Otwieram oczy, później znów je zamykam. Jeszcze pięć minut. Kiedy czyjaś ręka oplata mnie w talii, gwałtownie otwieram oczy. Zauważam Dylana, leżącego nieopodal mnie. Ogarnia mnie panika. Do niczego pomiędzy nami wczoraj nie doszło, ale brunet miał spać w pokoju gościnnym, sam tego chciał. Więc co teraz robi tutaj? Znam go sześć dni i wylądowałam z nim w jednym łóżku.Kurwa.
Zachowuje się jak dziwka. Po cichu schodzę z łóżka i w pośpiechu idę do toalety. Cholera, w czym mam iść do szkoły? W pieprzonej sukience z bankietu? Zamykam oczy i biorę oddech, próbując zebrać myśli. Okej, już wiem.
Wychodzę z łazienki i z szuflady Dylana wyciągam czarne dresy i czarny t-shirt. Mam nadzieje, że się nie wkurzy i że mnie nie skrzyczy. Błagam o to.
Ponownie idę do toalety, w której zakładam na siebie ciuchy. Z przykrością stwierdzam, że brunet nie ma żadnych kosmetyków.
Dziwne, gdyby je miał.
Przemywam więc twarz wodą i wychodzę. Chciałam umyć zęby jego szczoteczką, ale w ostatniej chwili się opamiętałam. To byłoby niepoważne.
Kiedy wracam do pokoju brunet już nie śpi. Siedzi na łóżku z zaspanym wyrazem twarzy. Moje serce zaczyna bić dwa razy szybciej i sama nie wiem czy to z powodu, że Dylan jest tak cholernie przystojny czy dlatego że czuję się okropnie niezręcznie, będąc przed nim w jego ciuchach. Przegryzam wewnętrzną stronę policzka. Brunet nabiera powietrza i zaczyna:
- Ładne wdzianko.
Biorę powietrze.
- Słuchaj... wszystko ci jutro oddam, po prostu nie miałam się w co ubrać - tłumaczę zażenowana.
- Okej - wzrusza ramionami i wstaje z łóżka - Idę wziąć prysznic, a ty za ten czas idź coś zjedz - mówi do mnie i znika w łazience.
Hm, czuję, że jest pomiędzy nami dużo większy dystans, niż wczoraj. Nie podoba mi się to i trochę mnie to smuci.
Wzdycham i wychodzę z pokoju bruneta. Idę do kuchni po drodze, zastanawiając się czy moja matka dostała już białej gorączki. Aż boję się wrócić dziś do domu. Wchodzę do kuchni i podchodzę do lodówki. Gdyby w domu był Pan O'brien nie miałabym tyle śmiałości, ale jesteśmy sami, więc bez żadnych skrupułów zaglądam do lodówki Dylana. Wyjmuję z niej potrzebne składniki do zrobienia gofrów. Wybrałam właśnie gofry, ponieważ gofrownica znajduje się na blacie kuchennym, a ja nie chcę tracić czasu na szukanie innych przyrządów do gotowania, ponieważ nie wiem gdzie co mieści się w kuchni chłopaka.
Zrobienie gofrów zajmuje mi mniej więcej dwadzieścia minut. Kładę sześć pysznych gofrów na stół i wracam do kuchni, następnie otwieram lodówkę. Wyjmuję z niej dżem i stawiam go na stole. Zajmuję miejsce na krześle i nie czkając na bruneta zaczynam jeść śniadanie. Kiedy jestem w połowie drugiego gofra Dylan pojawia się obok mnie. Ma na sobie, jak zwykle, ciemne, przetarte jeansy i tego samego koloru koszulkę. Jego kolczyk w wardze wygląda dziś wyjątkowo dobrze, a dołeczek w policzku wywołuje zawroty w moim brzuchu. Nie mogę powstrzymać się od przegryzienia wargi.
- Zrobiłam ci gofry, bądź wdzięczny - oświadczam dumna z samej siebie.
Nawet posprzątałam po sobie w kuchni! W domu rzadko się to zdarza... no ale u kogoś wolę chociaż udawać, że jestem porządnym człowiekiem. Poza tym nie czułabym się dobrze, gdybym nie posprzątała po sobie w jego domu.
- Dzięki - mruczy - Zjem je... później. Teraz musimy jechać - oświadcza twardo.
Marszczę brwi i nie potrafię powstrzymać uczucia zawodu w moim sercu. Cóż, zrobiłam śniadanie temu dupkowi, a on nawet nie chce go spróbować. Robię zdenerwowaną minę i wstaję od stołu, odkładając połówkę gofra na talerz. Straciłam apetyt.
CZYTASZ
Baby, it's complicated
Teen FictionNaiwna nastoletnia miłość. Niezrozumiała, pełna niedomówień, czasami bez sensu, źle zaczęta, błędna, pełna pomyłek i złych zachowań. A jednak wciąż miłość. I to, cholernie, silna. Wiedziałam, że jest idealny i go pokochałam. Później zobaczyłam, że...