Potarła zmarznięte ramiona, zaciskając zęby. Na dworze było strasznie zimno, a ona miała na sobie jedynie beżową koszulę i przewiewną spódnicę. W dodatku wszędzie leżał śnieg, nie licząc ulicy, która została zjeżdżona przez samochody, a czarny od spalin śnieg natychmiast stopniał w tych miejscach. Ludzie omijali ją patrząc jak na wariatkę, bez kurtki i szalika.
- Nie mogłaś poczekać w środku? - narzucił na jej ramiona ciepły płaszcz, który pachniał tak jak on sam, jak whisky i woda kolońska. Pokręciła głową. Objął ją ramieniem, kierując z powrotem do budynku, jednak z powodu wyziębienie nie zdjęła płaszcza. - Gilbert przygotuję ci ciepłą herbatę - oznajmił, gdy na horyzoncie pojawił się brunet. - Odprowadziłeś ich? - spytał twardo.
- Nawet poczęstowałem papierosem - westchnął. - Słodzisz herbatę? - przeniósł wzrok na dziewczynę, która niemal tonęła w czarnym płaszczu Riddle'a.
- Tak - kiwnęła głową. - Kim byli oni? - spytała, gdy znów zostali we dwójkę, krocząc w stronę gabinetu po pustym korytarzu.
- Starzy znajomi ze szkolnych czasów, którzy są chętni do pomocy. Nie będę zagłębiał cię w nasz plan, Mary. Nie myśl sobie, że ci nie ufam, albo uważam, że jesteś za głupia, aby go zrozumieć, bo wiem, że właśnie przed chwilą rozważałaś te opcje - uśmiechnęła się w duszy, gdyż rzeczywiście o tym pomyślała. Znów nie musiał wejść do jej głowy, aby wiedzieć co myśli.
- Ale? - zmarszczyła brwi.
- Ale częścią planu jest to, żebyś go nie znała - skwitował, przepuszczając ją w drzwiach do swojego gabinetu. Bez pytania zajęła miejsce na kanapie, otulając się płaszczem. - Co zrobiłeś z listem? - spytała, niespokojnie rozglądając się po gabinecie.
- Zabezpieczyłem - odparł, zajmując miejsce obok.
- Nie wyglądasz na wściekłego, mimo, że ten list stawiał cię w złym świetle - niepozornie przeciągnęła się, aby położyć głowę na jego ramieniu. Wszystko by jeszcze bardziej poczuć zapach whisky i wody kolońskiej.
- Wściekły będę, gdy znajdę autorów listu i całą Gwardię, a póki co nie planuję szarpać sobie nerwów. Nie długo nowy rok, a to oznacza pracę, pracę i jeszcze raz pracę. Do trzydziestego pierwszego wszystko ma być a archiwum, aby tysiąc dziewięćset sześćdziesiąty zacząć na czysto.
- Zrobisz sobie przerwę na święta czy zamieszkasz przy swoim biurku? - spytała złośliwie, błądząc dłonią po jego nieskazitelnie białej koszuli.
- Może na jeden dzień się oderwę. Nie robi mi to większej różnicy, ponieważ nie obchodzę świąt, ale nie martw się, Mary. Na pewno odpocznę - widocznie planował coś jeszcze dodać, lecz do gabinetu zapukał Mulciber i nie czekając na pozwolenie, wszedł do środka. Omiótł pannę Bennett nieprzyjemnym spojrzeniem, a następnie zwrócił się do czarnowłosego.
- Ustaliłem godzinę zebrania na szóstą - poinformował, siadając naprzeciwko nich. - Ale przed tym musimy wykreślić niektóre osoby z listy. Uważam, że są niepotrzebne. Nic nie wniosą i nic nie wyniosą - dopowiedział twardo.
- Kogo? - poczuła pewnego rodzaju satysfakcje, gdyż w stronę Mulciber'a nie mówił tak łagodnym tonem jak do niej.
- Na przykład ją - kiwnięciem głowy wskazał jej osobę. Uśmiech natychmiast zszedł z twarzy dziewczyny. - Nie mówię tego złośliwie, ale oboje wiemy, że to nie jest spotkanie, w którym powinna uczestniczyć dziewczyna poniżej dziewiętnastego roku życia - założył ręce, rzucając im wyzywające spojrzenia. Wprawdzie Mary nawet nie wiedziała o jakim zebraniu jest mowa, ale sam fakt, że Mulciber chciał wykluczyć jej osobą z czegoś, denerwował ją.
CZYTASZ
Wanted || Tom Riddle
FanfictionGdy Mary stała przed tyranem, spodziewała się wszystkiego. Była gotowa na śmierć, która mieszkała w oczach przywódcy. Nie przypuszczała jednak, że stanie się kimś, kogo Tom Riddle zapragnie tak bardzo jak samej władzy. Co do powiedzenia ma młoda dzi...