Rozdział 7

924 66 6
                                    

Amon i Trent niepewnie przekroczyli próg komnaty swojego Mistrza, natychmiast próbując zorientować się w sytuacji. Domyślali się, że musi być bardzo źle, jeżeli najpierw są eskortowani przez kilku Szturmowców, a potem kroczy za nimi cały kilkudziesięcioosobowy i uzbrojony oddział. Nie było odwrotu, musieli wykonywać polecenia i spróbować odkręcić cały bałagan, który ich otaczał. Amon zerknął w stronę Talii, oddychającej ciężko i patrzącej na niego z przerażeniem w oczach. Bez maski, nie umiała ukrywać emocji i bólu. Drugą rzeczą, którą Amon zauważył, było wgniecenie w ścianie za nią. Kylo Ren musiał ją zaatakować co wywołało natychmiastowy gniew w mężczyźnie. Już miał sięgnąć po swój miecz świetlny, kierowany złością, kiedy zobaczył, że Talia uklęknęła na kolano, zwrócona do ich Mistrza.

- To ja wypuściłam Mnichów z Cytadeli i dopuściłam się zdrady, więc to ja powinnam ponieść wszelkie konsekwencje – powiedziała błagalnym tonem.

- Pozostali Rycerze o niczym nie wiedzieli i wykonywali tylko moje rozkazy, oszczędź ich proszę – dodała nieco ciszej, mając nadzieję, że Kylo Ren okaże litość i nie będzie musiała brać udziału w śmiercionośnej potyczce, która za chwilę mogła się tu rozegrać.

Amon był przerażony tymi słowami. Czy ona zwariowała, przyznając się otwarcie do tego czynu? I jeszcze próbowała ich chronić, zwalając całą winę na siebie, co było zupełną nieprawdą. To Amon zaproponował plan ocalenia Mnichów, nie mogąc znieść widoku tych bezbronnych ludzi prowadzonych na rzeź. Talia wprawdzie zgodziła się na to, jednak on nie pozwoli, żeby poniosła całą odpowiedzialność. Zaczął szybko oceniać sytuację. Czy zdołają w trójkę pokonać Rena?

Trent patrzył na siostrę z niedowierzaniem. Wiedział o planach odnośnie Cytadeli, jednak sądził, że wszystko się udało i ich udział w tej akcji pozostanie niewykryty. Przeklął pod nosem, zastanawiając się co chodzi po głowie pozostałej dwójce. Nie chciał jako pierwszy wyciągać broni, sądząc że nawet jeśli uda im się pokonać Mistrza, nie uda im się przedrzeć przez oddział czekający na zewnątrz. Ich położenie było patowe i tylko cud mógłby zapewnić im wyjście z tej sytuacji obronną ręką. Trent stojąc obok Amona, wyczuwał jego złość i wiedział, że przyjaciel zrobi wszystko, próbując ochronić Talię. Spokój był jedyną rzeczą, która mogła tutaj pomóc. Jeśli zaczną walczyć w tym pomieszczeniu, zapewne wszyscy zginą, bądź zostaną ciężko ranni, co było wręcz idealnym sposobem na przekazanie dowodzenia Generałowi Huxowi. Trent wiedział, że to najgorszy możliwy scenariusz, który pogrąży w ciemności całą galaktykę.

- Nie pozwolę ci jej skrzywdzić! – krzyknął Amon wreszcie, odbezpieczając swój miecz świetlny z zamiarem zaatakowania Rena. Nie będzie patrzył jak jego ukochana umiera, nie bacząc na swoje bezpieczeństwo, a chroniąc wszystkich pozostałych. Postąpił krok do przodu, nie spodziewając się zupełnie tego co miało za chwilę nastąpić. Talia natychmiast poderwała się z miejsca, stając pomiędzy Amonem i Renem, ze swoim podwójnym mieczem świetlnym, w pozycji do ataku.

- Ani mi się waż! – rzuciła twardo z pewnością w głosie. Przyrzekła bronić Rena, przyrzekła bronić swojego przyjaciela i wiedziała, że była to obietnica, której nie złamie. Nie mogła uwierzyć, że Amon był aż tak głupi i pochopny wyciągając swój miecz, ale wiedziała też, że nie pozwoli mu na przypuszczenie ataku i okazanie braku lojalności. Jakakolwiek ciemność i niesprawiedliwość działała w tym pomieszczeniu, mieszając w myślach zgromadzonych, ona nie zamierzała się jej poddawać. Nie będzie spokojnie patrzyła jak jej najbliżsi kierują broń przeciw sobie.

Kylo Ren patrzył na silną postawę Talii, odwróconej teraz do niego plecami, zupełnie oniemiały. W głowie oczami wyobraźni widział przeróżne scenariusze. Wydawało mu się, że dziewczyna będzie próbowała ocalić życie i przełamie się, wykonując jego rozkaz, bądź wyciągnie miecz, żeby walczyć z nim, wspierana przez Rycerzy, jednak fakt, że stanie w jego obronie? Czy nie skrzywdził jej wystarczająco przez te wszystkie lata, nie siał ciemności i odrazy w jej umyśle, żeby wreszcie nie pozbawić jej wszelkiej nadziei? Dreszcz niepokoju i bólu wstrząsnął nim kiedy przed oczami znowu ujrzał scenę, którą bezskutecznie próbował wyrzucić ze swojego umysłu. Talia opatrywała mu rany zadane podczas treningu z innymi padawanami i pouczała, że powinien bardziej uważać. Zauważył wtedy, że sama nie zajęła się nacięciami na ramionach, zawsze ofiarując pomoc innym i nie zważając na siebie. „Odsłaniasz się za bardzo z prawej, jeśli nie będziesz uważał, to poszatkują cię kiedyś jak mielonkę" – zaśmiała się, zmierzwiła mu fryzurę i udała się z apteczką do kolejnego spośród rannych kolegów. Dzięki temu wspomnieniu Kylo uświadomił sobie, że nie stała przed nim ani członkini Zakonu ani zdrajczyni, tylko jego przyjaciółka, która zawsze go broniła i starała się nie kwestionować jego decyzji, jak złe by one nie były. Poczuł ukłucie żalu i ciemność, która towarzyszyła mu odkąd przesłuchiwał mnichów z Cytadeli, powoli zaczęła się rozwiewać, zastępowana zupełnie innym uczuciem. Zacisnął dłonie w pięści, nie wiedząc co powinien zrobić w tej sytuacji, dalej mając zupełny mętlik w głowie.

Poszukiwanie równowagiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz