Błękitna suknia zdobiła moje ciało. Włosy upięłam w eleganckiego koka, dzięki czemu doskonale widoczne brylantowe kolczyki pobłyskiwały w świetle pięknych kryształowych żyrandoli. Sala balowa w rezydencji Rose mieniła się kolorami, a tłum barwnie ubranych gości celebrował powitanie wiosny. Bawiłam się nadzwyczaj dobrze. Tym razem już nie wzbraniałam się przed przyjściem tutaj. Zdążyłam poznać i szczerze polubić ciotkę Liama, więc udział w tym przyjęciu sprawiał mi prawdziwą radość. Tańczyłam już chyba dziesiąty taniec i byłam zmęczona, potrzebowałam chwili odpoczynku. Pogoda dopisała, więc chętnie wymknęłam się na taras. Liamowi znalazłam godne zastępstwo do kolejnego tańca. Sonia bez słowa skargi zajęła moje miejsce na parkiecie, dzięki czemu byłam spokojna, że mój mężczyzna nie zostanie „zaatakowany" przez jakąś zbyt ochoczo nastawioną do niego tancerkę.
Chwyciłam jeszcze po drodze kieliszek szampana i wyszłam na zewnątrz. Zarówno taras jak ogród i podjazd były ładnie oświetlone. Usiadłam na huśtawce i podziwiałam piękno otaczającego mnie dobrodziejstwa. Nigdy nie marzyłam o bogactwie czy luksusach i cieszyłam się, że Liam nie żyje tak wystawnie jak jego rodzina. Mimo majątku nie wydawali się jednak zepsuci. Po tych kilku miesiącach zdążyłam nawet nieco polubić Aidena, zdecydowanie zyskiwał, kiedy się go już poznało.
Po kilkunastu minutach drzwi ogrodowe uchyliły się z cichym brzęknięciem i ujrzałam idącą w moim kierunku Sonię. Wyglądała ślicznie, rozkwitała z każdym dniem, nabierała pewności siebie i powoli zaczynała otwierać się na świat i otaczających ją ludzi. Była jeszcze bardzo młodą kobietą, ale wspaniałą przyjaciółką. Chciałam by ona także znalazła swoje miejsce i zaznała szczęścia, zasługuje na to jak mało kto. Dziewczyna uśmiechała się jakoś tak tajemniczo, chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę sali. Nie rozumiałam, co kombinuje, ale ufałam jej. Moje serce zgubiło rytm, gdy dostrzegłam stojącego pośrodku sali Liama. W eleganckim garniturze szytym na miarę wyglądał obłędnie. Posłał mi niepewny uśmiech i wyłonił zza pleców wielki bukiet czerwonych róż. Wszyscy goście otoczyli go wianuszkiem, ale ich oczy zwrócone były ku mnie. Co tu się dzieje? Sonia zachichotała widząc moją zszokowana minę i popchnęła mnie w stronę mężczyzny. Stawiałam małe kroczki, bo w wysokich szpilkach nie czułam się zbyt pewnie. Zdenerwowanie nie pomagało i na pewno nie wyglądałam jak modelka prezentująca się na wybiegu. Gdy stanęłam przed ukochanym, wciąż nie wiedząc, o co w tym wszystkim chodzi, chwycił mnie za dłoń i wręczył piękny bukiet. Utonęłam w szarych głębinach, z których miłość i uwielbienie wręcz biły na kilometr. Nie wypuszczając mej ręki z uścisku podjął głębokim tonem:
- Isabell. Jesteś kobietą mojego życia. Jesteś moją miłością, nadzieją i szczęściem. Nie chcę dłużej czekać. Pragnę byś została moją żoną. - zamrugałam oszołomiona, a mężczyzna uklęknął przede mną na jednym kolanie i wydobył z kieszeni czerwone pudełeczko. - Czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie? - łzy szczęścia zabłysły w moich oczach, ale nie wahałam się ani sekundy. Dźwięki zachęty, oklaski i wesołe pokrzykiwania nie miały dla mnie żadnego znaczenia. Liczyliśmy się tylko My.
- Tak. Oczywiście, że zostanę Twoją żoną. Kocham Cię. - moje słowa jeszcze nie wybrzmiały do końca, gdy Liam wsuwał mi na serdeczny palec najpiękniejszy pierścionek zaręczynowy, jaki mogłam sobie wymarzyć. Żadne świecące złoto i wielokaratowe brylanty. Był to delikatny, subtelny pierścionek z białego złota z małym połyskującym diamentowym oczkiem. Dla mnie idealny. Liam znał mnie jak nikt inny. I za to kochałam Go coraz bardziej.
- Kocham Cię mój Kwiatuszku. - i pocałował mnie namiętnie, nie zważając na szalejący z radości tłum dookoła. Liczne brawa, wiwaty i gratulacje nie miały końca. A ja marzyłam już tylko o tym, by powrócić z ukochanym narzeczonym do naszego domu, by uczcić najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Kolejny taki dzień to będzie dzień naszego ślubu. Już się nie mogę doczekać.
Aż ciężko uwierzyć, że w ciągu roku moje życie tak diametralnie się zmieniło, na dobre oczywiście. Przebudziłam się z koszmaru i zaczęłam prawdziwie żyć. Jestem szczęśliwa, mam wspaniałego narzeczonego, wkrótce męża, wszystko zaczyna przybierać wesołe barwy. Zyskałam wspaniałą przyjaciółkę, siostrę i wreszcie oboje rodziców. Wiadomo, że nasze stosunki są jeszcze napięte, ale z każdym spotkaniem jest coraz lepiej. Jestem jednak dobrej myśli. Nic nie jest już w stanie zakłócić mojego szczęścia. Mój własny happy end.

CZYTASZ
Przebudzenie (cz.1.)
RomanceGdy Jej świat przewraca się do góry nogami, On staje się Jej opoką. Nieznajomy, a jakże bliski Jej sercu. Czy połączy ich płomienna miłość, a może sami spłoną w ogniu tajemnic i pogrążą w cieniu przeszłości?