Wreszcie odetchnęła, gdy obudziła się porządnie wyspana. W końcu weekend to rzecz święta, którą dziewczyna wprost czciła. Bez zbędnego pośpiechu i stresu poszła do łazienki i wykonała wszystkie poranne czynności. Narzuciła na siebie satynowy szlafrok i zeszła na dół. Na stole leżało już przygotowane śniadanie wraz z ciepłą herbatą.
Zero stresu, zeru zmęczenia, zero worów pod oczami. Z ogromnym uśmiechem przyglądała się jedzeniu.
-Mary? Wstałaś wreszcie! - pani Sheen wkroczyła do jadalni, klaskając w dłonie. Opatulona w gruby sweter, który dziergała przez dobre kilka miesięcy.
- Dzień dobry - odparła z pełnym entuzjazmem. Co prawda za oknem padała, a temperatura nie przekraczała dziesięciu stopni to jednak sama świadomość o dniu wolnym była prezentem z nieba.
- Masz jakieś plany? - zapytała staruszka zasiadając na przeciwko dziewczyny. Z niesamowitą zwinnością pochwyciła imbryk z gorącą herbatą, napełniając dwie, białe filiżanki.
- Nic wielkiego. Wczoraj spotkałam Xavier'a i dostałam zaproszenie na obiad do restauracji, więc... nie mogłam odmówić - wyjaśniła, błagając, aby staruszka nie zaczęła podejrzewać jej o zmyślne, tajemne romanse.
- Xavier? Mówisz o tym przemiłym gentlemanie, który mieszka na parterze? - wbiła w nią zaciekawione spojrzenie, nie kryjąc radości.
- Dokładnie - mruknęła, popijając ciepły płyn, któremu akompaniamentowała
*
Czarny płaszcz opinał jej drobne ciało, odsłaniając chude nogi. Przynajmniej poranny wiatr odszedł w zapomnienie, jednak czarne chmury nie chciały tak łatwo ustąpić. Mary westchnęła, obserwując przechodniów, którzy wymijali ją jakby nie istniała.
- Wybacz, że kazałem ci czekać, ale nie mogłem znaleźć swojej różdżki - z kamienicy wyszedł wysoki, blond włosy mężczyzna. Na jego bladej twarzy widoczna była charakterystyczna blizna, przecinająca policzek Xavier'a. On jednak nie niszczyła jego skandynawskiej urody.
- Nie szkodzi. Lepiej powiedz mi co mają znaczyć te eleganckie ubrania. Przecież nie idziemy na bankiet twojego szefa, tylko do restauracji - wywróciła oczami, łapiąc go pod rękę. Razem ruszyli wzdłuż białych kamienic.
- Zgadza się. Idziemy do najdroższej restauracji dla czarodziejów, ponieważ dostałem awans i jest co świętować, kochana Mary. Raz w życiu można, prawda? - uśmiechnął się życzliwie, ściskając ramie panny Bennett. - Powiedz lepiej co słychać w ministerstwie? Pogłoski mówią, że to skup propagandzistów i przydupasów Riddle'a - wyszeptał. Na samo nazwisko niebieskooka poczuła dreszczyk strachu.
- Dobrze wiesz, że to prawda. Nawet u was, w Gringottcie na kilometr czuć jego wpływy. Wszyscy się boją tego człowieka. Jest nieprzewidywalny i nawet Dumbledore milczy w jego sprawie. Spójrz choćby na najwyższych członków! Malfoy, Nott, Mulciber i Rosier? Oni wszyscy służą jednej osobie - odparła równie cicho, ociekając wściekłością, którą od dawna pragnęła uwolnić.
Oboje czuli się jak spiskowcy, co chwilę spoglądając za siebie i szepcząc. Doskonale zdawali sobie sprawę z konsekwencji, jakie groził za konspirowanie przeciwko władzy.
- Ostatnio z banku zwolnili stu pracowników. Jedynie Merlin wie co się z nimi stało... Wszyscy byli z rodziny mugoli. Większa część zwolniła się sama i to dużo wcześniej. Traktowano ich jak gorsze ogniowo. Zaczęło się od niższych pensji. Potem doszły ubliżania ze strony kierowników, a później niektórzy pracownicy zaczęli znikać. Oboje wiemy jak skończyli.
- Myślisz, że długo to potrwa? Jak długo ludzie wytrzymają milczenie? - zwolniła, widząc cel ich spaceru.
- Myślę, że prędzej czy później wybuchnie wojna. Idea Riddle'a nigdy nie zostanie poparta przez Wiznegamot - wzruszył ramionami, otwierając przed nią drzwi.
CZYTASZ
Wanted || Tom Riddle
FanfictionGdy Mary stała przed tyranem, spodziewała się wszystkiego. Była gotowa na śmierć, która mieszkała w oczach przywódcy. Nie przypuszczała jednak, że stanie się kimś, kogo Tom Riddle zapragnie tak bardzo jak samej władzy. Co do powiedzenia ma młoda dzi...