10: „Daj mi chociaż swój numer"

40.1K 1.4K 1.1K
                                    


- Wyprostuj się - matka posyła mi spojrzenie pełne dezaprobaty.

Zaciskam piąstki ze złości i staje obok niej, starając zachowywać się w miarę przyzwoitości normalnie, chociaż tak naprawdę mam ochotę wybiec stąd jak najprędzej.

Wchodzimy do środka, wcześniej dając ochroniarzowi nasze zaproszenia. Przylepiam na twarz fałszywy, szeroki uśmiech i witam się z każdym po kolei, aż w końcu odnajduje krzesło, przed którym leży talerz, obok którego widnieje karteczka z moim imieniem i nazwiskiem. Siadam więc, matka siedzi obok mnie, a ojciec obok niej.

- Posłuchaj - zaczyna kobieta do mojego ucha - Tam, naprzeciwko i trochę po prawej, siedzi chłopak w twoim wieku. Aktualnie robimy interesy z jego rodzicami. Potrzebuje żebyś dziś z nim trochę pogadała, pośmiała się. Okej? - pyta mnie.

Spoglądam na nią jak na kosmitkę.

- Żartujesz sobie? - unoszę brwi - Mam z nim flirtować?

- A co to takiego? - wywraca oczami.

W ogóle nie liczy się z moimi uczuciami. W ogóle.

- W porządku - wstaję, mrugając oczami, aby się nie rozpłakać - Ale nie wiem czy wrócę. Zależy od tego to czy nasz seks będzie wystarczająco dobry - mówię prowokacyjnie i odchodzę od matki, która zrobiła się wręcz purpurowa ze złości.

Błagam, niech jadą już w podróż służbową. Mam ich dosyć, a dopiero przyjechali.

Podchodzę do bruneta, z którym matka kazała mi zacząć flirtować. Cóż... czasem trochę rozrywki wchodzi na dobre, prawda? Ciekawe co robi teraz Dylan... albo Jace, nadal jest na mnie zły? Pewnie tak. Ja na niego też. Tym razem nie mam zamiaru przepraszać jako pierwsza, bo to on zawinił, on nie liczył się z tym, co mam do powiedzenia. I to mnie cholernie zawiodło.

- Cześć - zajmuję miejsce obok niebieskookiego bruneta, które „dziwnym przypadkiem" jest wolne.

Chłopak obraca się w moją stronę i obarcza mnie swoim spojrzeniem. Cóż, tak, jest przystojny. I tak, mogłabym się z nim umówić. Ale NIE, nigdy tego nie zrobię, bo wiem, że to oznaczałoby wygraną mojej matki, a to nie wchodzi w grę.

- Witaj - posyła mi sympatyczny uśmiech.

Uch, nie bądź miły! Wszystko utrudniasz.

- Cóż, jak masz na imię? - pytam.

- Travis, a ty?

- Jestem Rosie - uśmiecham się.

- W takim razie, co cię do mnie sprowadza, Rosie? - unosi jedną brew do góry.

- Nie chcesz widzieć - mówię, zanim pomyśle - To znaczy, wydajesz się sympatyczny i... miło byłoby się z kimś tutaj zakolegować.

Boże, jesteś totalną idiotką, Rosie!

- Okej - wzrusza ramionami - Więc ile masz lat?

- Prawie siedemnaście - poruszam zabawnie brwiami - Skończę siedemnaście lat w grudniu.

- Pozwól mi zgadnąć, dwudziestego czwartego grudnia? - unosi brwi rozbawiony.

Kręcę głową z uśmiechem.

- Niestety nie. Byłeś blisko, bo dwudziestego trzeciego - wystawiam język.

- Ależ mam dziś szczęście - sarka - Jesteś trochę jak prezent pod choinką, nie uważasz?

- Nie, dlaczego?

- Bo każdy cieszy się, kiedy cię widzi - puszcza mi oczko, następnie oboje wybuchamy śmiechem - Tak... to był dość słaby żart.

Baby, it's complicatedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz