Rozdział 30

556 56 32
                                    

Ben ledwo wstał, kiedy ostrze zostało wysunięte z jego ciała. Prawa dłoń była dla niego dominującą, podczas trzymania miecza, jednak mimo wszystko nie zamierzał się poddawać, kiedy spojrzał w rozciągniętą w uśmiechu, twarz swojego przeciwnika. Ujął miecz świetlny obiema dłońmi i czekał na kolejny ruch. Wiedział, że Devon jest dobry w pojedynkowaniu, tym bardziej mając tak dużą przewagę, jednak Ben myślał teraz jedynie o stanie w jakim znajduje się Rey, i jak najszybszym powrocie na Niszczyciela. Miał nadzieję, że otrzymała odpowiednią pomoc i na samą myśl o tym, że znowu będzie podłączona do tych wszystkich urządzeń i aparatury, poczuł że złość zasnuwa jego umysł. Nie dopuszczał do siebie możliwości, że mogłaby nie przeżyć. Boleśnie zdawał sobie sprawę, że próbując ratować Rycerzy, naraził na niebezpieczeństwo zarówno siebie, jak i Rey. Czuł się odpowiedzialny za ich los, sprowadzenie na ścieżkę Ciemnej Strony, ale teraz wiedział, że pewne decyzje, z których nie ma odwrotu, zostały podjęte przez nich samych.

- Ta mała jest bardzo silna i kiedy już z tobą skończę, poderżnę jej tą śliczną szyjkę, żeby przejąć część tej Mocy – Devon okrążał Bena, z ustami rozciągniętymi w szkaradnym uśmiechu. Nie sądził żeby jego przeciwnik, sądząc po tym w jakim stanie fizycznym i psychicznym się obecnie znajduje, mógł mu jakkolwiek zagrozić.

- Chciałbyś, żebym coś jej przekazał, zanim ją zabiję? – Devon wyprowadził kilka szybkich ataków. Chciał trochę pobawić się z Benem i zmęczyć go, zanim go wreszcie zabije. Długo na to czekał i zamierzał się tym delektować. Kylo sparował wszystkie pchnięcia, jednak wiedział, że nie wytrzyma tego tempa i musi kontratakować, inaczej nie będzie miał szansy na wygraną. Kątem oka zauważył jednak błysk pomiędzy drzewami i wycofał się, tak aby Devon, zajęty atakowaniem, nie zwrócił się w tamtą stronę. Ben wyprowadził kilka szybkich kontrataków, dla zajęcia przeciwnika.

- A może powinniśmy posłuchać twoich ostatnich słów? – klinga miecza świetlnego zawisła w powietrzu tuż przy twarzy Devona, który zamarł bez ruchu.

- Myślisz, że ty jesteś mistrzem skradania i niehonorowej walki? – Amon dodał, zbliżając swój miecz tak blisko twarzy zdrajcy, że skóra zaczęła niebezpiecznie się nagrzewać. Kiedy zauważył jak Rycerz wymyka się z uczty, postanowił go śledzić, co było bardzo dobrą decyzją, biorąc pod uwagę zaistniałą sytuację i oceniając kondycję Bena, który ledwo trzymał się na nogach.

- Amon, daj spokój, nie potrzebujemy, żeby pupilek Snoke'a nami rządził. Władza nie ucieknie, podzielimy się Galaktyką – Devon nie widział innej opcji, niż negocjacje z mężczyzną, który mógł go zabić w ułamku sekundy.

- Ten pupilek Snoke'a to mój przyjaciel, zdrajco – Amon nie miał litości, kiedy odciął głowę Devona, zastygłą z wyrazem strachu w zasnutych mgłą oczach. Nie czekając ani chwili, podbiegł do Bena, podtrzymując go pod ramię.

- Musimy zaprowadzić cię na statek, jesteś poważnie ranny – Amon był zaniepokojony, nie mając pojęcia co tu się dzieje, i jak Kesha, która leżała martwa nieopodal, znalazła się z nimi na Watarze. Nie widział też nigdzie Rey, która przecież wyszła z uczty wraz z Kylo. Nic nie układało mu się w głowie, ale postanowił zachować czujność i być gotowym do stawienia czoła kolejnym wrogom, którzy jeszcze mogli czyhać na życie Najwyższego Dowódcy. Ben pozwolił sobie na oddech i oparcie w Amonie, który uratował go przed niechybną śmiercią i ostatnią rzeczą jaką zrobił, zanim skierowali się w drogę powrotną, było odzyskanie miecza Rey, leżącego przy martwym ciele Uzurpatorki.

***

Talia chciała udać się na mostek, ale kątem oka zobaczyła martwych Szturmowców w jednym z korytarzy. Poszła tą drogą, poruszając się ostrożnie, odpalając miecz świetlny i czując narastający strach. Kiedy wpadła do komnaty Trenta, zauważyła poprzewracane krzesła i ślady walki. Przymknęła oczy próbując wyczuć zawirowania energii i natychmiast skierowała się ku najsilniejszej emanacji Mocy na statku. Najwyraźniej Regar planował użyć Trenta jako tarczy, żeby wydostać się z Niszczyciela. Mając go na pokładzie, wiedział, że Talia nigdy nie wyda komendy do zestrzelenia statku, a na ten moment nie miała szans na wysłanie pościgu, gdyż wszystkie statki były rozebrane na części. Kiedy Regar wyczuł, że go dogoniła, odwrócił się, cały czas trzymając blaster przy głowie Trenta.

- Pozwolisz nam wsiąść na statek, który dla ciebie szykują i będziesz na tyle miła, że nie wyślesz pościgu – powiedział Regar spokojnie, patrząc na spanikowaną kobietę. Wiedział, że nie pozwoli skrzywdzić Trenta. W końcu zawsze opiekowała się nim jak troskliwa siostrzyczka.

- Rzuć broń i poddaj się – krzyknęła Talia. Miecz świetlny leżał pewnie w jej dłoniach, a całe ciało była zwarte i gotowe do walki. Jednak sytuacja była patowa. Nie chciała, żeby Trentowi coś się stało i ze zgrozą przekalkulowała swoje możliwości, które były bardzo mocno ograniczone.

- Talia, spójrz na mnie – Trent odezwał się cicho do siostry – On powiedział mi co zrobili, zabrał wszystkie te rytuały ze sobą. Wiesz, że nie możemy pozwolić, żeby z nimi odleciał. Zwyczajnie zmieni twarz i zabije setki w swoich chorych eksperymentach – Talia z niedowierzaniem patrzyła na swojego brata, który na koniec wypowiedział bezgłośne „Przepraszam" i podniósł rękę, zaciskając dłoń zaskoczonego Regara na spuście blastera. Wiązka promieniowania dosięgnęła celu, a ciało upadło z łoskotem na podłogę. Na kilka uderzeń serca, w korytarzu zapadła nieprzenikniona cisza. Talia spojrzała z rządzą zemsty na człowieka, który bardzo dawno temu, również był jej bratem i przyjacielem, jednak teraz widziała w nim jedynie mordercę. Łzy spływały po policzkach kobiety, kiedy z krzykiem podbiegła do Regara, pozbawiając go życia jednym cięciem. Mężczyzna był tak zaskoczony ofiarą Rycerza, że nie wykonał najmniejszego ruchu żeby się obronić. Talia nie mogła opanować drżenia, kiedy uklęknęła przy swoim młodszym bracie, ujęła jego wiotkie ciało w ramiona i zaczęła je kołysać, nie przerywając rozdzierającego duszę, łkania.

Poszukiwanie równowagiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz