17: „Przez pół roku słuchałabyś mojego rozpaczania nad złamanym sercem"

40.2K 1.2K 771
                                    


I nadszedł kolejny poniedziałek. Sobota zleciała mi dobrze, spędziłam ją z Kelsey. Niedziele spędziłam z samą sobą. Myślałam nad moim życiem, nad tym jak bardzo zmieniło się w ciągu tych kilkunastu dni. To przerażajace. Jeszcze tak niedawno każdy mój dzień polegał na wstaniu, oglądaniu filmów z Jace'em, jedzeniu, odwiedzaniu fast-foodow, graniu na konsoli i śmianiu się. Wszystko z Jac'em. Teraz spędzam dnie bez niego, bez jego głosu, śmiechu, błyszczących oczu, śmiesznych żartów, jego wielgachnych dłoni i dużych ramion, w których mogłam się zatopić, kiedy było mi źle. Naprawdę za nim tęsknie. Jest dla mnie najważniejszy na świecie, zawsze będzie. Umieram z tęsknoty, to się właśnie nazywa powolne umieranie.

Przekraczam próg szkoły z Kelsey po boku.

- Myślałaś już co zrobisz z Dylanem? - pyta mnie.

Krzywię się. Będąc szczera to nawet przez chwilę o tym nie myślałam. Byłam zbyt zajęta płaczem? jedzeniem lodów i oglądaniem zdjęć moich i Jace'a.

- Nie - kręcę głową -  Nie chcę o tym rozmawiać. Co u ciebie? Jak z dziadkami?

Otóż dziadkowie Kelsey, u których nastolatka zamieszkała po śmierci jej rodziców, są bardzo... surowi. Wiele jej zabraniają. Myślę, że wynika to z tego, iż w tak młodym wieku stracili swoją jedyną córkę, więc teraz starają się chronić swoją wnuczkę z całej siły, ponieważ tylko ona im pozostała.

- Tak, ale wiesz jacy oni są... jak zawsze babcia się popłakała i cały wieczór siedziała zamknięta w sypialni, oglądając zdjęcia mamy, a dziadek... on nic nie powiedział. Po prostu wziął książkę i poszedł na taras. Mam tego dość, rozumiesz? Rosie, oczywiście, że kochałam rodziców, zawsze będę ich kochała i zawsze będę za nimi tęskniła, ale nic nie przywróci im życia. Wiem, że odeszli zbyt prędko i wiem, że nikt nie był na to gotowy, ale oni by chcieli, żebyśmy zaczęli normalnie funkcjonować. Nie możemy się zadręczać, to ich na pewno boli - w oczach blondynki pojawiają się łzy.

Patrzę na nią ze współczuciem. Tak, cholernie, mi jej szkoda. W tak młodym wieku zostać sierotą... straszna sprawa. Przyciągam ją do siebie i tulę z całej siły.

- Jeżeli twoi dziadkowie nie zrozumieją to ja z nimi pogadam. Wszystko się ułoży - szepczę do jej ucha i odsuwam się powoli.

Kelsey posyła mi smutny uśmiech.

- Dziękuje, Rosie. Jesteś dla mnie największym wsparciem.

- W końcu od czegoś mamy siebie nawzajem.  - szturcham ją w ramię i ciągnę za rękę w stronę sali od matematyki.

- Bruce wygląda dziś jakby zaliczyła sześćdziesięciolatka z prostatą - stwierdza Kelsey, kiedy przechodzimy obok pieprzonej Bruce.

- Albo jakby nie zaliczyła - prycham pod nosem, a Kelsey kręci głową.

- Właściwie to dlaczego ona aż tak bardzo cię nienawidzi? - pyta, siadając na ławce przed klasą.

- Nie mam, cholernego, pojęcia - wzruszam ramionami - Od zawsze uprzykrzała mi życie. Nienawidziła mnie od samego początku. Dziwna sprawa.

- Powinnaś to gdzieś zgłosić - radzi.

- Nie - kręcę głową - To bez sensu.

- Jak wolisz - wystawia mi język - Swoją drogą, co powiesz na kino dziś wieczorem? - proponuje.

O tak, zdecydowanie tego potrzebuje.

- Chętnie - posyłam jej uśmiech.

Następnie dzwoni dzwonek, a my zrezygnowane wchodzimy do klasy.

Baby, it's complicatedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz