#Rozdział 39

51 1 0
                                    

W końcu po szarym, burzliwym tygodniu wyszło oczekiwane przez wszystkich słońce. Nie tracąc udanego weekendu poszedłem trochę pobiegać. Dobrze mi to zrobi, szczególnie, że za niedługo odbędą się zawody, na których pojawią się ważni trenerzy z wyższych uczelni. Jeśli ktoś ich do siebie przekona swoimi umiejętnościami i będzie miał odrobinę szczęścia, to może zaproponują mu grę na światowym poziomie, a to wiąże się z wielką karierą sportową. Jest to jedno z moich największych marzeń, dlatego muszę się skupić i mocno ćwiczyć, aby podczas meczu być w idealnej formie. 

Muzyka rozbrzmiewała w moich uszach, kiedy przemierzałem kolejny kilometr. Po chwili postanowiłem zrobić sobie krótką przerwę i odpocząć. Usiadłem zmęczony na ławce i zamknąłem oczy, by lepiej skupić się na głębokim oddychaniu. 

-A ty co Johnson, rodzisz?- usłyszałem jadowity głos najbardziej fałszywego człowieka chodzącego po tym świecie.

-To znowu, ty Mark. Nie nudzi ci się dogryzanie? Tak, podpowiem, że nikogo i tak to nie rusza, więc możesz przestać.- odpowiedziałem równie uprzejmym tonem.

-Gadaj sobie co tam chcesz. Ciebie i tak wszyscy mają za idiotę. Zadajesz się z największą szmatą w okolicy. Mogłeś być kimś. Mogłeś mieć przyjaciół i sławę, a teraz nie masz nic oprócz tej swojej ,,dziewczyny". Jesteś na prawdę żałosny.- westchnął teatralnie.- No ja idę ćwiczyć i nie marnować swojego cennego czasu z nieudacznikiem. 

-Możesz sobie ćwiczyć nawet dwadzieścia cztery na dobę, ale wiedz, że i tak będę od ciebie lepszy. Do sportu trzeba mieć talent, którego ci niestety brakuje.- uśmiechnąłem się kpiąco.

-Jeszcze się okaże...

-Zobaczymy. Powodzenia w bieganiu.- syknąłem i odbiegłem. Nie miałem zamiaru zostać z tym kretynem, ani sekundy dłużej. Mark Fennel jest skończonym debilem i mam zamiar mu wkrótce pokazać, że jest leszczem. Dzięki spotkaniu z nim byłem bardziej zmotywowany do dalszych ćwiczeń.

Gdy po godzinie dobiegłem do domu byłem cały mokry i wyczerpany, ale jednocześnie usatysfakcjonowany. Wiedziałem, że od dzisiaj będę pracował tysiąc razy ciężej. Mam dodatkową motywację do tego, aby się pokazać. Nie mogłem się doczekać miny Marka i jego braciszka, kiedy to mi zaproponują stypendium i członkostwo w światowej drużynie koszykówki. Czułem w ustach smak bliskiego zwycięstwa. 

Kiedy w końcu doczłapałem się do swojego pokoju, chwyciłem jakieś rzeczy na przebranie i udałem się na regenerujący prysznic. Pod gorącą wodą umyłem całe swoje spocone ciało, przez co czułem się zdecydowanie lepiej. Później wytarłem się i założyłem suche spodnie dresowe. Zmęczony ponownie pojawiłem się u siebie, ale tym razem od razu wskoczyłem do pościelonego łóżka. Miło było poleżeć nic nie robiąc i odpocząć. Zamknąłem oczy i zatopiłem twarz w poduszce. Niestety po kilku minutach moją błogość przerwał dzwonek mojego telefonu. Zrezygnowany sięgnąłem po urządzenie leżące na szafce nocnej obok łóżka i odebrałem nie sprawdzając, kto dzwoni.

-Halo?- zapytałem zmęczony.

-Halo. Obudziłam cię, czy właśnie kładłeś się spać?- śpiewny głos Madison zabrzmiał po drugiej stronie słuchawki.

-Właśnie wróciłem z wykańczającego treningu i położyłem się na chwilę, dopóki nie zadzwoniłaś.- obróciłem się i oparłem o poduszki.

-Przepraszam nie wiedziałam, jak coś to mogę zadzwonić później...- przerwałem jej.

-Nie spokojnie, wiesz przecież, że ty nigdy mi nie przeszkadzasz. Mogę odpocząć kiedy indziej.- powiedziałem szczerze, bo nie sądziłem, że poruszanie ustami jest w stanie mnie bardziej wykończyć.

-No dobrze. Chciałam ci powiedzieć, że po pierwsze nie będę się mogła z tobą jutro spotkać, bo idę na takie zajęcia do biblioteki.- byłem zbyt zmęczony, żeby dowiedzieć się coś więcej na ten temat, więc po  prostu odpuściłem. Pewnie wkrótce i tak dowiem się o co chodziło.- A druga sprawa jest taka, że ja zaczynam się o ciebie poważnie martwić.

-Czemu?- zapytałem zdziwiony.

-Ja wiem, że chcesz wypaść jak najlepiej przed tymi całymi trenerami, czy kimkolwiek oni są, ale uważaj na siebie. Codziennie ćwiczysz bardzo ciężko... Nie chcę żebyś nabawił się jakiejś kontuzji, czy coś w tym stylu...- powiedziała z troską.

-Maddy, ja wiem co robię. Postanowiłem coś sobie i wykonam to. Poza tym muszę skopać tyłek Fennelowi i jego głupiemu braciszkowi. Pokażę im, że to ja mam talent i zasługuję na sukces bez niczyjej pomocy.- udowodnię mu, że swoją ciężką pracą zaszedłem, tak daleko i zasługuję na miejsce w drużynie.

-Rozumiem, tylko proszę cię obiecaj mi, że nie przeszarżujesz i będziesz na siebie uważał na każdym treningu. Nie przejmuj się tymi kretynami, bo ty masz prawdziwy talent i ja w ciebie wierzę. W twoje zwycięstwo...- powiedziała te słowa z wielkim naciskiem. Wiedziałem, że ona mnie wspiera i jest ze mną. Dzięki niej czułem jeszcze większą determinacje, żeby skopać Markowi tyłek.

-Obiecuję i dziękuję ci za to, że ze mną jesteś Mad.- powiedziałem szczerze.


--------

Mark

Wszedłem do baru, gdzie czekali już na mnie Jeremi, Patrick i Jim. Miałem im do przekazania bardzo ważną sprawę. Miałem nadzieję, że mnie poprą i nie wymiksują się.

-Oooo któż to przyszedł.- zawołał wesoło Jeremi. Przywitałem się z całą grupą i usiadłem na wolnym krześle. 

-Jak tam przygotowania do wielkiego meczu?- zapytał Patrick.

-W porządku. Zacząłem ostro ćwiczyć, jednak przeszkadza mi w tym jeden mały idiotyczny problem. Spotkałem dzisiaj w parku Johnsona. Nieudacznik zaczął się do mnie rzucać. Myśli, że wszystko mu wolno i mnie pokona.- zaśmiałem się, a wraz ze mną chłopaki.- Oczywiście, to są tylko jego głupiutkie marzenia. Niech on się lepiej wyniesie z tego miasta razem ze swoją zdzirą. 

-Dokładnie, bo to my tutaj rządzimy.- krzyknął Jim. 

-Tak to prawda, jednak ten wyrzutek nie może zabłysnąć na tym meczu nawet na sekundę. Ma zostać zdeptany i zrównany z ziemią, jak jego dziewczyna. 

-Co masz przez to na myśli?- zapytał podejrzliwie Jeremi. W tym momencie trzy pary oczu spojrzały w moją stronę. Chłopcy oczekiwali na mój genialny plan, który kończył raz na zawsze Sebastiana.

-A więc jak pewnie się spodziewacie, mój ojciec zapłacił dyrektorowi, żeby mnie chwalił przed kadrą trenerską. To już jest połowa sukcesu, a drugą jest to, żebym im pokazał na co mnie stać. Tutaj zaczyna się wasza pomoc. Oczywiście dostaniecie odpowiednią sumę i przy okazji może też zabłyśniecie. 

-Streszczaj się.- powiedział Patrick.

-Spokojnie... Chcę, tylko żebyście podczas meczu napadli na Johnsona, tak żeby już nigdy więcej nie stanął na boisku.- zacząłem się śmiać.- Teraz pytanie. Wchodzicie w to, czy nie? Jeśli nie, to możemy zakończyć naszą znajomość. To jak będzie chłopaki?- wiedziałem, że jestem w stanie ich przekonać i zlikwidować swojego głównego wroga. Sebastianie Johnson możesz się pożegnać z karierą sportową na wieki.

Od Pierwszego Wejrzenia... (W TRAKCIE KOREKTY!) Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz