Nareszcie nadeszła sobota, która jest moim ulubionym dniem z całego tygodnia. Mogę leżeć do późna w łóżku, mogę przeglądać telefon i pisać ze znajomymi, aż mi się to nie znudzi, mogę zjeść coś dobrego na śniadanie i mogę zjeść je w piżamie, mogę też wziąć gorącą kąpiel i obejrzeć niezliczoną ilość odcinków wybranego serialu. Po prostu kocham sobotę.
Schodzę z łóżka, zakładając kapice na nogi i szlafrok na plecy. Chwytam za klamkę od drzwi i wychodzę z pokoju. Jest już dobrze po dwunastej. Cóż, mamy sobotę. Idę do kuchni i otwieram lodówkę.
Pusto.
Oczywiście, że tak, bo przecież sama muszę o siebie zadbać. Jedzenie gotowych obiadów jest czymś, czego nie lubię, ale jestem do tego zmuszona, ponieważ moje umiejętności kulinarne są... po prostu złe.
Wywracam oczami i biorę do ręki telefon.
Rosie: Masz ochotę na śniadanie w kawiarni? W mojej lodówce nie ma dosłownie NIC.
Jace: Może pora ruszyć tyłek na zakupy???
Rosie: Ha ha ha.
Jace: Mogłem się tego spodziewać.
Jace: Wiesz, że kocham śniadania w kawiarni, szczególnie z tobą marudzącą mi nad uchem, ale dziś choćbym chciał, nie mogę, bo matka kazała mi sprzątać. Czaisz??? Nie wiem czy wytrzymam.
Jace: Ale jak chcesz możesz wpaść do mnie na śniadanie.
Rosie: Nie, pójdę sama i przy okazji skocze na zakupy. Robimy coś dziś?
Jace: Impreza. Będę po ciebie o 19.
Rosie: Okej.Odkładam telefon. Średnio chce mi się iść dziś na imprezę. Dużo bardziej wolałabym spędzić ten czas pod kołderką, ale nie chce już sprzeczać się z Jace'em. Najwyżej szybko się zmyje.
Wypijam ostatnie krople soku i idę do swojego pokoju. Wchodzę do środka i otwieram szuflady, wyjmując z nich pierwsze lepsze ciuchy, nie zapominając o bieliźnie.
Piętnaście minut później wychodzę z domu, kierując się do pobliskiej kawiarni. Mam na sobie workowate dresy, białą bokserkę, starą, za dużą bluzę na zamek, nie mam ani grama makijażu, a moje włosy są związane w niedbałego koka.
Znając życie akurat teraz spotkam kogoś znajomego.
Ciągnę za klamkę od drzwi, prowadzących do kawiarni. Ku mojemu szczęściu w środku panują pustki. Podchodzę do lady.
- Hej Melanie - witam się ze sprzedawczynią.
Melanie ma osiemnaście lat, chodzi do trzeciej klasy liceum. Jest ładna, wysoka, szczupła, miła. Czego chcieć więcej? Mimo smutku wszystkich chłopaków udało mi się ostatnio dowiedzieć (często bywam w tej kawiarni, ponieważ jest blisko mojego domu, a ja jestem naprawdę ogromnym leniem), że Melanie woli dziewczyny. Oczywiście dla mnie nie stanowi to żadnego problemu, jednak rodzice nastolatki uważają inaczej. Biedna musiała się wyprowadzić, a teraz musi na siebie zarabiać. Dobrze wiem, jak to jest, kiedy rodzice mają cię w dupie. Szczerze współczuje Melanie, wiem co czuje.
- Witam moją ulubioną klientkę - posyła mi uśmiech - Co dziś zamówisz? - pyta.
- Dwa rogaliki francuskie z truskawkami, gorącą czekoladę z podwójną bitą śmietaną, kanapkę z kurczakiem i może... macie jogurt czekoladowy? - Melanie kiwa głową - No to jeszcze jogurt czekoladowy.
- Wow, jesteś dziś wyjątkowo głodna - śmieje się pod nosem, zapisując moje zamówienie.
Jestem przed okresem, to dlatego.
Nie, ty po prostu kochasz jeść.
Prawda.
- Zjesz ze mną, mam racje? - pytam blondynki, idąc do swojego stolika.
CZYTASZ
Baby, it's complicated
Teen FictionNaiwna nastoletnia miłość. Niezrozumiała, pełna niedomówień, czasami bez sensu, źle zaczęta, błędna, pełna pomyłek i złych zachowań. A jednak wciąż miłość. I to, cholernie, silna. Wiedziałam, że jest idealny i go pokochałam. Później zobaczyłam, że...