W poniedziałek chcąc czy nie, Mary musiała iść do pracy. Bez pośpiechu szła korytarzami Ministerstwa, myśląc o tym czy ma traktować Tom jak zawsze, czy starać się go unikać. W gruncie rzeczy nie doszło między nimi do kłótni, a raczej do wybuchu jej złości, który zakończyła wypraszając go z mieszkania. Minęła tylko jedna noc, a dziewczyna w większości poświęciła ją na myślenie.
Nie miała za złe Tomowi, że zapomniał o jej urodzinach, bo w ostatnim czasie miał naprawdę dużo na głowie. Jednak to wciąż nie dawało mu prawa do atakowania jej i nie był to jego pierwszy pokaz złości.
- Dzień dobry, panno Bennett - na pietrze drugim powitał ją Mulciber, nie ukrywając fałszu w swoim głosie. Brunetka obdarowała go zirytowanym spojrzeniem i wyminęła szatyna z gracją. Przed wejściem do gabinetu zawahała się. Zupełnie jak wtedy, gdy stanęła przed tymi drzwiami po raz pierwszy. Wtedy wszystko wydawało się być przerażające, a fakt, że znajdzie tam miłość, było ostatnią rzeczą o jakiej mogłaby w ogóle pomyśleć.
W środku było pusto, bardzo pusto, odkąd nie witał jej rozszczebiotany Gilbert. Niewielką torebkę postawiła na blacie biurka, a zimowy płaszcz oraz szal zawiesiła na stojaku, który sam się przed nią skłonił. Jakiś czas temu rzuciła na wieszak zaklęcie, aby umilić sobie czas i znaleźć przyjemność w patrzeniu na ruszający się stojak.
Na biurku leżało kilka chudych teczek z dokumentami, więc nie musiała się śpieszyć z całą robotą, bo wiedziała, że do godziny szesnastej z pewnością się wyrobi, a nawet przewidywała, że skończy wszystko grubo przed czasem.
Z szuflady biurka wyciągnęła kubek, gdzie zazwyczaj parzyła sobie kawę. Kubek należał do Gilberta i był jedyną rzeczą, którą uratowała, gdy Tom kazał pracownikom wywalić i spalić wszystko co było Conelly'ego. W miejscu jego biurka czarnowłosy postawił jej dziwną, zaklętą maszynę, która robiła bardzo dobrą kawę. Jej magia polegała na tym, że doskonale wiedziała jakiej kawy pragnęła, tak jakby czytała jej w myślach. Idealnie dobierała proporcje mleka do wody i do kawy, oraz poziom słodkości, który akurat był Mary potrzebny, chociaż rzadko słodziła.
Kiedy jej pachnąca kawa była w trakcie realizacji, zaczęła wyczekiwać dostawy ,,Proroka". Czytała to, gdy miała mało na głowie, jednak tym razem była ciekawa czy napiszą coś o Gilbercie. Nie miała pojęcia czy Riddle rzeczywiście zadecydował, żeby go złapać. Jeśli tak, to ,,Prorok" będzie o tym trąbił już na stronie tytułowej.
Z gotowym napojem, usiadła przy biurku, segregując teczki. Same aresztowania lub przesłuchania. Wyjątkowo jeden raport z departamentu tajemnic. Na szczęście nim spojrzała w jakiekolwiek dokumenty, do gabinetu zawitał młody mężczyzna z najświeższymi gazetami. Kiedy zaczął tu przychodzić był niesamowicie przerażony, tak jak sama Bennett u początku. Po jakimś czasie wchodził tu z uśmiechem na twarzy, kiedy zorientował się, że nie musi wchodzić na drogę Riddle'a i zostawiał gazety na biurku niebieskookiej.
- Możesz zanieść resztę panu Riddle'owi? - spytała biorąc w dłonie durnego ,,Proroka". Kamień spadł jej z serca, kiedy na żadnej stronie nie wspomniano o Gilbercie. Jednak młody mężczyzna od gazet wciąż stał w miejscu. - Coś się stało? - spytała zdezorientowana.
- Czy muszę iść... Tam? - wypowiedział to z tak śmiertelnie przestraszonym głosem, aż młodą Bennett wbiło w fotel.
- Och. W porządku, sama je zaniosę - z wielką niechęcią, odebrała resztę gazet i zapukała do drzwi Toma, po czym weszła, a tam było pusto. Odetchnęła, czując po raz kolejny tego dnia ulgę. Starannie ułożyła prasę na jego stoliku od kawy. Korzystając z wolności podeszła do biurka Toma i usiadła w jego dużym fotelu. Był niesamowicie wygodny i gdyby miała w takim pracować, to nie zrobiłaby nic, bo natychmiastowo oddałaby się w ramiona krainy snów.
CZYTASZ
Wanted || Tom Riddle
FanfictionGdy Mary stała przed tyranem, spodziewała się wszystkiego. Była gotowa na śmierć, która mieszkała w oczach przywódcy. Nie przypuszczała jednak, że stanie się kimś, kogo Tom Riddle zapragnie tak bardzo jak samej władzy. Co do powiedzenia ma młoda dzi...