Ha, przeczytałam książkę angielskiego króla dandyzmu. Miała być świetna, była słaba.
Naprawdę, osławiony Portret Doriana Graya, książka znana jako niemoralna, mroczna, perwersyjna i głęboka, okazała się być wycinkiem z pamiętniczka nastolatki.
Postać Doriana była jakby pozbawiona woli, nieukształtowana, jedyne, na czym się znał, to drogie kamienie i gobeliny, a wszystko, co robił, robił będąc pod silnym wpływem swojego przyjaciela. Nawet ten podobno niesamowicie oryginalny wątek homoseksualny był słaby, prawie niewidoczny. Spodziwałam się dużo więcej, nie tylko po treści, ale i po formie tekstu. Opisy, które na początku wydawały się być zalążkiem sensualizmu i barwnego słownictwa, okazały się być nieporadnym wyliczeniem bogatych mebli i tkanin, znajdujących się w danym pomieszczeniu. Nawet zbrodnia dokonana przez głównego bohatera nie była klimatyczna.
Poza tym, zirytował mnie swoim podejściem do Basila, Dorian Gray był beznadziejnym przyjacielem.
Pozostaje jeszcze kwestia magicznej mocy obrazu, która podkreślana była przez autora kilka razy już na samym początku, jakby zdesperowany próbował krzyczeć 'PATRZCIE, TO GŁĘBOKA KSIĄŻKA, O TYM WŁAŚNIE JEST'.Z całego tego korowodu śmieszności polubiłam jedną osóbkę, którą do śmierci doprowadził nasz wspaniały Dorian. Sybil była niewinna i kochana, a ten napuszony dandys złamał jej serce.
No, to tyle, chociaż nie powiedziałabym, żeby książka ta była zupełnie niewarta uwagi, można dużo dowiedzieć się z niej o kamieniach szlachetnych i srebrach w stylu Ludwika XIV. Poza tym, nie wykluczam możliwości, że to wina tłumaczenia, może pan Wilde lepiej pisał, nie wiem, przynajmniej trochę się pośmiałam, czytając to.
CZYTASZ
Kiedy próbujesz być artystą, ale nie.
DiversosTak jak w tytule. Próbuję coś stworzyć (najczęściej narysować, rzadziej namalować), z różnym skutkiem.