Dzień zleciał nie wiadomo kiedy, aż nastał wieczór. Nie chciałam tam iść. Liam jednak nie przejmował mojej odmowy. Gdy wróciłam z łazienki to na łóżku znalazłam rozłożoną sukienkę. Była śliczna. Długa do samej ziemi, karminowa, z gorsetem wysadzanym drobniutkimi połyskującymi w świetle kryształkami. To zdecydowanie najpiękniejsza suknia jaką kiedykolwiek było mi dane widzieć, o noszeniu nie wspominając. Obok na podłodze stała para srebrnych pantofli, na szczęście niebyły to strasznie wysokie szpilki, a delikatne sandałki na kilkucentymetrowym obcasie. Idealnie pasowały do stroju, do pogody już znacznie mniej. Liam się postarał, pewnie nie chciał abym przyniosła mu wstyd. Nieważne zresztą, jakie były przyczyny jego zachowania, liczyło się to, że wyglądałam super. Nie cieszyłam się tym za długo, bo gdy tylko spojrzałam w lustro to od razu wróciły do mnie wspomnienia wesela Amandy i tego co wydarzyło się później. Nie mogłam dać po sobie poznać, że coś jest nie w porządku, dlatego zacisnęłam zęby, zrobiłam kilka głębokich oddechów i z uśmiechem na ustach zeszłam na dół. W holu już czekał na mnie wystrojony we frak Liam. Boże, jaki on jest cudowny. Wyglądał mega męsko i seksownie, aż poczułam wypieki na twarzy. Dobrze, że robiłam dość mocny makijaż, który tej nocy miał pełnić funkcję maski. Za wszelką cenę chciałam ukryć burzę myśli i kłębiące się we mnie emocje. Jakoś muszę przetrwać. Dam radę! - nakazałam sobie.
- Wyglądasz oszałamiająco. - usłyszałam z tych kuszących ust. Mimo, że był to skuteczny sposób na oderwanie moich myśli od ogarniającego mnie smutku i strachu, to jednak nie mogłam podążać tą ścieżką. To się nie mogło dobrze skończyć, zwłaszcza dla mnie.
- Dziękuję – odpowiedziałam zdawkowo, by nie ciągnąć tematu. Liam obrzucił mnie kolejnym spojrzeniem, aż poczułam ciarki na plecach i ucisk w brzuchu. Byłam twarda i nie dałam się sprowokować. Jeszcze - podpowiedział głosik z tyłu głowy.
Gdy dotarliśmy na miejsce, zorientowałam się, że mieszkająca tu rodzina musi być bardzo bogata. To nie był zwykły dom, to prawdziwy dwór z okrągłym podjazdem i fontanną od frontu. Jazda zajęła nam blisko godzinę, dlatego też rezydencja wypełniona była już tłumem gości. Osoby w różnym wieku, kobiety, mężczyźni, dzieci, wszyscy bardzo eleganccy. Ledwo przekroczyliśmy próg jak zjawiła się koło nas kobieta w średnim wieku, drobna blondynka. Błękitna sukienka idealnie podkreślała jej intensywnie niebieskie oczy. Już gdzieś takie widziałam - pomyślałam. Z wielkim uśmiechem zagarnęła Liama w objęcia. Kiedy już wypuściła go z drobnych ramion, zwróciła swą uwagę na mnie.
- Ciociu, pozwól że Ci przedstawię moją towarzyszkę, Isabell. - następnie zwrócił się do mnie. - Isabell, to jest moja Ciocia, mama Aidana. - Liam dokonał oficjalnej prezentacji.
- Mów mi Rose. - kobieta uważnie mi się przyjrzała posyłając nieodgadnione spojrzenie, lecz po chwili popatrzyła na mnie już życzliwym wzrokiem. Ulżyło mi troszkę.
- Bardzo mi miło poznać. - odrzekłam kurtuazyjnie, choć od razu polubiłam tę kobietę. Wyglądała na serdeczną i szczerą osobę.
- Ślicznie wyglądasz – pochwaliła mnie Ciocia Rose. - Ty chłopcze też, choć dalej nie potrafisz porządnie wiązać muszki. - Jej słowa brzmiały jak nagana, ale oczy kryły rozbawienie. Uśmiech samowolnie wkradł się na moje usta i nie był już udawany. Poczułam się lepiej. - Dzieci, idźcie się rozgościć. Za moment podadzą do stołu. Ja muszę dopilnować kilku rzeczy, więc wybaczcie mi. Bawcie się dobrze. - oddaliła się pośpiesznie.
Znaleźliśmy nasz stolik, przy którym siedział już Aidan. Odniosłam wrażenie, że nie był zadowolony widząc mnie u boku Liama, lecz nic na ten temat nie wspomniał. Zamiast tego przywitał się z nami i już po chwili roztaczał swój męski czar dookoła. Choć był bardzo przystojny to ja w dalszym ciągu pozostawałam obojętna na jego zachowanie. Po tym co się stało w ogóle przestałam zwracać uwagę na mężczyzn. Z wyjątkiem Liama – podpowiedział znów ten sam natrętny głos w mojej głowie. Nie dopuszczałam do siebie jednak takiej myśli.
Po pysznej, ale odrobinę zbyt wyszukanej jak na mój gust, kolacji w sali rozbrzmiały dźwięki muzyki, a światło zostało ściemnione, dzięki czemu świąteczne dekoracje zaświeciły jaśniej, nadając wnętrzu piękny ciepły klimat. Wielkimi krokami zbliżały się święta. Jako dziecko bardzo lubiłam Boże Narodzenie. Choinka, prezenty, kolędy. Ale z czasem, gdy zostałyśmy z mamą same, święta straciły swą magiczną moc. Nic już nie było jak dawniej.
Z zamyślenia wyrwał mnie Liam, który stanął obok i zaproponował taniec.
- Czy mogę prosić do tańca? - skłonił się jak na dżentelmena przystało, choć wyglądało to dość komicznie. Nie mogłam opanować śmiechu. Podałam mu swą rękę i razem ruszyliśmy na środek sali, gdzie już kilka par w objęciach bujało się do świątecznych piosenek. Gdy tylko Liam pochwycił mnie w ramiona, jedną dłonią ujmując moją, a drugą kładąc mi na lędźwiach, zaczęliśmy delikatnie kołysać się do utworu Sinatry, White Christmas. Było mi tak przyjemnie, że przymknęłam powieki i rozkoszowałam się chwilą, świadoma że to, co dobre, szybko się kończy.
CZYTASZ
Przebudzenie (cz.1.)
RomanceGdy Jej świat przewraca się do góry nogami, On staje się Jej opoką. Nieznajomy, a jakże bliski Jej sercu. Czy połączy ich płomienna miłość, a może sami spłoną w ogniu tajemnic i pogrążą w cieniu przeszłości?