Archiwum ministerstwa

13.2K 657 171
                                    

Brunetka właśnie kończyła prace, powoli ubierając swój szary płaszcz. Musiała odwiedzić cukiernie, pamiętając, że obiecała odebranie ciasta pani Sheen. Mary przeklęła w myślach londyńską pogodę, gdy uderzył w nią zimny wiatr, a deszcz dostawał się do oczu.

Skarciła się i zarzuciła na prawe ramie torebkę. Powolnym krokiem ruszyła, zatrzymując się pod nie wielkim daszkiem na ulicy Long Acre. Obserwowała mugoli przemieszczających się swoimi samochodami, z których korzystali również czarodzieje, lecz tylko ci zamożni. Dziewczyna przez chwilę miała cichą nadzieje, że deszcz ustąpi, jednak grubo się przeliczyła. 

Po dziesięciu minutach oczekiwania na niemożliwe, wyszła spod daszku. W przeciągu minuty czuła, że woda dostaje się niemal wszędzie. Nawet płaszcz zarzucony na głowę nie uchronił jej przed deszczyskiem. Piekarnia znajdowała się kilka ulic dalej, lecz w deszczu nie mogła iść zbyt szybko, ponieważ było okropnie ślisko.

Jedną nogą była już na pasach, gdy drogę zagrodził jej czarny samochód. Elegancki i wylakierowany. Na myśl przyszło jej, że jakiś wredny człowiek chce jej zwyczajnie zrobić na złość, jednak gdy z bentley'a wyszedł szofer i otworzył przed nią drzwi, poczuła zdumienie.

-Ale...

- Wsiadaj, Mary! - znajomy głos, zaprosił ją do środka. Był to mężczyzna, pracujący w gabinecie Riddle'a. Czując, że deszcz się nasila, postanowiła wsiąść do środka. Szofer zamknął drzwi i zaraz ruszył. Zajęła miejsce obok bruneta mężczyzny, posyłając mu dziękujący uśmiech. - Dokąd mamy cię podwieźć?-  na słowo mamy, Mary nerwowo rozejrzała się, spotykając zimne spojrzenie przywódcy. Jego wyraz twarzy był taki sam jak w gabinecie i w sali sądowej. Poważne, przepełnione wyższością.

- Golden Magic Bakery, jeżeli to nie problem - odparła, poprawiając włosy. 

-Oczywiście, że nie. Nigdzie nam się nie śpieszy - wyjaśnił. Jakim cudem tak miły i przyjemny mężczyzna dotrzymywał wiecznego towarzystwa czarnowłosemu i nie zwariował? Jeden Merlin wie.

- Skoro już tak często się widzimy... Gilbert Conelly - ujął jej zmarzniętą dłoń, całując ją subtelnie. Uniósł do góry kąciki ust, co odwzajemniła panna Bennett.

- Miło mi poznać - doskonale wiedziała jak nazywa się człowiek, który był częstym tematem w Proroku. W końcu pracował z... Nim.

Niebieskooka przeniosła wzrok na palce. Byleby uniknąć widoku Riddle'a.

- Więc Mary... Po co jedziesz do piekarni?- spytał , brunet. Tom ostentacyjnie prychnął, uznając pytanie za bezsensowne. Fakt. Gilbert znał się na polityce i doskonale wiedział co znaczy strategiczne myślenie, a jednak... w towarzystwie kobiet robił się wyjątkowo głupi.

- Obiecałam współlokatorce, że odbiorę jej ciasto. Jest już w podeszłym wieku i nie radzi sobie z wieloma rzeczami - wyjaśniła nieśmiało. Irytował ją fakt, iż Riddle nie spuszczał z niej wzroku, a w dodatku miał zirytowaną minę. Czuła się tak jakby sama wlazła do samochodu i kazała się zawieść.

- Sobie też kup ciasto, to może trochę przytyjesz - zaśmiał się Conelly. Po tych słowach, Mary widziała w nim drugą panią Sheen. 

Powinnaś zjeść więcej, kochanieńka!

- Właściwie, to nie przepadam za ciastami. Poza tym pani Sheen nie lubi, gdy się spóźniam - mruknęła, szybko żałując swoich słów. Zacisnęła ręce na płaszczu.

-Nikt nie lubi spóźnień - odparł twardo Riddle, patrząc znacząco na dziewczynę, aby przypomnieć jej wydarzenie z wczorajszego poranka. 

Gilbert westchnął, mierząc się wzrokiem z czarnowłosym diabłem. Riddle zbył jego spojrzenie, beznamiętnie wlepiając wzrok między ich dwójkę.

Wanted || Tom RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz