Rozdział 29

521 61 10
                                    

Rey poczuła silne szarpnięcie w okolicy przepony i kiedy otworzyła oczy, zobaczyła scenę, która zmroziła jej krew w żyłach. Ben leżał ranny na trawie kilka metrów od niej i pochylała się nad nim Uzurpatorka, gotowa do zadania śmiertelnego ciosu. Rey pod skórą czuła ból i cierpienie Kylo i miała wrażenie, że jego udręka wlewa się w nią samą, napierając na jej umysł. Krzyknęła z rozpaczy, a Kesha, która dostrzegła w tym momencie jej duchową postać, została odrzucona o kilka metrów do tyłu, nagłym zawirowaniem Mocy. Rey poczuła, że dotkliwy ból rozsadza jej klatkę piersiową, ale nie zważała na nic, biegnąc w kierunku Bena. Wiedziała, że jej starania nie powstrzymają kobiety, więc Kylo musi wziąć się w garść, wstać i walczyć.

- Ben, ta kobieta to Kesha, a Rycerze wykonali rytuał, żeby wyglądała jak ja, po czym uwięzili mnie na statku. Musisz wstać i walczyć, błagam – Rey patrzyła ze zgrozą na ranę na piersi Bena, a potem przeniosła wzrok na Keshę, która już, z zaciętym wyrazem twarzy i mściwą determinacją, podnosiła się z ziemi.

- Nie martw się suko, jak z nim skończę, Ciebie też zarżnę sama – wysyczała głosem wibrującym od mrocznej energii. Ben przeniósł wzrok z półmaterialnej Rey, która się nad nim pochylała, na kopię, która zbliżała się do niego, na powrót gotowa do walki. Teraz już rozumiał, dlaczego cały czas coś było nie tak i Moc podpowiadała mu, że dzieje się coś niepokojącego. Oczy kopii były bezdusznymi pustkami, podczas gdy jego Malaya, jego promień słońca, patrzyła na niego z blaskiem, w którym mógłby się zatracić.

Rey wyciągnęła rękę, na próżno próbując wyrwać broń z dłoni Keshy, mimo wszystko nie kontrolując Mocy w tym stanie. Czuła, że wzrok powoli jej się rozmywa, a krew cieknie z ust i nosa. Znowu działo się to samo, co raz już prawie ją zabiło, ale nie przejmowała się tym, próbując opanować sytuację.

Rana na piersi Rena była szeroka, ale płytka, więc mężczyzna podniósł się płynnie i odpalił miecz świetlny.

- Odetnij się od Mocy – powiedział w kierunku Rey, odpierając pierwszy atak Keshy. Jej pchnięcia, podobnie jak na treningach, bazowały na sile i niezłomności, więc nie były dla Bena żadnym zaskoczeniem. Potrafił walczyć, zapominając o bólu, a adrenalina krążąca teraz w jego żyłach, do pewnego stopnia pozwalała mu się skoncentrować.

- Poczekam aż będziesz bezpieczny, nic mi nie jest, skup się na walce – odpowiedziała Rey i zamarła na chwilę, kiedy oręże dzierżone przez Keshę, prawie dosięgło celu. Czuła mrowiący ból i drętwienie każdego mięśnia w swoim ciele, ale postanowiła nie odcinać się od Mocy, dopóki Ben nie będzie bezpieczny. Podskórnie wyczuwała, że kobieta jest silna, a emanacja Ciemnej Strony, została spotęgowana w porównaniu do tego, co odczuwała będąc otoczona rycerzami w celi. Próbowała odsunąć ból na granice świadomości, ale powoli okazywało się to być niemożliwe. Jej umysł zdawał się przeciwstawiać jej woli i usuwać w niebyt. Ben kątem oka widząc co się dzieje, powodowany strachem o Rey, ze zdwojoną siłą naparł na Keshę, wykorzystał moment nieuwagi, odrzucił z jej dłoni miecz świetlny, przebijając jej serce swoją klingą. Wyraz niedowierzania ukazał się na twarzy kobiety, zanim ostrze wysunęło się z jej piersi, a sama upadła wśród jasnozielonego mchu. Brunatna mgła zaczęła spowijać jej ciało i przekształcać rysy twarzy do ich pierwotnego kształtu. Kylo nie zwrócił na to uwagi, podbiegając do Rey, której energia była już ledwie wyczuwalna. Słabo dostrzegała rysy twarzy Bena, jednak zdołała uśmiechnąć się z ulgą, mając nadzieję, że nic mu już nie grozi.

