Rozdział 28.

2K 65 2
                                    

Chwilę zapomnienia przerwało nam znaczące chrząknięcie. Sonia stała w progu z koszem zakupów w ręce i spoglądała na nas z uśmiechem na ustach. Od razu odskoczyliśmy od siebie na bezpieczny przyzwoity dystans.

- Przepraszam, że przerywam, ale te rzeczy są strasznie ciężkie, więc albo pomóżcie albo chociaż zróbcie miejsce. - nagana brzmiała jednak bardziej jak żart niż prawdziwa reprymenda. Dziewczyna celowo chciała nas zawstydzić i udało jej się. Moje policzki pokryły się czerwienią. A to mała wiedźma. Spojrzałam na Liama, który nie wyglądał na zawstydzonego ani skrępowanego. Jego oczy błyszczały radością. Oboje mieli ubaw z mojej reakcji.

- Isabell, nie stój w przejściu - zaśmiał się dźwięcznie mężczyzna i pochwycił moje biodra i z powrotem przysunął moje ciało do swego boku, tak że nie dzieliło nas nic poza cienką warstwą ubrań. Od razu zrobiło mi się gorąco. Po części z upokorzenia, a po części z powodu podniecenia, które ogarnęło moje zdradzieckie ciało. Miałam wrażenie, że wszystko dzieje się poza moją kontrolą. Chciałam się wyrwać z objęć, ale Liam trzymał mocno. Odwróciłam się w jego ramionach tak by spojrzeć na przyjaciółkę.

- Wielkie dzięki. - udałam obrażoną, na co tylko oboje wybuchnęli gromkim śmiechem. Sama nie wytrzymałam i dołączyłam do roześmianego towarzystwa. W chwilach takich jak ta, czułam się po prostu szczęśliwa. Zapominałam nawet o problemach, chociaż na chwilę. Otaczali mnie ludzie, którym na mnie naprawdę zależało i wiedziałam, że mogę na nich liczyć. Byli dla mnie lepsi niż moja własna rodzina.

- Koniec wygłupów, moje Panie. Soniu, czy mogłabyś przygotować obiad trochę później niż zwykle? - poprosił Liam znienacka. Popatrzyłam na niego zaskoczona, a wtedy dodał - Zabieram Cię na wycieczkę, żebyś mi później nie marudziła. - jego ton dalej był wesoły.

- Jaką wycieczkę? Liam, co Ty znowu kombinujesz? - dopytywałam, bo zaskoczył mnie kompletnie.

- Zobaczysz. Bądź gotowa za 15 minut. Czekam przy drzwiach. Ubierz się wygodnie i ciepło.

Nie wiedziałam, co też mu mogło przyjść do głowy, ale nie miałam zamiaru narzekać. Poszłam do siebie i szybko uszykowałam się, oczywiście stosując się do rad Liama. Byłam gotowa już po 10 minutach. Mężczyzna stał przy wejściu ubrany sportowo, w ciepłej kurtce, a nawet czapce. Na plecach miał sporych rozmiarów plecak, lecz nie powiedział, co kryło się w środku. Podał mi parę ciepłych rękawic i czapkę do kompletu. Gdy upewnił się, że zabrał wszystko, co potrzebne otworzył drzwi i wyszliśmy na świeże powietrze. Pogoda jak na grudzień była piękna, świeciło słońce, a mróz skrzypiał pod butami. Nasze oddechy tworzyły białe obłoczki. Nawet nie wiedziałam, że jest aż tak zimno, ale na szczęście odpowiednie ubranie chroniło mnie przed chłodem. Szliśmy leśną trasą, podobnie jak kiedyś z Sonią, jednak tym razem Liam skręcił w inną, jak się okazało bardziej stromą ścieżkę, która zamiast do strumienia, wiodła do położonej w głębi lasu górskiej chaty. Dotarcie tam było dość trudne i zajęło około półtorej godziny, ale było warto. Po drodze niewiele rozmawialiśmy, głównie przez ostre powietrze, które utrudniało prowadzenie jakichkolwiek pogawędek. Niewielkich rozmiarów leśny domek cały był z drewna. Nawet dach. Doskonale się wtapiał w krajobraz dookoła,więc bez trudu można by go ominąć nie zauważając, że w ogóle tu stoi. Liam pchnął ciężkie drzwi i wpuścił mnie do środka. Panował tu mrok, a kurz okrywał wszystko, co znajdowało się w środku, ale nie było tego wiele. Proste meble, stół, dwa krzesła, stary kominek i poukładane w każdym możliwym miejscu dziesiątki małych świeczek. Co się dziwić, na pewno nie ma tu prądu ani światła.

- Co to za miejsce? - zapytałam Liama.

- To stara chata leśnika. Przychodziłem tu z Aidenem jako dziecko, bawiliśmy się w Indian. Biegaliśmy po lesie z łukami i próbowaliśmy trafić choćby przepiórkę, ale nie mieliśmy do tego talentu. - zaśmiał się, lecz myślami był daleko stąd, pewnie w czasach dzieciństwa.

- Po co mnie tu przyprowadziłeś? Nie żebym narzekała, bo cieszę się, że wreszcie mogłam wyjść poza cztery ściany Twojego domu. Tylko dlaczego właśnie to miejsce? - ciekawiło mnie, co kierowało Liamem. Ten facet to jedna wielka zagadka. Nigdy za wiele o sobie nie mówił. Był mi tak bliski, a prawie nic o nim nie wiedziałam.

- Przepraszam, to był głupi pomysł. Mogliśmy po prostu pojechać na obiad do restauracji. - uśmiechnął się blado i posmutniał.

- Nie, to nie tak. Tu jest świetnie. Dużo lepiej mi tu niż w jakiejś zatłoczonej restauracji. - pośpieszyłam z wyjaśnieniami, bo nie mogłam znieść tego cienia jaki czaił się w szarych oczach. Liam milczał przez moment, a potem podszedł do kominka i rozpalił ogień. Wszystko było uszykowane, tak jakby ktoś się nas tu spodziewał. Gdy chatę wypełnił blask palącego się drewna, mężczyzna usiadł na kocu przed paleniskiem i poklepał miejsce koło siebie. Usiadłam przy jego boku i zapatrzyłam się w szalejące płomienie. Powoli wnętrze domku nabrało przyjemnego ciepła więc zdjęłam kurtkę i odłożyłam ją na krzesło. W tym czasie Liam zaczął wyjmować skarby z plecaka. Miał przygotowane, zapewne przez Sonię, kanapki, termos z kawą, Liam również był jej wielkim zwolennikiem, a nawet moje ukochane pączki z nadzieniem truskawkowym. Skąd wiedział? Posłałam mu wdzięczny uśmiech i zabrałam się za jedzenie. Gdy oboje byliśmy najedzeni, powróciliśmy na miejsce przed kominkiem. Rozprostowałam nogi i oparłam się na łokciach. Liam siedział w podobnej pozycji. Miedzy nami zapanowała cisza, jednak nie była krępująca i napięta. Oboje czuliśmy się w swoim towarzystwie dość swobodnie. Muszę przyznać, że opowieść jaką usłyszałam potem z ust mężczyzny była dla mnie totalnym zaskoczeniem.

Przebudzenie (cz.1.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz