Minęło kilkanaście dni odkąd Frank zamieszkał ze swoim przyjacielem i jego rodziną. Zaczął się maj, a pogoda za oknem wydawała się cudowna na opuszczenie mieszkania. Mimo to, wszyscy domownicy prawie w ogóle nie wychodzili z bloku, nie licząc wyprowadzania Beebo na bardzo krótkie spacery.
•••
Był dość wczesny poranek, a Mikey, Gerard i Frank zjedli już śniadanie i nie mieli pojęcia co zrobią danego dnia. Siedzieli na fotelach w salonie i rozmawiali o mało istotnych rzeczach. Widzieli przez okno, jak słońce wznosi się powoli coraz wyżej. Zapowiadał się ciepły i niezwykle słoneczny dzień.
Frank zdążył zadomowić się w nowym miejscu, przestał myśleć o swoich rodzicach i skupił się na poznawaniu domowników. Przez te dni dowiedział się o nich wielu różnych informacji, i pomimo, że nie znali się długo, czuł się, jakby oni byli jego prawdziwą rodziną. Traktowali go z szacunkiem, martwili się, chłopak w końcu czuł się otoczony przez prawdziwych ludzi, a nie kreatury pozbawione jakichkolwiek emocji. Nigdy nie sądził, że jego życie rzeczywiście nabierze sensu dzięki małej, uprzejmej i wyjątkowej rodzinie. Zastanawiał się, co takiego zrobił, że los zesłał mu tych wspaniałych ludzi. Frank rozmyślił się i z tego stanu dopiero wyrwał go głos Mikey'ego.
- Moglibyśmy wyjść dzisiaj z domu. Przejdziemy się gdzieś niedaleko, nic się nie stanie. Ostatnio jest taka piękna pogoda i samo wychodzenie z psem mi nie wystarczy... - Gerard popatrzył na brata z politowaniem.
- Lepiej nie, nie wiadomo jak wszystko może się skończyć. Z resztą Frank ma... - zielonooki nie dokończył zdania, przypominając sobie, że przecież miał nie mówić o zdarzeniu, które miało miejsce w szkole. Mikey spojrzał na niego z niezrozumieniem, czekając na kontynuację wypowiedzenia, jednak jego starszy brat nie odezwał się już ani słowem.
- No, więc, co ty o tym sądzisz Frank? - blondyn zignorował niedokończone zdanie czarnowłosego i spytał niższego o opinię.
- Wyszedłbym z domu, jednak mimo wszystko boję się tego, co może nas spotkać i nie wiem, czy warto byłoby ryzykować... - odpowiedział.
Mikey usiadł wygodniej na fotelu i wyglądał jakby zastanawiał się nad czymś. Po chwili znów zaczął mówić:
- Przecież nic nie powinno nam się stać, wy wyszliście raz na spacer, dlaczego teraz nie chcecie? - zapytał trochę zdenerwowany. - Nigdzie nie wychodziłem tyle lat, a teraz kiedy jest Frank, myślę, że mamy okazję. Znasz mniej więcej miasto, prawda?
- Myślę, że tak - odparł.
- Czyli nie zgubimy się.
- Mikey, nie chodzi o to... - wtrącił się Gerard.
- Wiem o co ci chodzi, ale musicie też wiedzieć, że to wyjście mi pomoże. Będę czuć się lepiej, a to jest raczej ważne po tym, co chciałem zrobić...? - zielonooki zastanawiał się przez chwilę, obmyślając każde za i przeciw wyjścia. Gdyby robił to przez pójściem do szkoły... Chciał szczęścia i radości Mikey'ego, ale też martwił się o Franka, mimo, że minęło już niemało dni od skaleczenia jego nogi. Nie mógłby po prostu powiedzieć bratu, że zostawiają złotookiego w domu, bo to wywołałoby zapewne jakieś podejrzenie i może cała prawda wyszłaby na jaw.
- Dobrze, wyjdziemy - zgodził się ostatecznie czarnowłosy i po swoich słowach zauważył, jak Mikey rozpromienia się i jest zadowolony, co było rzadkim widokiem. Spowodowało to, że Gee zaśmiał się cicho. - Przejdziemy się tylko mały kawałek, nie ma mowy o żadnych długich spacerach.
- Okej, okej. To ja idę się przebrać - jasnowłosy wstał i udał się do swojego pokoju.
Gerard westchnął i spojrzał na złotookiego, który bezcelowo wpatrywał się w jakiś punkt.
CZYTASZ
Wouldn't It Be Great If We Were Dead? | Frerard (Zakończone)
FanfictionRok 2234. Ludzie nie chcą żyć. Nie pomagają innym, nic ich nie obchodzi, nie wywiązują się ze swoich obowiązków, powoli czekają na śmierć lub na odwagę, by samemu odebrać sobie życie. Nie ma miłości, przyjaźni, śmiechu, nikt nie ma hobby ani jakich...