- Błagam cię, odetnij się od mocy – w jego głosie można było wyczuć panikę. Ten moment nieuwagi, mógł ich niestety drogo kosztować, ponieważ ostatnią rzeczą, którą mgliście dostrzegła Rey, była czerwona klinga, wbita w prawe ramię Bena.

- Myśleliście, że to koniec, ptaszyny? – okrutny szept Devona, który zakradł się do nich bezszelestnie, poprzedził ciemność zaciskającą się na świadomości dziewczyny, której cień, rozpłynął się tuż przed oczami Rena.

***

Talia widząc co dzieje się z Rey, która nie reagowała na żadne bodźce, czym prędzej wezwała sanitariuszy do swojej komnaty i natychmiast kazała przetransportować dziewczynę do ambulatorium. Wszystko działo się niesamowicie szybko i kobieta zrozumiała, że była świadkiem czegoś podobnego, kiedy Rey broniła ich przed Benem, zaledwie kilka tygodni temu. Tym razem jednak dziewczyna wyglądała dużo gorzej. Krew wpływała z jej oczu, ust i nosa, a podskórne wylewy pokrywały większość klatki piersiowej i wszelkich odsłoniętych miejsc, które Talia mogła dostrzec. Obawiała się jednak, że podobne uszkodzenia, uwidocznią się w momencie rozerwania ubrań nieprzytomnej dziewczyny. Sanitariusze, którzy po nią przybyli, stanęli jak wryci, nigdy wcześniej nie będąc świadkami takiego postępu obrażeń, które pojawiały się właściwie znikąd i kiedy zaczęli wstępne badanie, serce powoli zaczynało przechodzić w stan niebezpiecznej tachykardii. Wstrzyknęli jej pospiesznie lek, mający za zadanie ustabilizować akcję serca, ale z innymi objawami, musieli pospieszyć do ambulatorium. Talia postanowiła być z nimi w ciągłym kontakcie, a w między czasie chciała zająć się parą zdrajców, którzy ciągle przebywali w lochach statku. Zabrała dwóch sanitariuszy i oddział Szturmowców, kierując się na najniższy poziom. Generał Hux, ciągle leżał nieprzytomny w miejscu, w którym zostawiła go dziewczyna, więc Talia czym prędzej rozkazała go ocucić i trzymać pod strażą, na co Szturmowcy zareagowali pomrukami niezadowolenia. Talia, niewiele myśląc skorzystała z panelu, który przekazał jej Trent, nastrajając fale mózgowe żołnierzy na całkowite posłuszeństwo i informację o zdradzie Generała. Ukróciło to wszelką niesubordynację i chociaż nie czuła się zbyt dobrze, wykorzystując to narzędzie, ostatnią rzeczą której teraz potrzebowała był bunt na pokładzie Niszczyciela. Obiecała sobie w duchu, że wkrótce wszelka technologia kontrolująca Szturmowców i załogę, zostanie zniszczona, oddając tym ludziom wolną wolę, jednak w obecnej sytuacji, nie było miejsca na takie rozważania. Kiedy zajęto się Generałem, Talia postąpiła kilka kroków, w kierunku lochu, w którym więziono Rey. Zgodnie z tym co powiedziała jej dziewczyna, zostawiła tu nieprzytomnego Regara, z rozciętą głową. Jednak po mężczyźnie pozostał jedynie metaliczny ślad zaschniętej krwi na przeciwległej ścianie. Talia zamarła na chwilę, po czym z drżeniem rąk wyciągnęła komunikator i wydała rozkaz.

- Regar, jeden z Rycerzy Zakonu, porusza się teraz po statku, jest niebezpiecznym zbiegiem i należy go natychmiast unieszkodliwić. Strzelać bez rozkazu - miała wrażenie, jakby jakiś ogromny kamień, przygniótł jej klatkę piersiową, kiedy podeszła do metalowego stołu z narzędziami medycznymi i fiolkami leków. Miała wrażenie, że strach o bliskich, jej krótkowzroczność i zaufanie do nieodpowiednich osób, sprawiło, że jedna katastrofa goni kolejną. Modliła się w duchu, aby nikt mimo wszystko nie ucierpiał.

Poszukiwanie równowagiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz