43: „Tak mi przykro..."

28.9K 978 612
                                    

Robię kilka kroków, następnie czuję czyjąś rękę na moim barku. Zostaję okręcona prosto przed Dylana. Patrzę w jego oczy. Widzę w nich smutek i wyrzuty sumienia. Patrzę na jego twarz.

Nie poznaję go.

- Czego chcesz? - syczę w jego stronę.

Chłopak bierze oddech.

- Rose, wysłuchaj mnie - prosi.

- Zgoda - wzruszam ramionami, siadając na ławce przy jego domu.

Przecież i tak nie mam nic do stracenia. Chłopak siada obok mnie, obraca się tak, żeby mógł na mnie spokojnie patrzeć. Widzę, że jest nerwowy. Jestem ciekawa tego co chce mi powiedzieć.

- Sprawa jest bardziej skomplikowana niż myślisz - mówi.

Prycham pod nosem.

- Co w tym skomplikowanego? - pytam - Kłamałeś mi prosto w oczy, a ja byłam zbyt głupia, żeby to zauważyć. Tyle.

Brunet bierze oddech, a jego szczęka się zaciska.

- Mój ojciec jest popieprzony, Rose - zaczyna - Miał obsesję na punkcie twojej matki. Odkąd byłem małym dzieckiem słuchałem jego pierdolenia o tym, że kocha Panią Wilson na zabój, że jest cudowna, że jeszcze będą razem. Wiesz jakie to popieprzone dla dziecka? Słuchałem mojego ojca, mówiącego o tym, że kocha inną kobietę, kiedy moja matka gotowała obiad. Miał album ze zdjęciami twojej matki, oglądał je codziennie przed snem. Moja matka udawała, że tego nie widzi, ale widziała, bo on nawet się z tym, kurwa, nie krył. Codziennie wyszukiwał informacji o twojej matce w internecie, codziennie opowiadał mi o tym jaki ubaw mieli, kiedy byli młodzi. Któregoś dnia moja matka nie wytrzymała. Zabiła się. I kurwa nie wybaczę mu tego nigdy. A mój ojciec? Nie przyszedł nawet na jej pogrzeb, ponieważ był u twojej matki powiedzieć jej o tym, że jego żona się zabiła. Oczywiście nie zastał twojej matki, ale kiedy wrócił opowiadał mi, że spotkał ciebie. Ty go nie widziałaś. Mówił jaka to jesteś piękna, tak bardzo podobna do swojej matki. Wtedy coś we mnie, kurwa, pękło - brunet bierze oddech, patrząc przed siebie.

Wypuszczam powietrze z ust i mrugam oczami, aby pozbyć się z nich łez. To straszne. Przerażajace. Ojciec Dylana to paskudny człowiek. Obrzydza mnie. Współczuje Dylanowi, musiał mieć okropne dzieciństwo z tym psycholem. Serce mnie boli, kiedy próbuje wyobrazić sobie niewinnego chłopca, który nie rozumie dlaczego jego tato nie kocha jego mamy.

- Tak mi przykro...

- To jeszcze nie koniec - przerywa mi brązowooki - Zrobiłem coś, czego będę żałować do końca życia, Rose. Wykorzystałem cię.

- Co masz na myśli? - pytam, marszcząc brwi.

- Nie przez przypadek znaleźliśmy się w jednej szkole i w jednej klasie. Kazałem ojcu zapisać mnie do tej szkoły ze względu na ciebie. Od pogrzebu... od momentu, kiedy on powiedział mi, że jego „wielka miłość" ma córkę, postanowiłem się zemścić. Byłem wściekły na mojego ojca, ale też na twoją matkę. Gdyby nie ona... moja mama dzisiaj by żyła. Postanowiłem więc cię wykorzystać. Rozkochać i zostawić. Przy okazji któregoś, cholernego, dnia na początku naszej znajomosci poszedłem do twojej mamy. Powiedziałem jej, że jesteś przepiękna, ale będziesz bardzo cierpieć za to jak ona potraktowała mojego ojca, przez co moja matka się zabiła. Twoja matka wyglądała na naprawdę przerażoną. Żałowałem tego, ale było za późno. Ale, cholera, Rose z każdym dniem spędzonym z tobą zaczynałem żałować tego, co zacząłem. Może na początku chodziło o zemstę, ale później sam zacząłem się w tobie zakochiwać. Pokochałem każdą najmniejszą rzecz w tobie i ani trochę nie chciałem cię skrzywdzić. Chciałem cię chronić. Zobaczyłem, że jesteś dobrym człowiekiem. Zrozumiałem, że ani ty ani twoja matka nigdy nie byłyście niczemu winne - brunet bierze oddech - Proszę, wybacz mi.

Patrzę na niego. Czekam aż zacznie się śmiać i powie, że to kiepski żart. To nie może być prawda. Nie zrobiłby mi tego. Dylan nie jest taki.

- Powiedz, że to kłamstwo - błagam.

Brązowooki kręci głową, a jego oczy robią się szkliste.

- Chciałbym, żeby tak było.

Biorę oddech. Moje serce wiele razy się łamało, ale nigdy nie w tak bolesny sposób jak dziś. Czuję się jakby cały mój świat runął, a wszystko w co wierzyłam zniknęło.

- Kochasz mnie? - zapytałam.

- Co to za pyta...

- Kochasz mnie? - ponowiłam pytanie.

Brunet przysuwa się bliżej mnie, jednak ja odsuwam  się od niego jak poparzona. Sama myśl, że mógłby mnie teraz dotknąć przyprawia mnie o ból głowy. Patrzę na niego wyczekująco.

- Oczywiście, że tak - odpowiada bez chwili zawahania.

Przełykam ślinę, patrząc na swoje dłonie. Czas podjąć najbadziej odpowiednią decyzję, jaką mogłam podjąć w ciągu całego mojego życia. Podnoszę głowę i spoglądam prosto w jego piękne brązowe oczy, które pozostaną jedynie moim bolesnym wspomnieniem.

- Kłamałeś od początku... ale w tej sprawie ci wierzę - zaczynam - Mam do ciebie prośbę.

- Zrobię wszystko - patrzy na mnie zdesperowany.

- Jeśli naprawdę mnie kochasz, zniknij z mojego życia i nie zbliżaj się do mnie nigdy więcej - proszę go - Wmów sobie, że nie istnieje - wzruszam ramionami.

- Rose...

- Nie - kręcę głową - To koniec, Dylan. Wybaczyłabym ci wiele, ale nie takie coś. - wzdycham - Jest mi przykro - łza płynie po moim policzku - Pamiętasz, kiedy mówiłam, że nie jesteś taki jak swój ojciec? - pytam, a brunet kiwa głową - Cóż, myliłam się.

Wstaję z ławki i idę przed siebie. Brunet za mną nie idzie, ku mojej uldze. Nie potrafię nawet na niego patrzeć. To za bardzo boli. Zainteresował się mną tylko dlatego, że chciał się zemścić. Nie, bo mu się podobałam. Chciał mnie skrzywdzić.

Udało mu się.

A mama... zrobiła mi tak wiele okropieństw, ale teraz to wszystko zaczyna mieć sens. Bała się ojca Dylana, w dodatku miała prawo obawiać się też samego Dylana, ponieważ miał czelność przyjść do niej i ją straszyć. Nie próbuję jej usprawiedliwiać, ponieważ to co zrobiła razem z ojcem było okropne, jednak teraz zaczyna to nabierać większego sensu.

Pukam do drzwi, które po chwili się otwierają. Czuję ulgę, kiedy widzę przed sobą dwójkę osób, które nigdy mnie nie zawiodły. Patrzę na Jace'a i Kelsey ze łzami w oczach i nie czekając ani chwili wtulam się w ich obu naraz. To wszystko, czego w tej chwili potrzebuję.

***

- Kurwa, to brzmi jak scenariusz z jakiegoś filmu - wydusza z siebie Kelsey po wysłuchaniu mnie.

- Od początku go nie lubiłem - dodaje Jace.

Wzdycham.

- Stało się - wzruszam ramionami - Nie mogę się nad sobą użalać, muszę ruszyć do przodu i żyć dalej. Po prostu nie chcę go więcej widzieć.

- Jesteś, cholernie, dzielna - mówi Kelsey i przyciąga mnie do siebie, zamykając mnie w szczelnym uścisku.

- Dziękuje, że jesteście - mówię.

- Jesteśmy i zawsze będziemy - mruczy Jace - Rosie... wiem, że nie byłem wobec ciebie w porządku, kiedy byłem z Beth. Przepraszam.

- Nie szkodzi - kręcę głową - Ja też nie zawsze byłam wzorem przyjaciółki.

- Cóż, ciężko być tą idealną z naszej trójki - wzdycha Kelsey, powodując nasz śmiech.

- Zamówię pizze, co wy na to? - proponuje Jace.

- Jestem za - kiwam głową.

I wszystko wraca do punktu wyjścia.

***
Wiem, że rozdział jest krótki. Miał taki być.

xx

Baby, it's complicatedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz