Wyjechaliśmy z samego rana. W drogę powrotną siedziałam w autobusie z Kelsey, ponieważ Dylan usiadł z chłopakami z tyłu. Trochę byłam zawiedziona, ale trudno. I tak większość drogi przespałam.Teraz jestem pod domem, z walizką w dłoni i czekam aż rodzice łaskawie otworzą mi drzwi. Znając życie czeka mnie gruba awantura za to, że nie byłam obecna na bankiecie, który jest dla nich ważniejszy niż ich własna córka. Nie chcę z nimi dyskutować, to i tak bez sensu, ponieważ oni nigdy nie zrozumieją swoich błędów, są ślepo w siebie zapatrzeni. W siebie i swoje kariery od siedmiu boleści.
Kiedy drzwi otwierają się z szybkością wchodzę do domu, stawiając walizkę przed schodami.
- Cześć - mówię i chcę wejść po schodach, jednak zostaje zatrzymana przez rękę matki, która obraca mnie w swoją stronę, patrząc na mnie wściekłymi oczami.
- Cześć? - powtarza kpiąco - Tylko tyle masz do powiedzenia? Nędzne „cześć"? - kręci głową z niedowierzaniem.
- Um... cześć miło mi cię widzieć...? - udaję głupią.
Nie musisz nawet udawać.
Zamknij się, nie teraz.
- Rosemary, przestań błaznować - piorunuje mnie spojrzeniem.
Marszczę brwi, zaciskając piąstki ze złości.
- Mam na imię Rosie. Przestań udawać, że jest inaczej - syczę na nią.
Kobieta wywraca oczami.
- Jak zwykle dramatyzujesz. Rosie czy Rosemary... prawie to samo - wzrusza ramionami - Nie w tym rzecz. Tak strasznie się na tobie zawiodłam, jak mogłaś opuścić bankiet? - pyta, wracając do swojej obojętnej miny - Do tego wiadomość, którą wczoraj mi przysłałaś... jak możesz sprawiać nam taką przykrość i tak bardzo nas zawodzić? Nie wstyd ci?
Biorę oddech. Ona uwielbia ranić, szczególnie osoby, które są jej bliskie. A ja nienawidzę tego uczucia, które we mnie jest po każdej naszej rozmowie. Czuję się taka nieważna, pominięta, niechciana. To, cholernie, dołujące.
- Jesteś okropnym człowiekiem, mamo - mówię, patrząc prosto w jej oczy.
Kobieta unosi brwi.
- Dobrze się czujesz? - pyta mnie, spoglądając na mnie ostro - Nie masz prawa odzywać się do mnie w ten sposób! Jestem twoją matką, masz mnie szanować.
Prycham pod nosem.
- Nie. Powinnam cię kochać, ale jak mam to robić, skoro ty mnie tego nie nauczyłaś? - pytam, czując zbierające się w oczach łzy - Nigdy was nie ma! Nie kochacie mnie, nigdy mnie nie kochaliście. Macie mnie w dupie od zawsze, ważna jest dla was tylko praca. Jesteście najgorszymi rodzicami na świecie, sprawiacie, że czuję się niepotrzebna!
Matka patrzy na mnie w osłupieniu. Ścieram łzę, która płynęła po moim policzku i odwracam się napięcie, wychodząc z domu.
Niewiele myśląc idę prosto pod dom Dylana. Pukam do jego drzwi i czekam. Po chwili pojawia się w nich brunet, który na mój widok otwiera drzwi szerzej. Staję naprzeciwko niego z łzami w oczach. Ten nic nie mówi, po prostu przytula mnie do siebie mocno i całuje moje czoło. Tkwimy w tej pozycji przez dłuższą chwile. W końcu odrywam się od niego i spuszczam wzrok na podłogę. Trochę mi wstyd, że stoję tak przed nim w zupełnej rozsypce. Nie chcę, żeby widział mnie, kiedy jestem słaba.
- Co się stało, kochanie? - odzywa się zachrypiałym głosem, który powoduje ciarki na całym moim ciele - Wyglądasz, kurewsko, źle.
- Dzięki - prycham pod nosem, a on wywraca oczami - Nic się nie stało, jest w porządku - mówię nieprzekonująco i kiwam głową.
CZYTASZ
Baby, it's complicated
Teen FictionNaiwna nastoletnia miłość. Niezrozumiała, pełna niedomówień, czasami bez sensu, źle zaczęta, błędna, pełna pomyłek i złych zachowań. A jednak wciąż miłość. I to, cholernie, silna. Wiedziałam, że jest idealny i go pokochałam. Później zobaczyłam, że...