Rozdział 14.

2.3K 94 0
                                    

W domu byłyśmy jakoś po czwartej. Przekraczając bramę posiadłości Liama pomyślałam, że mam jeszcze wystarczająco dużo czasu na kąpiel i przygotowanie się na powrót pana domu. Jakże się myliłam. Ledwo uchyliłam drzwi wejściowe, jak mężczyzna znalazł się tuż przy mnie i z chmurnym spojrzeniem zapytał:

- Dlaczego opuściłaś dom? Gdzie byłaś? - mówił z pozoru spokojnym głosem, zdradzały go jedynie oczy ciskającej błyskawice.

- Cześć Liam. - odparłam pogodnym tonem. Nie pozwolę, aby ktokolwiek lub cokolwiek zepsuło mi dziś humor. - A Ty czemu wróciłeś tak wcześnie? Myślałam, że będziesz dopiero na kolacji. - dopytywałam chcąc uniknąć tłumaczenia.

- Isabell, pytałem o coś. Gdzie byłaś? Nic Ci nie jest? Widział Cię ktoś? - lustrował mnie wzrokiem od stóp do głów. Czyżby się o mnie martwił?

- Spokojnie, nic mi nie jest. Chciałam tylko odetchnąć świeżym powietrzem, więc wybrałam się na spacer. Byłam w lesie, więc kto niby miał mnie widzieć? Niedźwiedź? A może wiewiórka? - zaśmiałam się. Moja postawa nie bardzo spodobała się mężczyźnie, bo zacisnął wargi w cienką linię i milczał.

- Nie możesz sobie tak o chodzić samej, gdzie Ci się podoba. To niebezpieczne. Poza tym nie znasz okolicy i mogłaś zabłądzić. Proszę, bądź ostrożna. - dodał już nieco łagodniejszym tonem. Jego słowa wywołały przyjemny skurcz brzucha, a ciepło rozeszło się po całym moim ciele. To takie dobre uczucie. Mój humor poprawił się jeszcze bardziej.

- Nie byłam sama. Jeśli musisz już wiedzieć to poprosiłam Sonię, aby mi towarzyszyła. - już otwierał usta, ale kontynuowałam szybko - To tylko i wyłącznie był mój pomysł. Nawet nie próbuj obarczać winą mojej przyjaciółki. - tu zamilkłam, gdy słowa dotarły do mej świadomości. Liama najwyraźniej również zaskoczyłam swym wyznaniem, ale nie kłamałam, Sonia była moją przyjaciółką. Dlatego też nie mogłam pozwolić, aby poniosła jakiekolwiek konsekwencje z mojego powodu.

- Dobrze, rozumiem. Ale nie rób tego więcej. - powiedział łaskawie, a mi włączył się bunt. O nie, nie będzie mi mówił, co mam robić.

- Ty chyba żartujesz! - nastrajałam się do kłótni - Nie masz prawa mówić mi, co mogę, a czego nie mogę robić! Nie jesteś moim ojcem! - nie spodziewał się pewnie takiej reakcji.

- Isa, ja wcale nie zamierzam tego robić. Po prostu próbuję zapewnić Ci bezpieczeństwo, a Ty nic sobie z tego nie robisz i łazisz bez potrzeby, narażając siebie i jeszcze tą biedna dziewczynę. Nie zachowuj się jak rozkapryszone dziecko. - Jego głos nie był już tak przyjazny jak chwilę wcześniej.

- Wcale nie łażę bez potrzeby. - westchnęłam zastanawiając się jak mam mu wyjaśnić co czuję. - Liam, zamknąłeś mnie w tej złotej klatce samą, siedzę całymi dniami umierając z nudów, nie mam nawet z kim porozmawiać, z wyjątkiem Sonii. Nie mogę tak dłużej. Co z moim życiem? Moją pracą? A rodzina? Co ja powiem matce? - serce waliło mi w piersi, a po moim wspaniałym humorze nie został ślad. Spuściłam wzrok na stopy, bo pod powiekami zbierały się łzy, ale nie chciałam, by mężczyzna dalej traktował mnie jak dziecko, w dodatku płaczące za domem. Och, co za bagno.

- Isabell - wyszeptał i uniósł mą twarz, by spojrzeć mi w oczy. - Hej piękna, spójrz na mnie - zamrugałam i popatrzyłam w te szare głębiny, w których tonęłam. Jaki on jest cudowny. I czemu muszę myśleć właśnie o tym, kiedy powinnam walczyć o swoje życie. Szatyn kontynuował - Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej, co?

- Bo nigdy nie ma Cię w domu, ciągle pracujesz, a ja nawet nie wiem czym się zajmujesz. - powiedziałam z wyrzutem.

- Jestem strażakiem. - wyznał nieśmiało. Tego naprawdę się nie spodziewałam.

- Ratujesz ludzi? - dalej to do mnie nie docierało.

- Już nie. Teraz pracuję w biurze, nie jeżdżę już na akcje. - wyraźnie posmutniał, ale tak jakby zamknął się w sobie. Zrozumiałam, że to koniec tematu, przynajmniej na razie. - Jeśli chodzi o to, co mówiłaś to wiedz, że to nie bedzir trwać wiecznie, musisz być cierpliwa.

- Ale ja tak nie potrafię. Nie chcę takiego życia. Już nie. - dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że czułam się uwięziona i samotna jeszcze zanim poznałam Liama, zanim zamieszkałam w jego domu. Niespodziewanie poczułam jak silne męskie ramiona obejmują mnie mocno, oddzielając od trudnej do ogarnięcia rzeczywistości.

- Przepraszam. Nie powinienem zostawiać Cię samej. Obiecuję, że to naprawię. - pochylił się i złożył czuły pocałunek na moim rozgrzanym czole.

Przebudzenie (cz.1.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz