Rozdział 14

887 61 8
                                    

Kylo stał nad nią, z mieczem u boku, którego czerwony blask był jedyną rzeczą rozświetlającą mrok wieczornego lasu i rzucającą cienie na zanurzone w ciemności drzewa. Rey spojrzała na głęboką ranę przecinającą jej pierś z niedowierzaniem i strachem. Wzrok Rena był zupełnie pusty i mroczna energia wysysała całe życie z otaczającego powietrza. Rey krzyknęła, kiedy klinga broni została ponownie podniesiona, żeby zadać jej ostateczny cios.

- Nieeee – zorientowała się, że niemy krzyk zamarł jej na ustach, kiedy przebudziła się w łóżku, zlana potem.

- Czyżby zły sen? Wszystko w porządku? – kiedy dziewczyna spojrzała na Rena, stojącego kilka kroków od niej, jego oczy wyrażały jedynie lekki niepokój, co pozwoliło Rey nieco się uspokoić. Nie było w nich tego zimna, pustki i mroku, który emanował z jej snu. Znowu widziała tą pozytywną energię i spokój, otaczający ich oboje jak swoisty kokon bezpieczeństwa. Próbowała ocknąć się do reszty, żeby usunąć z umysłu niechciane obrazy. Musiała przyznać, że ostatnimi czasy, miewała dziwne sny, ale postanowiła zignorować napięcie i przygotować się do treningu. Kiedy lepiej przyjrzała się Benowi, okazało się, że jest ubrany w nowe, lżejsze szaty, a jego włosy są lekko mokre. Musiał wstać jakiś czas wcześniej, zdążył wziąć prysznic i się przygotować.

- Tak... Powinieneś mnie obudzić – podsumowała tylko, kończąc temat i wstając z łóżka.

- Sam niedawno wstałem. Masz tu ubrania na zmianę i lekkie śniadanie. Będę czekał na zewnątrz – wskazał rzeczy znajdujące się na pobliskim stoliku i wyszedł. Rey odetchnęła głęboko i wzięła do ręki lekką koszulkę i dosyć krótkie spodnie w oliwkowym kolorze. Materiał był dobrej jakości i wyglądało na to, że rozmiar będzie odpowiedni. Widziała, że Ren również miał na sobie ubranie z tej lekkiej tkaniny, jednak standardowo w klasycznej dla niego czerni. Przegryzła proste śniadanie, popiła wodą i odświeżyła się w ekspresowym tempie, wybiegając przed statek, gdzie Kylo medytował, siedząc skrzyżnie na pobliskim głazie. Otworzył oczy, wybudzając się z transu, kiedy tylko usłyszał zbliżające się kroki. Rey czekała spokojnie, zastanawiając się, na czym będzie polegał ich trening i mając nadzieję na polepszenie swoich zdolności w walce. Uwielbiała Mistrza Luke'a, ale przez krótki czas, który był im dany, nie nauczyła się od niego właściwie żadnych technik walki czy kontroli umysłu, a jej dotychczasowe osiągnięcia opierały się głównie na mieszance złości, szczęścia i adrenaliny.

- Na początku chcę sprawdzić twoją wytrzymałość. Przebiegniemy się po okolicy i zobaczymy jak długo będziesz w stanie dotrzymać mi kroku – wyjaśnił Ren spokojnie. Musiał sprawdzić jak silna i wytrzymała kondycyjnie jest Rey, żeby wiedzieć jaki trening będzie dla niej najodpowiedniejszy. Przy okazji warto było rozejrzeć się po okolicy. Bez oczekiwania na reakcję dziewczyny, Ren ruszył w stronę przeciwną do głównych bram miasta i zagłębił się w pobliskim lesie. Powietrze dopiero zaczęło się rozgrzewać, a korona drzew zapewniała odpowiednią ilość cienia, chroniącego przed nadmiernym działaniem promieni słonecznych. W takich warunkach Ren był w stanie biegać nawet kilka godzin z niewielkimi przerwami.

Rey została w tyle, nieco zaskoczona. Miała nadzieję, że ten dzień rozpocznie się czymś bardziej fascynującym niż bieganie, jednak nie zamierzała się sprzeciwiać i ruszyła za Renem, z początku dotrzymując mu kroku, jednak biegnąc z tyłu, w niewielkiej odległości. Pierwsze pół godziny było nawet odświeżającym i miłym uczuciem, jednak następne trzydzieści minut okazało się dla dziewczyny nie lada wyzwaniem. Myślała, że serce wyskoczy jej z piersi, kiedy próbowała łapać coraz więcej powietrza do płuc. Nie sądziła, że ma taką słabą kondycję, a fakt, że Ren biegł ciągle stałym tempem, nie wykazując żadnych oznak zmęczenia, kiedy jej pot lał się po twarzy, było nie do zniesienia dla jej dumy. Miała nadzieję, że we wszystkim dotrzyma mu kroku, a okazywało się, że głupie bieganie, zaraz ją pokona. Dwa czy trzy razy przystanęła, łapiąc oddech, jednak zaraz musiała ruszać do jeszcze szybszego biegu, żeby zmniejszyć dystans między nią i jej mistrzem. Przy kolejnej próbie przyspieszenia kroku, potknęła się o wystający konar i niefortunnie przewróciła, zdzierając skórę z lewego kolana. Zaklęła pod nosem, wstając i próbując otrzepać ziemię z rany, z której krew zaczęła już ściekać po jej łydce. Nawet nie wiedziała kiedy Ren pojawił się tuż przed nią.

Poszukiwanie równowagiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz