Rozdział 5.

3K 110 2
                                    

Moim oczom ukazał się wysoki otwarty korytarz z krętymi schodami i pięknie zdobionymi balustradami. Pierwszy raz widziałam coś takiego poza ekranem telewizora. Dostrzegłam także kilka par drzwi, jednakowych i pozamykanych, więc nie wiedziałam, co się za nimi kryło. Zeszłam na dół i aż zachłysnęłam się powietrzem z wrażenia. Wielki salon mieścił się na prawo od drzwi frontowych. Na lewo z kolei znajdowała się nowoczesna, bardzo dobrze wyposażona kuchnia. To tam skierowałam swe kroki. Przy wyspie stała zwrócona do mnie tyłem dziewczyna, ta sama która przynosiła mi posiłki. Weszłam niepewnie i po cichu, starając się jej nie przestraszyć. Azjatka spojrzała na mnie zaskoczona, jednak nic nie mówiła. Wskazała mi krzesło i po chwili postawiła przede mną na stole talerz kruchych ciasteczek i filiżankę kawy. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością. Miałam jednak wiele pytań, a kobieta była jedyną osobą, jaką dostrzegłam w domu, więc musiałam prosić ją o jakieś wytłumaczenie tego wszystkiego. Odstawiłam picie i zapytałam:
- Gdzie jesteśmy? - nie wiedziałam od czego zacząć, a to było pierwsze, co przyszło mi na myśl.

- Ja... Jestem Sonia. Jesteśmy w posiadłości Pana G. - odpowiedziała bardzo cichym, delikatnym głosem.

- Od jak dawna tu jestem?

- Trzy dni. Większość tego czasu Panienka spała. - odpowiedziała już pewniej.

- Czy wiesz jak tu trafiłam? I dlaczego tu w ogóle jestem? - to była dla mnie najważniejsza kwestia.

- Pan G. przywiózł Panią w sobotę. - zrobiła smutną minę. - Bardzo mi przykro, z powodu tego, co się stało. Ale proszę mi wierzyć, że teraz już jest Pani bezpieczna. Wszystko będzie dobrze.

- Chciałam jej wierzyć. Naprawdę. Ale skąd ona mogła mieć tę pewność? Ja już nie byłam niczego pewna. Chciałam tylko wiedzieć, kim jest tajemniczy Pan G?

- Soniu, a czy możesz mi powiedzieć coś więcej o Panu G.?

- Ale ja nic nie wiem. Pracuję tu od niedawna. Pana G. spotkałam w szpitalu, gdzie trafiłam po pożarze mojego mieszkania. Zlitował się nade mną, dał pracę i pozwolił tu zamieszkać. Byłam wdzięczna, więc nie pytałam o nic.

- A czy mówił Ci coś na mój temat?

- Polecił mi zająć się Panienką. To ja Panią umyłam i przebrałam. Szykowałam dla Pani posiłki i lekarstwa. Gdyby Pani czegoś potrzebowała to proszę mówić, ja się wszystkim zajmę. - rzekła przejętym tonem. Dziwnie się czułam, gdy ciągle nazywała mnie „Panią" zwłaszcza, że byłyśmy mniej więcej w tym samym wieku, może nawet była odrobinę młodsza ode mnie.

- Jestem Isabell. Mów mi po imieniu.

- Nie wiem czy powinnam. - posłała mi niepewne spojrzenie ciemnych oczu. Po chwili jednak uśmiechnęła się konspiracyjnie i rzuciła:

- Dobrze, ale tylko kiedy będziemy same. Przy Panu G. dalej będziesz moją Panią.

- Może być i tak. A gdzie jest teraz Pan G.? I czemu tak go nazywasz​? - zapytałam ciekawa.

- Sam tak kazał się nazywać. Ja nawet nie wiem, jakie jest jego prawdziwe imię. Nie miałam odwagi zapytać. Pan często wyjeżdża, w sumie to w posiadłości spędza tylko kilka dni w miesiącu. Odkąd Pa... Odkąd tu jesteś spędzał w domu każdy wieczór i noc, lecz rano wyjeżdża do pracy. Pewnie niedługo wróci.

Nie wiedziałam, czy słowa Sonii powinny mnie ucieszyć, czy napawać lękiem. Z jednej strony bardzo chciałam poznać tego Pana G., a z drugiej jednak bałam się. Ciekawość mimo wszystko zwyciężyła, dlatego zaraz po obiedzie powróciłam do „swego" pokoju, przebrałam się w ubrania, które uszykowała dla mnie Sonia i wyczekiwałam na powrót Pana domu.

Przebudzenie (cz.1.)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz