Leżę przykryta kołdrą w swoim łóżku. Nie wychodziłam z niego od czterdziestu ośmiu godzin i sądzę, że zaczynam wariować. Nie zliczę ile chusteczek było mi potrzebnych, ile odcinków serialu obejrzałam oraz ile lodów zjadłam w ciągu ostatnich dwóch dni.
Obracam się na drugi bok i zamykam oczy, pogrążając się we wspomnieniach.
- Chcesz zrobić coś szalonego? - szepcze nagle do mojego ucha, powodując ciarki na moim kręgosłupie.
Spoglądam na niego.
- Zależy co.
- Co powiedziałabyś na to, żebyśmy zerwali się z tej dziury? - proponuje.
Marszczę brwi. Zerwać się z kozy? Nigdy tego nie robiłam. Zawsze Jace przychodził do mnie lub na odwrót i razem czekaliśmy na koniec kary.
- Nie wiem czy to dobry pomysł - krzywię się.
- Nie pękaj - wywraca oczami - Poza tym, co mówiłem co o krzywieniu się?
Wystawiam mu język, a ten kręci rozbawiony głową.
- Masz samochód? - pytam.
- Co to za pytanie? - prycha pod nosem - Szukasz sponsora?
- Nie, idioto - śmieję się pod nosem - Zerwę się jeśli odwieziesz mnie do domu.
- Niech będzie - wzrusza ramionami.
- Ale jak mamy to zrobić? Przez okno czy jak? - pytam.
- Może na przykład przez drzwi? - kiwa głową w stronę otwartych na oścież drzwi - Naoglądałaś się za dużo amerykańskich filmów.
- Ty jesteś Amerykaninem - wzruszam ramionami, wstając z krzesła.
- Skąd wiesz? - dziwi się.
- Poznałam po akcencie - wzruszam ramionami - Weź mnie na barana, będzie zabawnie.
- Zdecydowanie za dużo filmów - prycha pod nosem, idąc w stronę drzwi - Idziesz? - pyta, obracając się w moją stronę, a kiedy widzi, że nie mam zamiaru się ruszyć ponownie do mnie podchodzi i staje przede mną, schylając się lekko - Wskakuj - mówi.
Spoglądam na innych, siedzących w kozie.
- Nikomu ani słowa - mówię do nich, następnie wskakuje na ramiona Dylana.
Zaciskam oczy, próbując pozbyć się łez.
- Czy ja dobrze zrozumiałam... CHCESZ WŁAMAĆ SIĘ DO CZYJEGOŚ DOMU? - obracam się, wlepiając w niego zaszokowane spojrzenie - To nielegalne!
- Och, przestań być taką sztywniarą - kręci głową.
- Sam jesteś... jesteś...
- No jaki? - patrzy na mnie.
- Głupi - mówię z uśmiechem na ustach.
Brunet unosi brwi.
- Ty za to jesteś mądra - prycha pod nosem, skręcając w prawo.
- Na pewno mądrzejsza od ciebie.
- Masz odzywki jak dziecko z przedszkola.
- Lepsze takie niż żadne - cmokam.
Kręcę głową. Tak naprawdę to był jego dom. Byłam wtedy taka przerażona!
CZYTASZ
Baby, it's complicated
Teen FictionNaiwna nastoletnia miłość. Niezrozumiała, pełna niedomówień, czasami bez sensu, źle zaczęta, błędna, pełna pomyłek i złych zachowań. A jednak wciąż miłość. I to, cholernie, silna. Wiedziałam, że jest idealny i go pokochałam. Później zobaczyłam, że...