Ścieram łzy z policzków. Całą noc gapiłam się na ścianę sufitu. To ciężkie i potrzebny mi czas. Musiałam to zrobić, nie mogę tak dłużej. Dylan mnie rani i wiem, że ja go też. Nie powinniśmy ze sobą przebywać, tylko krzywdzimy się nawzajem. Czasami trzeba z czegoś zrezygnować dla dobra ogółu. To była trudna decyzja, ale wiem, że najlepsza jaką mogłam podjąć. Teraz zostało się z nią jeszcze pogodzić, co nie jest takie łatwe, bo Dylan w ciągu tych wszystkich miesięcy stał się dla mnie, okropnie, ważny i sprawił, że pragnęłam go całą sobą. Uwielbiam sposób w jaki się uśmiecha, kiedy mówię mu jakiś słaby żart, sposób w jaki na mnie patrzy, sposób, w który dotyka mojego ramienia, szepcząc mi coś do ucha, sposób w jaki mnie całuje, muskając najpierw górną wargę, sposób, w który mnie dotyka, a jego dłonie błądzą po całym moim ciele. Uwielbiam w nim to, że ma takie dobre serce, którego boi się pokazać, to że się o mnie troszczy, jego poczucie humoru. I mimo, że nienawidzę tego, że przeklina, nie zapina pasów, używa przemocy jako rozwiązania, jest zmienny i szybko się denerwuje to nie obchodzi mnie to, ponieważ kocham go z wszystkimi jego niedoskonałościami.
Szkoda, że nam nie wyszło.
Zamykam twarz w dłoniach. Następnie schodzę z łóżka nawet nie siląc się, aby je pościelić. Zakładam kapcie na nogi i zarzucam szlafrok na plecy. Schodzę po schodach prosto do kuchni. Mamy nie ma, jak się okazuje. No cóż, może poszła na zakupy czy coś. Biorę słodką bułkę, którą kładę na talerz. Nie mam ochoty na naleśniki lub gofry, za bardzo przypominają mi o nim. Następnie nalewam coca-coli do szklanki i siadam na kanapie, włączając jakiś serial.
Cholernie zdrowo, prawda?
A czy ty kiedykolwiek jadasz zdrowo?
...
No właśnie.
Kiedy zjadam śniadanie, wyłączam telewizor. Sprzątam po sobie i idę do swojego pokoju, aby się ubrać. Wypijam kawę, ponieważ jestem ledwo żywa po nieprzespanej nocy, następnie wychodzę z domu, zamykając za sobą drzwi. Idę na przystanek autobusowy. Kiedy autobus przyjeżdża wsiadam do niego i wysiadam pod miejscem, do którego chciałam udać się już bardzo dawno.
- Dzień dobry - mówię, stając przed strażnikiem więziennym, siedzącym za ladą - Ja do Riley'a Wilsona.
Strażnik lustruje mnie od góry do dołu.
- Jest pani z rodziny? - pyta rzeczowo.
- Siostrą - mówię, wręczając mu dowód tożsamości.
Mężczyzna kiwa głową, spoglądając na moje ID. Następnie zaczyna szukać czegoś w szufladzie i po chwili wręcza mi kartkę na sznurku.
- Załóż to na szyje, to identyfikator odwiedzającego i bez niego cię nie wpuszczą - mówi - Masz pół godziny.
Kiwam głową.
- Dzięki - rzucam, odchodząc.
Pokonuję kilka kroków, dzielących mnie od drzwi dla odwiedzających. W końcu podchodzę do nich.
- Pani do kogo? - pyta mnie kolejny strażnik.
To zaczyna być irytujące, ale w końcu to więzienie.
- Do Riley'a Wilsona - mówię, pokazując identyfikator, który dano mi przy wejściu.
Starszy człowiek kiwa głową, otwierając mi drzwi przez, które wchodzę. Z delikatnym biciem serca siadam przy jednym ze stolików i czekam. Mija około pięć minut, kiedy drzwi się otwierają. I widzę go. Riley wchodzi przez inne drzwi niż ja i zaczyna szukać mnie spojrzeniem. Podrywam się z krzesła i podbiegam do niego, wtulając się z całej siły w jego klatkę piersiową. Chłopak początkowo zdziwiony po chwili odwzajemnia uścisk, przyciągając mnie mocno do siebie. Tkwimy w tej pozycji dłuższą chwile, ale w końcu odrywamy się od siebie. Patrzymy na siebie z szerokimi usmiechami. Riley dotyka moich włosów.
CZYTASZ
Baby, it's complicated
Teen FictionNaiwna nastoletnia miłość. Niezrozumiała, pełna niedomówień, czasami bez sensu, źle zaczęta, błędna, pełna pomyłek i złych zachowań. A jednak wciąż miłość. I to, cholernie, silna. Wiedziałam, że jest idealny i go pokochałam. Później zobaczyłam, że...