głowy przechodziła myśl, że Gerard zapewne nie przekona ludzi. A dodatkowo, zostanie zabrany do więzienia albo zabity. Wpatrywali się nadal w ekran, nic nie mówiąc.

- Zaraz, a gdzie jest Frank? - przypomniała sobie o nim Donna.

Weszła do pokoju, który dzielił z Gerardem. Jednak nikogo tam nie zastała. Pomyślała więc, że musiał pójść z zielonookim. Podniosła tylko list z biurka i wróciła do salonu. Co raz zerkała to na kartkę, to na telewizor. Mimo, że czuła strach, to jednocześnie rozpierała ją duma, bo jej syn próbował dokonać czegoś, co miało zmienić świat.

Po kilku minutach, na ekranie obok Gerarda, pojawili się policjanci, a po chwili wyłączył się telewizor.

- Nie... - wyszeptała - Wiedziałam, że to się tak skończy, ale... A co się dzieje z Frankiem? Co się stanie teraz z Gerardem? - zadawała pytania przez łzy. - Mikey, musimy iść ich ratować!

- Ja-jak to? Wiesz gdzie są?

- Nie, ale ich znajdziemy! Chodź, proszę - mówiła, cała drżąc ze stresu. - Nie możemy ich stracić!

- Zostawimy tu Beebo? A co jeśli już nie wrócimy?

- To zostań z nim, pójdę sama... - odpowiedziała.

- Ale mamo, martwię się, chcesz zostawić mnie samego?

- Przeżyjesz - odparła, po czym otworzyła drzwi.

Za nimi stali dwaj wysocy mężczyźni w mundurach.

- Przyszliśmy na kontrolę mieszkania - powiedział jeden z nich.

- W porządku... Mogą panowie zaczekać chwilkę? - zapytała, gdyż musiała upewnić się, że Mikey schował się z Beebo do schowka.

- Nie - odrzekli krótko, w tym samym czasie jeden z nich popchnął kobietę na bok, by mogli wejść do mieszkania.

Prawie od razu, na prawo, zauważyli jak jasnowłosy chłopiec wchodził do jakiegoś pomieszczenia. Podeszli tam i otworzyli drzwi. Ku ich zaskoczeniu, w całym pokoju, na różnych półkach znajdowały się prawie same nielegalne rzeczy. Po chwilowym szoku, wywołanym tym widokiem, pociągnęli za rękę Mikey'ego, który siedział gdzieś w kącie, nie zdążył się dobrze ukryć. Zaraz później zauważyli też psa. Policjant natychmiastowo wyjął broń i po prostu zastrzelił czworonoga. Donna wystraszona głośnym dźwiękiem strzału, zjawiła się zaraz w schowku. Nie zważając na zaistniałą sytuację, pobiegła do zwierzaka i pogłaskała go ostatni raz ze łzami w oczach.

- Zebralibyśmy tylko tego chłopczyka, bo jakiś czas temu złamał ważne prawo, jednakże widzę, że pani także to zrobiła, posiadając zwierzę i te wszystkie nieodpowiednie książki, niedozwolone urządzenia i jedzenie. Bierzemy więc waszą dwójkę do więzienia, gdzie najprawdopodobniej umrzecie z pragnienia - objaśnił szybko jeden z nich.

Drugi, w tym czasie złapał za rękę Donny. Ona, jak i Mikey wyrywali się z całych sił, ale policjanci trzymali ich coraz mocniej. Mężczyźni sprowadzili ich ze schodów i później usadzili w samochodzie. Zadzwonili też po pomoc, podali ulicę i numer mieszkania, prosząc o zniszczenie wszystkich nielegalnych przedmiotów.

Jeśli ktoś miałby ochotę popisać, to zapraszam, bo się nudzę bardzo :/ nie gryzę

(To jest aktualne cały czas ^)

Wouldn't It Be Great If We Were Dead? | Frerard (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz