Rozdział 10

907 60 8
                                    

Talia leżała na swoim łóżku, patrząc nieprzytomnie w sufit. Jedzenie było dostarczane do jej komnaty, więc nie ruszała się z miejsca, tak jak nakazał Ren. Zastanawiała się czy wszystko będzie w porządku z dziewczyną, która przypadkiem ukazała im się ostatnim razem. Martwiła się też o Kylo, który bez poleceń Snoke'a był mocno zagubiony i nie wiedział, jakie działania podjąć i w którą stronę się zwrócić. Żaden z Rycerzy Ren nie był zaznajomiony z dalekosiężnymi planami Snoke'a, który pociągał za wszystkie sznurki w swoim teatrze marionetek, nie zdradzając zakończenia sztuki. Jednak w którą stronę pójdzie kolejny akt, jeśli reżyser zginął? Dziewczyna była pewna, że ciężar odpowiedzialności za rządzenie galaktyką, nie jest w gruncie rzeczy tym, do czego chciałby dążyć Ben. Jedynie Sithowie mogli być tak butni, sądząc że cywilizacje będą drżały w ciemności i uciemiężeniu, bez próby podjęcia walki o wolność. Zawsze pozostaje iskierka nadziei, która kieruje ludźmi, nawet jeśli ktoś tak skrzętnie zaplanuje przewrót, jak zrobił to kilkadziesiąt lat wcześniej, Palpatine. Talia musiała przyznać, że w swoich planach przewidział prawie wszystko, sprawując absolutną władzę jako Kanclerz. Jednak miłość była jedynym założeniem, które nie występowało w jego równaniu. To uczucie ojca do syna, które było jego zgubą, a odkupieniem dla Anakina Skywalkera. Talia wierzyła, że to jedyna siła która trzyma ją w ryzach, z daleka od ciemnej strony mocy i że właśnie to uczucie musi jakoś dotrzeć do Kylo i otworzyć mu oczy. Westchnęła, wstała i wygładziła szatę, wyczuwając na korytarzu energię Rena. Przymknęła oczy i oczyściła umysł ze wszelkich myśli, a jak tylko wrota rozsunęły się, upadła na kolano, w geście uległości. Usłyszała dźwięk zasuwanych drzwi, jednak nie poruszyła się z miejsca. W pokoju zaległa ciężka cisza i Talia miała wrażenie, że słyszy jedynie swój miarowy oddech i bicie serca. Postanowiła pogodzić się z każdą decyzją, którą podejmie Kylo, nawet jeśli to oznaczałoby, że musi dziś zginąć. I tak uważała się za osobę szczęśliwą, która otrzymała wiele, troszcząc się o bliskich i podążając własną ścieżką.

- Te usłużne gesty zaczynają mi działać na nerwy – Ren przeszedł przez pomieszczenie i usiadł na jednym z krzeseł, ustawionych przy stole, po czym odchylił głowę do tyłu i zamknął oczy. Jego organizm potrzebował odpoczynku, ale każdy sen prowadził do mrocznych wizji i koszmarów, więc póki co, postanowił opuścić swoje komnaty i zobaczyć co dzieje się z Talią.

Dziewczyna wstała i spojrzała na twarz Rena. Wyraźnie biło od niego zmęczenie, co mocno ją zaniepokoiło. Jednak jego głos był spokojny. Talia była bardzo ciekawa jak potoczy się ich rozmowa, bo przecież musiał mieć coś na myśli już wcześniej, kiedy wspomniał, że do niej przyjdzie.

- Byłaś w ambulatorium, lepiej się czujesz? – tym razem spojrzał na nią, chcąc ocenić poprawę jej stanu. Wcześniej sam przejrzał raport dotyczący wewnętrznych obrażeń. Musiał mocno przesadzić z użyciem mocy, skoro jedno ze złamanych żeber, przebiło płuco Talii, wywołując krwotok wewnętrzny. Niesamowite, że mimo wszystko, bez momentu zawahania, stanęła przed nim z mieczem, w pełnej gotowości, żeby go bronić.

- Okazało się, że nie ma się czym martwić, jestem jak nowonarodzona – cofnęła się do łóżka i usiadła po turecku, pokazując tym samym, że czuje się dużo lepiej. Jako, że przeszła poważny zabieg, a opatrunki miała nosić jeszcze przez kilka tygodni, można by powiedzieć, że odpowiedź Talii była mocnym nadużyciem, ale dziewczyna nie chciała pokazać słabości i miała nadzieję na zmianę tematu.

- Otwierali twoją klatkę piersiową, żeby powstrzymać krwotok i usuwali fragmenty zmiażdżonych żeber... Rzeczywiście musisz być jak nowonarodzona – Ren wściekł się, kiedy usłyszał odpowiedź dziewczyny. Albo wydaje jej się, że jest niezniszczalna, albo nawet w tak błahej sprawie, nie jest w stanie odpowiedzieć mu zgodnie z prawdą.

Poszukiwanie równowagiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz