Rozdział - Dalsze losy

749 59 51
                                    

Rey spoglądała na siebie w lustrze, nie mogąc się napatrzeć na swoje odbicie. Talia od samego rana krzątała się wokół niej, pomagając w upięciu włosów, makijażu i założeniu sukni. Rey miała nadzieję, że Benowi spodoba się koronkowa kreacja, na cienkich ramiączkach, odkrywająca jej plecy. Zastanawiała się jaki kontrast będą stanowili przy ołtarzu, kiedy on założy, swój idealnie skrojony, czarny strój. Wybudowanie ich wspólnego domu zajęło dwa miesiące i właściwie tydzień temu, już w nim zamieszkali. Mimo całego zamieszania, związanego z odbudową Republiki, w dalszym ciągu mięli dla siebie sporo czasu, ciesząc się spokojem i wzajemną obecnością. Jedyną rzeczą, którą martwiła się Rey, była potencjalna wrogość, jaką mieszkańcy mogliby obdarzać Bena, jednak na szczęście nikt nie widział w nim okrutnego potwora, władającego Najwyższym Porządkiem. Kylo Ren był postacią owianą grozą i mitami, a utożsamianą z przerażającą maską i mechanicznym głosem. Uśmiechnięty mężczyzna, który przechadzał się po mieście, z ukochaną, będącą twarzą Ruchu Oporu, nie mógł być przecież tą samą osobą i wszyscy wtajemniczeni, postanowili zachować dla siebie, informację o prawdziwej tożsamości Mistrza Ren.

Nawet w tej chwili, Rey miała ochotę pobiec do Bena, chociażby po przelotny pocałunek. Od wczoraj się nie widzieli, gdyż zgodnie z tradycją, pan młody musiał czekać przy ołtarzu, na swoją przyszłą małżonkę, a General Organa nie zgadzała się na żadne odstępstwa przy organizacji ślubu i wesela. Uroczystość miała być skromna i zaproszono jedynie najbliższe grono przyjaciół, a Leia dbała o pouczenie nawet zadziornego Poe, o tym jak powinien się zachowywać.

- Ben będzie zachwycony, idziemy? – Talia uśmiechnęła się, szczęśliwa. Lata udręki i ciemności, wreszcie zaowocowały spokojem i harmonią, a jej modlitwy zostały wysłuchane. Warto było czekać na dzień, w którym nastanie pokój dla wszystkich istot we wszechświecie, a fakt że prosta dziewczyna z planety Jakku, była głównym silnikiem zapalnym dla zmian, mógł stanowić tylko o tym, że każde istnienie, nawet najmniejsze, jest ważnym elementem całości.

- Co jeśli się rozpłaczę? Cała twoja praca pójdzie na marne – Rey miała iskierki w oczach, kiedy pobiegła do Talii, obejmując ją i opierając się na jej ramieniu.

- Oby nie – zaśmiała się kobieta i poprowadziła pannę młodą, na przedpołudniowy skwar. Słońca stały dziś nisko na niebie, a do przejścia był spory kawałek. Kobiety jednak niespiesznie pokonywały kamienistą ścieżkę, spoglądając w górę na białą altanę, przygotowaną specjalnie na tę okazję i przystrojoną girlandami fioletowych kwiatów. Rey uśmiechnęła się, kiedy przypomniała sobie, że Ben obstawał przy tym wystroju, podkreślając, że fiolet idealnie do niej pasuje.

- Wiesz, że kiedyś sądziłam, że kochasz Bena? – zwróciła się w kierunku Talii. Jakoś do tej pory nie poruszyła przy niej tego tematu, mimo że wiedziała, jakimi uczuciami jej nowa przyjaciółka, darzy Amona.

- Przecież wiesz, że tylko się przyjaźnimy – Talia odpowiedziała i pomachała do swojego partnera, który oczekiwał na nie, wraz z Panią Generał, na końcu ścieżki.

- Wiem, ale kiedy nie znałam prawdy, z początku chciałam ci go oddać, a potem przelotnie stwierdziłam, że chyba muszę o niego walczyć. Moje uczucia były wtedy bardzo skomplikowane – Rey również pomachała w kierunku zgromadzonych.

Talia zaśmiała się na te słowa i przytuliła się do ramienia przyjaciółki.

- Te dwa miesiące były tak niesamowite, aż trudno uwierzyć, że ten cały koszmar już za nami i możemy tworzyć przyszłość wypełnioną dobrobytem i spokojem - powiedziała z uśmiechem.

- Masz rację, to niesamowite – szepnęła Rey. Już zbliżały się do altany. Talia skinęła głową na Panią Generał, która postanowiła odprowadzić przyszłą synową do ołtarza, w zastępstwie jej rodziców, a sama skierowała się z Amonem, na przeznaczone im miejsca.

Poszukiwanie równowagiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz