Rozdział 21.

2K 74 0
                                    

Czułam, że się unoszę, jak ptak na wietrze. Byłam lekka jak piórko i wolna. Miałam przymknięte powieki, ale wiedziałam, że dookoła panowała jasność. Ciepło owionęło moją skórę. Było mi tak przyjemnie, oby to trwało jak najdłużej. Jeśli śnię, to nigdy nie chcę się budzić. Coś miękkiego musnęło moje włosy i policzki. Jak cudownie – pomyślałam. I pozostałam w tej krainie przyjemności na dłużej.

Szczęście nie chciało trwać wiecznie. Obudziła mnie potrzeba odwiedzenia toalety. Wstałam niechętnie i szybko usiadłam ponownie na łóżku. W głowie miałam kołowrotek, wszystko wirowało. Och ja głupia, zachciało mi się szaleć z alkoholem. A teraz co? Kac morderca nie ma serca. Pęcherz przypominał, że jednak muszę jakoś zawlec swój żałosny tyłek do łazienki. Nie wiem jakim cudem, ale udało się. Zrobiłam co trzeba, ale nie cieszyłam się za długo, bo teraz dla odmiany chciało mi się pić. Kranówy nie tknę, nie pozostało mi nic innego jak umrzeć z pragnienia. Położyłam się na zimnych niebieskich płytkach i czekałam, aż śmierć przerwie moje męki. Chyba jednak byłam za dużą grzesznicą, bo Bóg nie wysłuchał moich próśb. Po 10 minutach bezruchu mój stan się trochę ustabilizował, a obraz przed oczyma wyostrzył. Podniosłam cztery litery z podłogi i powłóczyłam nogami w kierunku kuchni. Schodziłam po schodach, zostały mi ostatnie cztery stopnie, gdy męski głos tak mnie wystraszył, że runęłam jak długa na sam dół. „Tak, dobijcie mnie jeszcze!" - pomyślałam. Wtem silne ramiona zaczęły badać moje obolałe ciało.

- Ała! - wrzasnęłam.

- Isa, do cholery, co ty wyrabiasz? - usłyszałam Liama z bliska, lecz nie widziałam go. Zresztą ciężko by było skoro leżałam twarzą do ziemi.

- Co ja wyrabiam!? Mogłeś mnie zabić! Dlaczego chodzisz po nocy i straszysz ludzi? - mój oddech uwiązł w płucach.

- Nie chciałem Cię wystraszyć. Nic Ci się nie stało? - zapytał z niepokojem, lecz tym razem gdzieś miałam jego troskę.

- A właśnie, że stało. - odburknęłam nieprzyjemnie. Wiem, że jestem wredna i gdybym nie była na kacu, to nic takiego w ogóle by się nie wydarzyło. Ale niech ma za swoje, to On upił mnie tym zgubnym winem. Moja reakcja nie przyniosła jednak żądanych efektów, a wręcz odwrotnie. Liam wybuchnął szczerym śmiechem. A temu co tak wesoło?

- Jak możesz się śmiać, kiedy ja cierpię? - dziwiłam się.

- Jesteś słodka. I wciąż pijana. - odparł rozbawiony. Tym razem nie mogłam zaprzeczyć. Mężczyzna zagarnął mnie w ramiona i zaniósł do salonu, gdzie położył na miękkiej kanapie. Po chwili domyślnie, z własnej inicjatywy, przyniósł mi szklankę soku pomarańczowego i dwie aspiryny. Wszystko przyjęłam z wdzięcznością. Usadowił się obok mnie, okrył moje marznące ciało kocem i objął ramieniem tak, że głową oparłam się o jego tors. Tak pięknie pachniał. Zapragnęłam zatopić nos w szyi mężczyzny. Tak też zrobiłam i od razu odpłynęłam.

Tym razem śniło mi się, że jestem w ogrodzie. Słońce ogrzewa moje spoczywające na leżaku ciało, nadając mu delikatny odcień brązu. Jak to dobrze mieć ciemne włosy i ciemną karnację, dzięki czemu unikałam efektu raka. Wsłuchiwałam się w szum wiatru, śpiew ptaków i inne odgłosy lata, gdy jakiś cień przysłonił mi promienie światła. Uniosłam okulary i utonęłam w szarych głębinach. Dreszcz przeszył moją skórę, aż włoski stanęły dęba. Nie zimno było jednak powodem tej reakcji, a bardzo pociągający osobnik płci męskiej. Stał nade mną z zadowoloną miną, najwidoczniej podobał mu się widok mego ciała odzianego jedynie w białe bikini. Wyglądał seksownie w samych szortach, a jego piękna skóra pokryta tuszem przyciągała moją uwagę jak magnez. Zawisł nade mną i spojrzał mi prosto w oczy. Jego wzrok pełen pożądania mówił wszystko. Ujął mój policzek w dłoń, a jego piękne usta spoczęły na moich. „Wreszcie" - pomyślałam i całkowicie poddałam się chwili.



Przebudzenie (cz.1.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz