9.

217 42 43
                                    

Minęło kilkanaście dni odkąd Frank zamieszkał ze swoim przyjacielem i jego rodziną. Zaczął się maj, a pogoda za oknem wydawała się cudowna na opuszczenie mieszkania. Mimo to, wszyscy domownicy prawie w ogóle nie wychodzili z bloku, nie licząc wyprowadzania Beebo na bardzo krótkie spacery.

•••

Był dość wczesny poranek, a Mikey, Gerard i Frank zjedli już śniadanie i nie mieli pojęcia co zrobią danego dnia. Siedzieli na fotelach w salonie i rozmawiali o mało istotnych rzeczach. Widzieli przez okno, jak słońce wznosi się powoli coraz wyżej. Zapowiadał się ciepły i niezwykle słoneczny dzień.

Frank zdążył zadomowić się w nowym miejscu, przestał myśleć o swoich rodzicach i skupił się na poznawaniu domowników. Przez te dni dowiedział się o nich wielu różnych informacji, i pomimo, że nie znali się długo, czuł się, jakby oni byli jego prawdziwą rodziną. Traktowali go z szacunkiem, martwili się, chłopak w końcu czuł się otoczony przez prawdziwych ludzi, a nie kreatury pozbawione jakichkolwiek emocji. Nigdy nie sądził, że jego życie rzeczywiście nabierze sensu dzięki małej, uprzejmej i wyjątkowej rodzinie. Zastanawiał się, co takiego zrobił, że los zesłał mu tych wspaniałych ludzi. Frank rozmyślił się i z tego stanu dopiero wyrwał go głos Mikey'ego.

- Moglibyśmy wyjść dzisiaj z domu. Przejdziemy się gdzieś niedaleko, nic się nie stanie. Ostatnio jest taka piękna pogoda i samo wychodzenie z psem mi nie wystarczy... - Gerard popatrzył na brata z politowaniem.

- Lepiej nie, nie wiadomo jak wszystko może się skończyć. Z resztą Frank ma... - zielonooki nie dokończył zdania, przypominając sobie, że przecież miał nie mówić o zdarzeniu, które miało miejsce w szkole. Mikey spojrzał na niego z niezrozumieniem, czekając na kontynuację wypowiedzenia, jednak jego starszy brat nie odezwał się już ani słowem.

- No, więc, co ty o tym sądzisz Frank? - blondyn zignorował niedokończone zdanie czarnowłosego i spytał niższego o opinię.

- Wyszedłbym z domu, jednak mimo wszystko boję się tego, co może nas spotkać i nie wiem, czy warto byłoby ryzykować... - odpowiedział.

Mikey usiadł wygodniej na fotelu i wyglądał jakby zastanawiał się nad czymś. Po chwili znów zaczął mówić:

- Przecież nic nie powinno nam się stać, wy wyszliście raz na spacer, dlaczego teraz nie chcecie? - zapytał trochę zdenerwowany. - Nigdzie nie wychodziłem tyle lat, a teraz kiedy jest Frank, myślę, że mamy okazję. Znasz mniej więcej miasto, prawda?

- Myślę, że tak - odparł.

- Czyli nie zgubimy się.

- Mikey, nie chodzi o to... - wtrącił się Gerard.

- Wiem o co ci chodzi, ale musicie też wiedzieć, że to wyjście mi pomoże. Będę czuć się lepiej, a to jest raczej ważne po tym, co chciałem zrobić...? - zielonooki zastanawiał się przez chwilę, obmyślając każde za i przeciw wyjścia. Gdyby robił to przez pójściem do szkoły... Chciał szczęścia i radości Mikey'ego, ale też martwił się o Franka, mimo, że minęło już niemało dni od skaleczenia jego nogi. Nie mógłby po prostu powiedzieć bratu, że zostawiają złotookiego w domu, bo to wywołałoby zapewne jakieś podejrzenie i może cała prawda wyszłaby na jaw.

- Dobrze, wyjdziemy - zgodził się ostatecznie czarnowłosy i po swoich słowach zauważył, jak Mikey rozpromienia się i jest zadowolony, co było rzadkim widokiem. Spowodowało to, że Gee zaśmiał się cicho. - Przejdziemy się tylko mały kawałek, nie ma mowy o żadnych długich spacerach.

- Okej, okej. To ja idę się przebrać - jasnowłosy wstał i udał się do swojego pokoju.

Gerard westchnął i spojrzał na złotookiego, który bezcelowo wpatrywał się w jakiś punkt.

Wouldn't It Be Great If We Were Dead? | Frerard (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz