Bała się. Z nerwów zaczęła bawić się swoimi palcami. Wreszcie została wpuszczona do ministerstwa, wchodząc na hol główny. Przed sześć miesięcy nic się nie zmieniło, oprócz tego, że Riddle stawał się o wiele gorszy. Wiedziała, że to ona jest przyczyną jego kolejnych poczynań, które budziły coraz większy strach w świecie czarodziei. Odkąd zaszyła się w Szkocji, wszystkie gazety próbowały ją wytropić i ustalić czemu opuściła Toma. Spekulacji było tysiące i każda z nich nietrafiona.
Dlatego Mary wiedziała, że gdy tylko wejdzie na hol główny Ministerstwa, wszyscy utkwią w niej spojrzenia. Pracownicy, dziennikarze, interesanci - patrzyli i nawet jedna z sów wpadła na ścianę, kiedy młoda Bennett niepewnie człapała przed siebie.
Musiała zacisnąć zęby i dzielnie ruszyć w stronę windy. Na jej nieszczęście razem z nią w windzie znaleźli się dziennikarze z Proroka i innych mniej popularnych pras. Cała jej niepewność powróciła, a ona sama wcisnęła się w ścianę, modląc się, aby winda jak najszybciej znalazła się na piętrze drugim.
- Czy odpowie nam pani na kilka pytań? - rzucił od razu jeden z dziennikarzy, ale Mary go zignorowała. Nie rozumiała reszty pytań, bo dziennikarze zaczęli przekrzykiwać samych siebie, aż wreszcie winda wydała z siebie cichy, melodyjny odgłos i otworzyła się.
Poczuła chwilową ulgę, ponieważ nikomu z gazet nie można było wchodzić na piętro drugie. A jednak jej niepokój powrócił, kiedy przypomniała sobie po co tu właściwie jest. Zacisnęła torebkę, która zwisała jej na ramieniu i z przyzwyczajenia spojrzała na samą siebie. Ubrała letnią granatową sukienkę w białe groszki i niskie, czerwone pantofelki.
Henry powiedział jej, że wygląda nazbyt uroczo i grzecznie. Mówił żeby ubrała się w coś poważnego, aby dać Riddle'owi do zrozumienia, że nie przyszła, aby mu wybaczać. Ona jednak ubrała to co uznała za stosowne do upalnej, sierpniowej pogody.
- Mary Bennett we własnej osobie, piękniejsza niż kiedykolwiek - ścisnęło ją w żołądku, kiedy usłyszała parszywy głos Mulciber'a. Przejechał po niej wzrokiem, stając naprzeciw niebieskookiej z wyrachowanym uśmieszkiem. - Tęskniliśmy za tobą - wyznał.
- Ty z pewnością. Teraz prosiłabym cię, żebyś zszedł z mojej drogi - odpowiedziała spokojnie, dzielnie patrząc w jego oczy. Sądziła, że zaczną się kłócić, ale Mulciber po dłuższym namyśle, ustąpił. Mary pewnym krokiem poszła przed siebie, aż pod numer trzysta jedenaście. Nie wiedziała czy zastanie kogoś innego, bo co jeśli Riddle znalazł sobie nową sekretarkę? Bez pukania weszła do pierwszego pomieszczenia, gdzie na szczęście było pusto. Jej biurko i biurko Gilberta wciąż stały nienaruszone. W tym miejscu resztki jej pewności zniknęły. Od Toma dzieliły ją tylko drzwi, przed którymi stała osłupiała, myśląc.
Jeszcze dwa dni temu pozwoliła, aby Gilbert ją pocałował i te wydarzenie skłoniło ją do rozmowy z Tomem. Musiała go zobaczyć, upewnić się, że list był na sto procent od niego, a przede wszystkim porozmawiać. Wiedziała, że szybko nie pokocha kolejnego mężczyzny, mimo że bardzo lubiła Gilberta, to w żadnym aspekcie nie zastąpiłby jej Toma.
Dlatego po raz kolejny nie zapukała i weszła do środka. Riddle siedział w swoim fotelu, przeglądając dokumenty. Sceneria taka sama jak wtedy, gdy po raz pierwszy weszła do jego gabinetu jako przerażona sekretarka na najniższym szczeblu ze stosem dokumentów. Nawet zapach był ten sam, wypalonego cygaro i ognistej whisky.
- Ostatni raz tu wlazłeś bez pukania, Malfoy. Zdaję się, że jeszcze wczoraj cię upomniałem - syknął tak nieprzyjemnie, że dziewczyna cofnęła się o dwa kroki do tyłu.
- Przepraszam, panie Riddle - powiedziała z udawaną skruchą, patrząc jak czarnowłosy gwałtownie odrywa wzrok od dokumentów, patrząc na nią ze zdziwieniem. Zrobił tak jak za ich pierwszym spotkaniem. Zlustrował ją od stóp po czubek głowy.
CZYTASZ
Wanted || Tom Riddle
FanfictionGdy Mary stała przed tyranem, spodziewała się wszystkiego. Była gotowa na śmierć, która mieszkała w oczach przywódcy. Nie przypuszczała jednak, że stanie się kimś, kogo Tom Riddle zapragnie tak bardzo jak samej władzy. Co do powiedzenia ma młoda dzi...